Epilog

69 15 10
                                    

Był późny wieczór, a ja gapiłem się na swoje medale i puchary, które przywlokłem do swojego domku zaraz po skończeniu budowania obozu i organizacji go. Skoro i tak spędzałem tam cały swój czas, chciałem mieć świadectwo swoich osiągnięć przy sobie.

Gapiłbym się dalej, gdyby nie delikatne pukanie do moich drzwi.

— Panie White, czy możliwe jest uzyskanie przepustki na spacer nad jezioro?

— O tej porze? — spojrzałem na zegarek na lewym nadgarstku. — Chyba sobie żartujesz, młoda damo. — wsparłem dłonie na biodrach i do niej podszedłem, a ona zarzuciła mi ręce na szyję.

— A jeśli pójdzie pan z nami? — uniosła brew, a ja schyliłem się, żeby musnąć jej usta.

— Ile się będziecie jeszcze migdalić?! — wrzasnął Theodore. Zaśmiałem się krótko i wraz z Leah zszedłem z werandy. — Macie całą noc dla siebie, nie musicie zajmować naszego cennego czasu.

— Oh, przymknij się, Finch — sarknął Brett. — Reszta asortymentu czeka na miejscu. — podniósł w górę koszyk z jedzeniem.

— Mam nadzieję, że to spotkanie bez alkoholu, panie Walker — pogroziłem mu palcem.

— Oczywiście, że bez — potwierdził Mia. — Co się stanie potem, to nie nasza sprawa. — ujęła Fincha pod ramię i pocałowała go w policzek.

Przy jeziorze Clint rozpalał już ognisko, a Hannah rozkładała koce.

Tegoroczny obóz zaczął się dwa tygidniemu temu, ale już wszyscy zdążyli przywyknąć do nowego miejsca. W końcu wydawało się tak bardzo znajome, bo to my je tworzyliśmy.

Ja zdążyłem polubić się ze szczęśliwą i wolną wersją siebie. Miałem przyjaciół, których kochałem najbardziej na świecie. Miałem dziewczynę, najwspanialszą na świecie. Miałem najlepszego chrzestnego na świecie i miałem genialnego ojca, bo załatwił nam kilka funduszy na uatrakcyjnienie obozu, ale nie dlatego umieściłem go w tej wiązance. Mój tata był po prostu spoko gościem.

— Stąd nawet lepiej widać niebo — stwierdził Clint.

— A wiecie skąd się biorą kolory na niebie? — zaczął Theodore i już wiedziałem, że za chwilę powie coś, o czym nie mam pojęcia. — Za te kolory odpowiada zjawisko znane jako rozpraszanie Rayleigha. Czyli rozpraszanie cząsteczek o rozmiarach mniejszych niż od długości fali rozpraszanego światła. Stąd kolory.

— Ilość zielonych mnie zaczyna denerwować — skomentował Brett.

— Bo jesteśmy mądrzy? — Mia założyła ręce na krzyż.

— Bo wszędzie wciskacie fizykę kwantową.

Każdy się roześmiał.

— Ja tam to lubię — przyznałem.

— To oczywiste — stwierdziła Leah. — Inaczej byś tyle z nimi nie wytrzymał. — dodała szeptem.

— Ale WYGRALIŚMY konkurs na hasło obozu. — bronił się Finch.

— Tylko dlatego, że Nolan nadal nosi wasze barwy i je wymyślił. — zauważył celnie Walker.

A jak brzmiało hasło obozu?

Serca pokryte bliznami, rzecz jasna.








__________________________________

Zainteresowanych zapraszam do podziękowań ------>

Smutno mi, że to koniec, ale tym samym w końcu mogę zacząć dwie nowe przygody, dlatego zapraszam na profil, abyście mogli pokochać te dwie książki tak, jak ja pokochałam:

Świece znów zapłoną - powrót do szkolnego romansu i mnóstwo humoru, a także cudownych postaci

Skażona krew - coś, czego jeszcze nie grałam - fantasy o wampirach osadzone w Londynie, MNÓSTWO postaci, które po prostu uwielbiam. Na niektóre mam crusha jako autorka xD

Zapraszam serdeczne i liczę, że zostaniecie :) książki obie napisane całości, więc nie będzie przestoju w publikacji.

Serca pokryte bliznamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz