„W sposób, jakiego nie uświadamiał sobie aż do teraz, był całkiem samotny. Zawsze był samotny. To jedyna metoda zapewnienia sobie bezpieczeństwa."
Terry Pratchett, Piekło pocztowe
Czas do ogniska ciągnął się irytująco i miałem ochotę zacząć śledzić wiewiórkę, bo dawno się tak nie nudziłem. Czekałem tylko aż Theo po mnie przyjdzie i uwolni od tych katuszy tępego gapienia się w drzewo. Spędzając czas przy ognisku przynajmniej mógłbym obserwować innych ludzi, a to był najciekawszy element dzisiejszego wieczoru.— Wiesz, że ostatnią supernową na Drodze mlecznej widziano ponad pięć wieków temu? — zapytał na dobry wieczór. — Chyba tyle czasu tu siedzisz, że właśnie tak się czujesz; jakby minęło pięć wieków. — zaśmiałem się na ten przytyk i wstałem ucieszony, że w końcu mam po co się ruszyć.
— Wszyscy będziemy śpiewać piosenki i szukać spadających gwiazd w celu pomyślenia życzeń, które nigdy się nie spełnią? — zagadnąłem, kiedy szliśmy ramię w ramię. Theodore niósł ogromną paczkę pianek.
— Ktoś na pewno, za to ja będę się zastanawiał, jakim cudem wytrzymujesz w bluzie w pobliżu źródła ciepła i się nie topisz. — zrobił dziwną minę. — Tak właściwie dlaczego nigdy jej nie ściągasz? Mało tego, zawsze jest z kapturem. — zauważył. Czy był sens go okłamywać? Absolutnie.
— Noszę bliznę, której nie chce pokazywać ludziom. Nie chcę ich współczucia, a już na pewno dopytywania, co się stało. — westchnąłem ciężko. — Nie widzę sensu w zatajaniu przed tobą prawdy, dlatego powiem to szybko i bez emocji, żeby się nie rozkleić: moja młodsza siostra zmarła przez niedźwiedzicę wraz z moją matką, a ja ten atak przeżyłem. — powiedziałem wszystko na jednym wydechu, a chłopak upuścił paczkę pianek zdumiony i podniósł okulary, żeby rozmasować miejsce między brwiami. Schyliłem się po obiekt ogniskowych tortur i spojrzałem mu w oczy.
— Tak mi przykro, Nolan. Szczerze. — położył dłonie na lewej piersi.
— Wiem. — posłałem mu słaby uśmiech. — Ona ciągnie się odtąd — odchyliłem kawałek bluzy z lewej strony — aż tutaj. — poprowadziłem dłoń w dół, do okolic pępka.
— Co by nie było, laski uważają blizny za seksowne, zawsze to jakiś plus, jeżeli to cię pocieszy. — parsknąłem śmiechem na jego słowa i zaraz znaleźliśmy na jednym z pieńków przy ognisku. Theodore już nabijał piankę na patyk, ja cicho modliłem się o psychologiczny efekt ochłodzenia. Lód, Arktyka, zimna woda...
— Witam was wszystkich na ognisku otwierającym oficjalnie tegoroczny obóz! Bawcie się, korzystajcie z lata, poznawajcie przyjaciół, ale wszystko z umiarem. — zawołał entuzjastycznie wuj, spotykając się z wiwatami i oklaskami. — Żeby zacząć ten wieczór z dobrym duchem, nasza utalentowana Leah zagra na harfie naszą piosenkę.
Leah ustawiła instrument na małym prowizorycznym podwyższeniu obok ogniska, odgarnęła swoje złote włosy za uszy i delikatnie zaczęła szarpać za struny. Musiała grać od dziecka, bo robiła to z wielką wprawą. Nawet nie patrzyła na swoje palce, a jedynie na twarzy najbliższych jej osób.
— Gdy szumy lasu nam szeptają, płomienie ogniska otaczają. — usłyszałem obok siebie. To była Mia. Leah od razu podchwyciła uśmiech jej przyjaciółki i kontynuowała.
— Niesie się wiatrem melodia ta, która od zawsze z nami trwa.
— Nienawidzę tej piosenki. — przyznał Theodroe, nachylając się do mnie. — Jak byłem młodszy, chętnie śpiewałem, ale dorosłem i czuję ciarki żenady przez ten tekst. — skrzyżowałem z nim rozbawione spojrzenie.
— To juz chyba taka domena obozów letnich. Wiesz, tu są też dzieci. — wskazałem podbródkiem trójkę chłopców, którzy gonili się gdzieś w oddali.
CZYTASZ
Serca pokryte bliznami
Teen FictionPo śmierci ukochanej matki i siostry życie Nolana wywraca się do góry nogami. Niegdyś pogodny chłopak osiągający sportowe sukcesy zaczyna się gubić we własnym żalu, rozgoryczeniu i winie, którą za wszystko obarcza ojca. W efekcie jego buntu trafia n...