Było zadziwiająco ciepło jak na wczesną wiosnę, jednak mimo to Will miał zarzuconą kurtkę Luca na ramiona. Nie chodziło o temperaturę; lubił, kiedy otaczał go zapach chłopaka. Był znajomy i uspokajający, pachniał jak... dom. Delikatna nuta słodyczy w jego perfumach wydawała się nieść ze sobą delikatne ciepło, subtelne poczucie bezpieczeństwa.
Will nie wiedział, w jakim stanie by się znajdował, gdyby nie miał kurtki przy sobie. Luc, widząc, że chłopakowi jest odrobinę chłodno, oddał mu ją, gdy tylko weszli do ogrodu Sary. Ale od tego momentu minęło już kilka godzin, a każda z nich ciągnęła się dla Willa jak wieki. Jednak zapach pomagał; Will miał wrażenie, jak gdyby Luc siedział koło niego i otaczał go ramieniem, gdy w rzeczywistości był w środku zainteresowania przyjęcia, a Will na obrzeżach ogrodu.
Wiele by dał, byle tylko już stąd iść. Nie nadawał się na takie spotkania, w szczególności imprezy. Ale ciotka powiedziała, że przyjedzie po nich wieczorem, a Will wiedział, że nie powinien marnować jej czasu przez swoje samolubne zachcianki. Musiał jakoś przez to przebrnąć.
Spacerował przy rzędach krzewów i kwiatów, starając się nie rzucać w oczy. Niezbyt mu to wychodziło. Kilka osób podeszło do niego i przywitało się; rozmowa w ogóle się nie kleiła, więc obie strony traciły szybko zainteresowanie. Will doskonale wiedział, że to była jego wina; zupełnie nie potrafił rozmawiać.
Udawało mu się to tylko, i to czasem, z tymi, których znał bliżej. Wiedział bowiem w jaki sposób myślą, potrafił rozrysować schemat ich zachowań, kłębiące się z tyłu głowy myśli. Znał ich oczekiwania i właśnie tak się zachowywał; mając instrukcję i stosując się do niej, czuł się bezpiecznie.
Teraz natomiast był w otoczeniu nieznajomych, ludzi, na których twarzach dla Willa znajdował się jeden wielki znak zapytania. Nie wiedział co myślą i to doprowadzało go do obłędu. Miał wrażenie, że wystarczy jedno źle dobrane słowo, jeden nie do końca idealny uśmiech, a każdy dookoła obnaży zęby i zacznie się śmiać z pogardą. Litość i powierzchowne rozbawienie w oczach, w tęczówkach zbierze się odraza, niechęć i szyderstwo. Wiedział, że każdy wytknie mu to, co wiedział najlepiej: że jest zacofany i głupi, że nie powinno go tu być i że najlepiej gdyby przestał się pokazywać ludziom na oczy. Pięści wydawały się zaciskać, gotowe rzucić się na niego i pokazać mu, gdzie było jego miejsce.
Will starał się ignorować te natrętne myśli, ale nie potrafił. Starał się przekonać samego siebie, że to nieprawda, jednak rozum mówił mu co innego. Doświadczenie i strach były silniejsze niż rozsądek.
Po trawniku przechadzało się przynajmniej dwadzieścia nieznajomych mu osób, każda w inną stronę. Wydawali się zataczać zabójcze kręgi wokół niego, jak drapieżnik polujący na ofiarę. Obce twarze ciągle go obserwowały, ich oczy czujne, usta nieustannie coś mówiące. Ciągle ktoś się ruszał, gestykulował, mówił głośno, ciszej, szeptał, krzyczał... Willowi zaczynało powoli kręcić się w głowie.
Byli bliżej i bliżej z każdą chwilą; Will czuł ich oddech na karku, ramiona napierające na niego, szturchające w bok łokcie i dłonie, które czuł na swoim ciele, bawiące się fakturą jego ubrań i wsuwające się pod materiał. Will wiedział, że to tylko jego wrażenie, że tak naprawdę stoją daleko, jednak mimo tego nie mógł normalnie oddychać. W głowie słyszał tylko te wszystkie obelgi i okropne słowa jakie musieli chcieć powiedzieć; wskazać na jego za duże ubrania, na puchową kurtkę w dość ciepły dzień, na zmierzwione wiatrem włosy i bladą twarz, na cokolwiek, byle tylko z niego zadrwić.
I mówili, i mówili, a harmider zagłuszał ich słowa; mimo że Will ich nie słyszał, wiedział, że dokładnie tak się działo. Czuł ich brzmienie w uszach, i doprowadzało go to do szaleństwa. Will miał wrażenie, że wręcz balansował na granicy obłędu. Chciał skryć się pod ziemią lub stanąć na najcieńszych gałązkach najwyższego drzewa, byle się tylko zdystansować, chociaż odrobinę, zanim jego serce postanowi wybuchnąć od tak przyspieszonego pulsu.
CZYTASZ
Kwiaty z twojego ogrodu || BoyxBoy
Mystery / ThrillerWill był wychowywany pod ziemią, w szemranym ośrodku odkąd tylko pamiętał. Nie wiedział, czym jest świeże, rześkie powietrze; jego świat zawsze pachniał stęchlizną i pleśnią. Chłopak dowiaduje się prawdy na temat swojego losu: niedługo ma się odbyć...