Rozdział XVIII

78 17 25
                                    

„Nigdy nie zwieszaj głowy. Nigdy się nie poddawaj, nie siedź i nie smuć. Znajdź inną drogę. "

Satchel Paige





— Myślę, że najlepiej o tym, jaką wspaniałą osobą była Ella, powie nam Nolan. Jej syn. — słowa Olivii ledwo dotarły do moich uszu.

Oklaski wydawały się tak odległe, jakbym znajdował się pod wodą. Wcześniej tylko żartowałem o rzucaniu mnie na nią, teraz naprawdę tonąłem.

Przywoływałem w pamięci wszystkie te chwile, w których mama mówiła, że ma coś do załatwienia w klubie i nie wracała przez wiele godzin. Brakowało mi powietrza.

Dlaczego Robert powiedział mi to właśnie teraz? Czy mój ojciec o tym wiedział? Zrobił to specjalnie?

Nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje. Świat zaczął mi się walić kolejny raz, a obraz kochającej kobiety płonął.

Drżały mi ręce, kiedy podchodziłem do mikrofonu. Szukałem wzrokiem znajomych twarzy, ale przed oczami miałem tylko kolorowe plamy. Łzy rozmazywały mi widok.

Żałowałem, że tam jestem. Żałowałem, że dałem się namówić Thomasowi.

Jak miałem mówić o swojej matce, skoro teraz wydawała mi się taka obca? To, czego się dowiedziałem zaprzeczało wszystkiemu, co sobą reprezentowała.

Nie zależało mi już na niczym.

— Dobry wieczór. — głos, który wydobywał się z mojego gardła brzmiał obco. — Moją domeną jest bieganie, nie przemawianie, ale uważam, że... — zawiesiłem się.

Tata, gdzie jest tata?

Patrzył na mnie zaniepokojony. Widział, że coś jest nie tak.

— Że dla wielkich ludzi, nie potrzeba wielkich słów. — kontynuowałem. — Moja mama była przede wszystkim skromna, czasem za bardzo. Była dobrą, ciepłą i kocha... — czułem, że pocą mi się dłonie, a krawat zaczął mnie uciskać. — Kochającą osobą. Każdy na pewno zapamiętał ją na swój własny sposób, na który nie chciałbym mieć wpływu, dlatego mogę tylko podziękować za to — odwróciłem się do tablicy upamiętniającej. — że ludzie nigdy o niej nie zapomnieli. Dziękuję. — skinąłem delikatnie głową i nie kontrolowałem tego, ale złapałem się ręki Olivii, żeby nie upaść.

Na pewno pomyślała, że rozkleiłem się przez wspomnienia, że to dla mnie trudne. Dlatego posłała mi czuły uśmiech.

Chciałem zejść ze sceny i pobiec. Chciałem krzyczeć. Rozwalać rzeczy, ale mogłem tylko udać się na tyły.

Skuliłem się pod ścianą i zacząłem płakać tak bardzo, że na moich policzkach tworzyły się maleńkie strumyki.

Przez całe trzy lata czułem w głębi siebie, że brakuje mi jakiejś części układanki. Jakiejś prawdy. A kiedy ją dostałem, okazał się tak paskudna, że wolałbym zginąć wtedy, zamiast znosić to teraz.

— Nolan? — ktoś położył dłoń na moim ramieniu. — Boże, Nolan. Co się stało? — podniosłem głowę. Theodore się nade mną nachylał.

— Ja...

— W porządku, jestem tu. — pomógł mi wstać i objął. — To normalne, że wspomnienia potrafią nas tak rozstroić. Nie powinni cię forsować przemowę. Co to w ogóle za pomysł? Byłeś tam wtedy, a oni wyskakują z czymś takim...

— Nie. — pociągnąłem nosem, odrywając się od niego. — Nie o to chodzi. Theo, ona...

— Była twoją matką, a to jej bal. Wszystko rozumiem. — uspokajał mnie.

Serca pokryte bliznamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz