16

11.1K 241 212
                                    

— CHASE —


Ostatnie dni spędziliśmy z Marlenne na treningach u Shannon. Pokaz miał odbyć się już w przyszłym tygodniu, dlatego musieliśmy dopiąć wszystko na ostatni guzik. Obawiałem się tylko sceny pod prysznicem, bo — powiedzmy sobie szczerze — jest dosyć intymna, a ja przy tej dziewczynie tracę zdrowy rozsądek i zdolność do logicznego myślenia. Jednak nie odważylibyśmy posunąć się za daleko, prawda? 

Nie byliśmy przecież nieokiełznanymi zwierzętami, chociaż Chaseywaysy to niezły potwór. Potwór, którego powinni trzymać w klatce. Dokładnie tak.

Marlenne zaczęła odwiedzać nas znacznie częściej. Zawsze była stałym gościem w naszym domu, ale na przestrzeni kilku lat jej wizyty nieco osłabły, a biorąc pod uwagę wszystko, co wiedziałem na ten moment, szczerze cieszyłem się z tego, że czuje się tutaj dobrze. Najbardziej jednak satysfakcjonował mnie zatopiony mur, który oddzielał nas od siebie przez długi okres czasu. Obecnie nic ani nikt nie stwarzał zagrożenia i nie odciągał nas od siebie. Nic ani nikt nie byłoby w stanie tego zrobić.

— Marlenne zostaje u nas na weekend, prawda? — zapytał ojciec.

Zmniejszyłem tempo biegu, aby mu dorównać. Wciąż miał świetną kondycję, ale po dwugodzinnym treningu siłowym i przebiegnięciu pięciu kilometrów na zakończenie, nawet ja padałem z sił, a co dopiero ten staruszek. Starość nie radość przecież.

— Tak — westchnąłem zmęczony. — Całe dwa dni.

— Radziłbym umyć lustro w pokoju.

— Dlaczego? — parsknąłem. — Dawno do niczego się nie przydało.

Ojciec zatrzymał się, kiedy okrążyliśmy okolicę i znaleźliśmy się tuż przed domem, po czym wzruszył ramionami.

— Czyste lustro zawsze się przyda. Zwłaszcza, gdy masz towarzystwo.

— Ale ja nikogo nie... — Wypuściłem głośno powietrze. — Ty chyba nie myślisz, że ja i Marli... My przecież nie...

Jego wzrok mówił mi, że w ogóle nie wierzy w moje słowa. A jeżeli miałbym zdobyć się na szczerość, ja też sobie nie wierzyłem.

— Za dużo mycia. — Machnąłem ręką. — Wątpię, żeby na coś się to zdało. Szkoda roboty.

Ten zaś prychnął w odpowiedzi.

— Dla takich widoków warto się pomęczyć. Pomogę ci.

I tak właśnie znaleźliśmy się na dwóch drabinach w mojej sypialni. Pozbyliśmy się każdej smugi, która zdobiła lustrzany sufit, a przy okazji kilku pajęczyn. Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz zabrałem się do konkretnego czyszczenia, ponieważ i tak nie miałem powodu, aby się do tego zabrać, a poza tym zabrakło chęci. Ja i Leighton na długo przed rozstaniem nie uprawialiśmy seksu, a mój widok przy onanizowaniu jakoś nieszczególnie mnie ciekawił, więc nie zawracałem sobie głowy tym zajęciem. Było zupełnie niepotrzebne, aż do dzisiaj.

Po skończonej robocie zeszliśmy na dół do kuchni i sięgnęliśmy po dzbanek z lemoniadą. Wszystkie dziewczyny w domu — Marlenne, Greta, Nadine, Molly i moja matka — od rana urzędowały w tym pomieszczeniu. Upiekły stos babeczek, wycisnęły tyle cytryn, że lemoniady starczy nam na tydzień, a w dodatku przygotowały ravioli ze szpinakiem i ricottą posypane parmezanem.

Odstawiłem pustą szklankę i chciałem zgarnąć jednego pierożka z brytfanki, ale matka trzepnęła mnie ścierką w ramię.

— A to za co? — Mimowolnie potarłem miejsce, w które oberwałem, chociaż nie bolało.

A Mockery Of HatredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz