7

8.4K 221 579
                                    

— MARLENNE —



Mówi się, że co nas nie zabije, to nas wzmocni, ale dzisiejszego dnia czuję, że nic nie doda mi już więcej sił. Ta rutyna mnie wykańcza. Jem każdego dnia tylko po to, żeby za moment się tego pozbyć. Równie dobrze mogłabym po prostu nic nie jeść, ale wtedy mógłby ktoś to zauważyć. Decydując się na jakiś posiłek, mogę uniknąć rozmów, które z pewnością by się pojawiły, gdybym tego nie zrobiła. A mój sposób na nie przybieranie na wadze, nie był przecież taki zły, skoro działał. Działał i to było najważniejsze. Reszta nie miała znaczenia.

Żeby jednak nie wykończyć się z głodu, dzisiejszego dnia postanowiłam, że zjem śniadanie i go nie zwrócę. Czasami urządzałam sobie dni przerwy albo chociaż decydowałam się na jeden większy posiłek, gdy zawroty głowy były nie do wytrzymania. W takich chwilach towarzyszyło im często kołatanie serca i silny ból w klatce piersiowej. Wiedziałam, że to z głodu, ale czując głód miałam świadomość, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Byłam głodna, a to oznaczało, że organizm dostaje mniej pożywienia niż potrzebował. To mnie satysfakcjonowało.

— To wszystko, co masz zamiar zabrać? — zapytał sceptycznie Magnus.

Spojrzałam na butelkę wody niegazowanej, jabłko i jogurt naturalny wysokobiałkowy bez tłuszczu, a następnie skinęłam głową.

— Na uczelni coś jeszcze sobie kupię — skłamałam.

— Jak tam wolisz. — Wzruszył ramionami.

Uśmiechnęłam się, aby ukryć grymas na twarzy.

Czasami zaskakiwało mnie to, jak łatwo można się głodzić. Ludzie zazwyczaj nie przykładają do tego większej uwagi, bo wystarczy im powiedzieć, że już się jadło albo nie jest się głodnym i tyle. Rzadko kiedy ktokolwiek to kwestionował, a jeśli już to podważył, szybko puszczał odpowiedź mimo uszu. Wydaje mi się, że łatwiej to olać, niż rzeczywiście zainteresować się tym, a przecież niektórym o to właśnie chodzi. Pragną uwagi ze strony najbliższych, ze strony otoczenia, a ci tylko potwierdzają to, co człowiek sam już wie — jak mało dla nich znaczą. Bo prawdą jest to, że jesteśmy dla nich bez znaczenia. Zupełnie tak, jakbyśmy nie istnieli.

Nie pożegnałam się zbyt czule z bratem, wysiadając z samochodu, natomiast zostałam wyjątkowo ciepło przywitana przez Chase'a. I to dosłownie, bo chłopak przytulił mnie na przywitalnie, mocno oplatając ramionami w talii. Chwilę mi zajęło, nim zdecydowałam się na odwzajemnienie gestu, przez szok, który ciemnowłosy we mnie wywołał.

— Cześć — powiedział do mojego ucha. Odsunął się, aby zmierzyć mnie wzrokiem, a następnie uśmiechnął się pytając: — Jak się czujesz?

Zrobiło mi się ciepło wewnątrz. Nie wiedziałam, czy uczucie spowodowane było jego troską, czy też może objawem serdeczności, jaką okazał tym sympatycznym powitaniem. Ciężko było jednoznacznie to stwierdzić.

Odrzuciłam moje rude włosy do tyłu i przechyliłam głowę na bok.

— Czuję się chujowo, ale stabilnie. Dlaczego pytasz?

Chase podrapał się po karku.

— Nie byłaś w najlepszym stanie, gdy opuszczałem salę z Leighton. Zdawało mi się, że sporo wypiłaś, a ja za bardzo skupiłem się na Lee i nawet nie napisałem do ciebie. Przepraszam, trochę mi głupio.

— Głupio ci, bo zająłeś się swoją dziewczyną, gdy cię potrzebowała? — Spojrzałam na niego zmieszana. — Postąpiłeś bardzo dobrze.

— Tego bym nie powiedział — westchnął z udręką.

A Mockery Of HatredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz