14

10.2K 202 333
                                    

— MARLENNE —


Koncert był wspaniały, wieczór cudowny, noc zjawiskowa, a poranek? Poranek był najlepszy.

Obudziłam się w ramionach Chase'a, który cicho pochrapywał. Leżał na plecach, a ja tuż nad nim, zatapiając się w jego uścisku. Obejmował mnie w talii, podczas gdy ja głowę miałam ułożoną na złączonych dłoniach, ułożonych na jego klatce piersiowej. Unosiłam się miarowo, gdy oddychał. Zupełnie tak, jakby moja waga nie sprawiała mu żadnego problemu i nie utrudniała w żaden sposób nabierania powietrza. Jakbym ważyła tyle, co nic. I naprawdę chciałabym w to wierzyć, ale rzeczywistość była przecież inna.

Mimo wszystko więc musiałam, a już na pewno chciałam zejść z niego, aby nie przeciążać go dłużej. Jednak gdy tylko usiłowałam się wydostać z jego ramion, Chase przycisnął mnie mocniej do siebie, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że poranna erekcja nie jest legendą. Ja i Terrence... My nigdy nie byliśmy tak blisko w trakcie snu. Zawsze spaliśmy po przeciwległych stronach łóżka i to jak najdalej od siebie. Ta noc była więc zaskoczeniem pod wieloma względami. Jednym z nich było coś wbijające się w mój brzuch.

— Nie uciekaj ode mnie — wymruczał sennie. W jego głosie pobrzmiewała poranna chrypa.

Czy on nawet zaspany musi być tak cholernie seksowny?

— Nie uciekam przecież. Chciałam tylko położyć się obok...

— Nie — burknął i podsunął mnie wyżej. Moja twarz wylądowała w zagłębieniu między jego szyją i ramieniem. — Chciałaś mnie zostawić, ty zła kobieto. Nie odchodź, Marli.

Przymknęłam na moment oczy. Z całej siły starałam się ukryć rozbawienie i uciszyć głośno bijące serce. Zupełnie bez skutku.

— Brzmisz jakbyś był pijany — powiedziałam z przekąsem.

— Upiłem się tobą — szepnął. — I dlatego właśnie powinniśmy zostać w tym łóżku. Razem. Bo widzisz, grozi mi wiele niebezpieczeństw, skoro mój stan wykazuje nietrzeźwość, a ty powinnaś mnie pilnować i nie opuszczać.

— A w czym ja ci niby pomogę?

— W niczym — rzekł. — Ale będziesz przy mnie. To już jest w pełni wystarczające.

Serce rwało się do wyjścia. On doprowadzi mnie do przedwczesnego zawału.

— Czy to nie sprawi, że będziesz mieć większego kaca? — zażartowałam.

— Być może. Czy mnie to obchodzi? Niekoniecznie. — Objął mnie mocniej. — Po prostu chcę, żebyś została tutaj ze mną. Nie musimy nic robić przez najbliższe godziny i mam zamiar dobrze to wykorzystać.

Westchnęłam głośno.

— Więc będziemy tak zwyczajnie leżeć i nic nie robić? Powiewa nudą.

— Leżeć i tulić się — dodał.

Odprężyłam się nieco bardziej. A potem znowu spięłam, ponieważ przypomniałam sobie, że jestem naga. On chociaż miał na sobie bokserki, ale ja nie miałam na sobie zupełnie nic...

— Powinnam się ubrać.

— Zawsze wygadujesz takie głupoty o poranku? — sarknął. — Powinnaś zostać tu ze mną i nigdzie się nie wybierać. — Ścisnął mój pośladek. — Oj, Marli, twoja skóra jest niezwykle miękka i gładka w dotyku. Choćbym chciał, nie mogę oderwać rąk od ciebie.

— Chase...

— Tak, skarbie?

Przewróciłam oczami i wczepiłam palce w jego włosy. Czułam, że są rozczochrane, ale to tylko przypominało mi o poprzedniej nocy. My prawie... Tak jakby znowu się przespaliśmy. Nie czuliśmy żadnej presji i to nie było w żaden sposób wymuszone czy też niechciane. Nie przemawiała przez nas chęć zemsty i nienawiść, tylko czysta pasja i namiętność. Nie tylko ja chciałam Chase'a w ten sposób... On również mnie chciał, a to napawało moje biedne serce entuzjazmem.

A Mockery Of HatredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz