♣︎25♣︎

464 29 8
                                    

Nadeszła wiosna, już oficjalnie. Teraz nareszcie dało się posiedzieć na tarasie dłużej niż pięć minut i mimo że nadal trzeba było być ciepło ubranym (szczególnie Will, który strasznie szybko marzł). Chłopak bardzo polubił siedzenie na dworze, nawet pomimo tego lodowatego wiatru. Czasem zrywał się on i atakował znienacka, co nie należało do najprzyjemniejszych, ale dało się to nieść. Zresztą, wiedział, że nie minie kilka tygodni a po wietrze nie będzie ani śladu.

Ziemia w ogrodzie przestawała być twarda jak lód; teraz była niebywale błotnista i miękka, bardzo łatwo było się na niej poślizgnąć. Delikatne źbełka trawy zaczęły wyrastać z gleby, jedno po drugim, aż w końcu pokryły glebę delikatnym zielonkawym meszkiem. Tu i ówdzie, zwłaszcza pod płotem wyznaczającym granice ogrodu, zaczęły się podnosić delikatne łodyżki pierwszych wiosennych kwiatów. Z dnia na dzień Will obserwował jak zielone pączki nabierały kolorów i otwierały się, pokazując światu płatki, jakby był to najpiękniejszy i najwspanialszy cud świata.

Bo był.

Will patrzył na fioletowe przylaszczki budzące się do życia, jedna po drugiej, niczym rozrastające się królestwo. Nie potrafił nie być nimi oczarowany. Nad nimi górowały majestatyczne krokusy, jak obronne wieże, niektóre żółte i białe. Tam, gdzie znajdowało się najwięcej światła, podnosiły się narcyze, najpiękniejsze z pięknych, samotne lecz pełne niesamowitego wdzięku.

Will pokochał wiosnę. Rozumiał już, dlaczego Luc tak ją uwielbiał.

Ciotka też wydawała się oczarowana; codziennie spoglądała marzycielsko na ogród, czy to właśnie przed wyjściem, czy to podczas picia herbaty z Willem. Wpatrywała się jeszcze intensywniej, odkąd tylko łodygi pierwszych wiosennych kwiatów zaczęły się wznosić, pąki delikatnie rozkwitać. Tego dnia oznajmiła Willowi, że nie mogą już czekać; ogród trzeba wreszcie uporządkować.

W najbliższy weekend siedzieli w samochodzie, jadąc do ulubionego sklepu ogrodniczego ciotki. Will ziewnął. Tej nocy znowu nie mógł zasnąć, dręczony przez ten sam koszmar z Nio. Strach, że jego przeszłość się wyda, znowu mu towarzyszył, już któryś dzień z rzędu. Chciał po prostu móc o tym zapomnieć; żyć tak jak wcześniej. Nie był jednak w stanie. Nio zniszczyło jego poczucie bezpieczeństwa. Znowu uświadomiono go, że tutaj nie pasował. Był pasożytem, intruzem, balansującym na granicy bycia akceptowanym.

Zanim wsiedli do samochodu, Luc zapytał się Willa czy wszystko było w porządku. A on skłamał mu prosto w oczy. Czuł się jak najgorszy śmieć, kiedy Luc poklepał go po ramieniu i uśmiechnął się, jakby nie do końca uwierzył w jego słowa, ale i tak chciał go pocieszyć. Will nie mógł się pozbyć wyrzutów sumienia. Patrząc bezmyślnie w mijające za oknem drzewa, tylko o tym potrafił myśleć.

Luc i ciotka siedzieli z przodu, co jakiś czas sprzeczając się o muzykę grającą ze Spotify chłopaka. Aktualnie lecący kawałek był raczej powolny, z subtelnym akompaniamentem gitary. Luc cicho podśpiewywał. Will odkrył, że miał bardzo przyjemny głos, gdy śpiewał; tak delikatny i melodyjny. Jednak zupełnie nie był w stanie skupić się na słowach, nawet pomimo tego, że były po polsku. Wszystko wokół niego wydawało się rozmazywać i bujać, jakby nie było prawdziwe i fizyczne, a wyimaginowane i ulotne. Przestał czuć swoje ciało, jedynymi co rejestrował był przytłumiony głos Luca oraz jego własne myśli.

I to właśnie one go zaabsorbowały, odcinając go zupełnie od rzeczywistości. Miał wrażenie, że naokoło zrobiło się całkowicie ciemno, dlatego choć widział, nie mógł nic zobaczyć. Żołądek zacisnął mu się w supeł, znowu, tak jak znowu usłyszał te słowa:

Kłamca.

Tchórz.

Zdrajca.

Śmieć.

Kwiaty z twojego ogrodu || BoyxBoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz