— MARLENNE —
Koncert był wspaniały, wieczór cudowny, noc zjawiskowa, a poranek? Poranek był najlepszy.
Obudziłam się w ramionach Chase'a, który cicho pochrapywał. Leżał na plecach, a ja tuż nad nim, zatapiając się w jego uścisku. Obejmował mnie w talii, podczas gdy ja głowę miałam ułożoną na złączonych dłoniach, ułożonych na jego klatce piersiowej. Unosiłam się miarowo, gdy oddychał. Zupełnie tak, jakby moja waga nie sprawiała mu żadnego problemu i nie utrudniała w żaden sposób nabierania powietrza. Jakbym ważyła tyle, co nic. I naprawdę chciałabym w to wierzyć, ale rzeczywistość była przecież inna.
Mimo wszystko więc musiałam, a już na pewno chciałam zejść z niego, aby nie przeciążać go dłużej. Jednak gdy tylko usiłowałam się wydostać z jego ramion, Chase przycisnął mnie mocniej do siebie, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że poranna erekcja nie jest legendą. Ja i Terrence... My nigdy nie byliśmy tak blisko w trakcie snu. Zawsze spaliśmy po przeciwległych stronach łóżka i to jak najdalej od siebie. Ta noc była więc zaskoczeniem pod wieloma względami. Jednym z nich było coś wbijające się w mój brzuch.
— Nie uciekaj ode mnie — wymruczał sennie. W jego głosie pobrzmiewała poranna chrypa.
Czy on nawet zaspany musi być tak cholernie seksowny?
— Nie uciekam przecież. Chciałam tylko położyć się obok...
— Nie — burknął i podsunął mnie wyżej. Moja twarz wylądowała w zagłębieniu między jego szyją i ramieniem. — Chciałaś mnie zostawić, ty zła kobieto. Nie odchodź, Marli.
Przymknęłam na moment oczy. Z całej siły starałam się ukryć rozbawienie i uciszyć głośno bijące serce. Zupełnie bez skutku.
— Brzmisz jakbyś był pijany — powiedziałam z przekąsem.
— Upiłem się tobą — szepnął. — I dlatego właśnie powinniśmy zostać w tym łóżku. Razem. Bo widzisz, grozi mi wiele niebezpieczeństw, skoro mój stan wykazuje nietrzeźwość, a ty powinnaś mnie pilnować i nie opuszczać.
— A w czym ja ci niby pomogę?
— W niczym — rzekł. — Ale będziesz przy mnie. To już jest w pełni wystarczające.
Serce rwało się do wyjścia. On doprowadzi mnie do przedwczesnego zawału.
— Czy to nie sprawi, że będziesz mieć większego kaca? — zażartowałam.
— Być może. Czy mnie to obchodzi? Niekoniecznie. — Objął mnie mocniej. — Po prostu chcę, żebyś została tutaj ze mną. Nie musimy nic robić przez najbliższe godziny i mam zamiar dobrze to wykorzystać.
Westchnęłam głośno.
— Więc będziemy tak zwyczajnie leżeć i nic nie robić? Powiewa nudą.
— Leżeć i tulić się — dodał.
Odprężyłam się nieco bardziej. A potem znowu spięłam, ponieważ przypomniałam sobie, że jestem naga. On chociaż miał na sobie bokserki, ale ja nie miałam na sobie zupełnie nic...
— Powinnam się ubrać.
— Zawsze wygadujesz takie głupoty o poranku? — sarknął. — Powinnaś zostać tu ze mną i nigdzie się nie wybierać. — Ścisnął mój pośladek. — Oj, Marli, twoja skóra jest niezwykle miękka i gładka w dotyku. Choćbym chciał, nie mogę oderwać rąk od ciebie.
— Chase...
— Tak, skarbie?
Przewróciłam oczami i wczepiłam palce w jego włosy. Czułam, że są rozczochrane, ale to tylko przypominało mi o poprzedniej nocy. My prawie... Tak jakby znowu się przespaliśmy. Nie czuliśmy żadnej presji i to nie było w żaden sposób wymuszone czy też niechciane. Nie przemawiała przez nas chęć zemsty i nienawiść, tylko czysta pasja i namiętność. Nie tylko ja chciałam Chase'a w ten sposób... On również mnie chciał, a to napawało moje biedne serce entuzjazmem.

CZYTASZ
A Mockery Of Hatred
Short StoryHistoria lubi się powtarzać? W przypadku syna Cartera i Bianki na pewno, bo przecież niedaleko pada jabłko od jabłoni... Chauncey "Chase" Grayson i Marlenne Reid są wrogami od najmłodszych lat. Ich rodzice przyjaźnią się od dawna, wobec czego i oni...