Rozdział XV

80 17 11
                                    

„Tak naprawdę nigdy nie grasz w przeciwnika. Grasz sam, według własnych najwyższych standardów, a kiedy osiągasz swoje granice, to prawdziwa radość. "

Arthur Ashe


Nigdy nie byłem specem od tych wszystkich informatycznych rzeczy i właśnie dlatego, kiedy Thomas zlecił mi podłączenie wszystkiego do rzutnika, zrobiłem wielkie oczy.

Jasne, wiedziałem przecież, że to kwestia jednego, czy tam dwóch kabli i laptopa, ale miałem za sobą koszmarną noc, podczas której Theodore musiał mnie uspokajać i ledwo utrzymywałem powieki otwarte, a oczy miałem tak suche, jakbym miał w nich piach.

Finalnie mi się udało, więc zostało tylko wejść na krzesło, podłączyć ten cholerny kabel i nacisnąć guzik. Odetchnąłem z ulgą, widząc pulpit na białym tle. Swoją drogą tapeta mojego chrzestnego wbiła mnie w ziemię, kiedy zszedłem z krzesła.

To było zdjęcie zrobione w moje dziesiąte urodziny i pamiętałam ten moment, jakby to było wczoraj.

Tina płakała, bo nie chciała się bawić z naszą okropną sąsiadką, ale kiedy mama powiedziała jej, że idziemy zrobić sobie zdjęcie, zaraz przestała. Nadal miała zaczerwienione oczy, kiedy ustawiła się obok mnie. Uśmiechałem się tak szeroko, że zacząłem się zastanawiać, czy nadal to potrafię. Na szyi zwisał mi złoty medal z zawodów, które odbywały się trzy godziny wcześniej. Jedną ręką trzymałem dłoń Tiny, a w drugiej miałem deskorolkę, którą dostałem od mamy. Ona na zdjęciu była obejmowana przez mojego ojca, na co się lekko wzdrygnąłem, a Thomas stał wraz z moją babcią obok. Wtedy jeszcze nie nosił flanelowych koszul.

Otarłem łzę, która spływała mi po policzku.

— Wszyscy byli wtedy tacy szczęśliwi. — usłyszałem głos wujka. Zarzucił mi rękę na ramiona i ze wzruszeniem również zaczął się przypatrywać zdjęciu.

— Nie miałem pojęcia, że ktoś to zdjęcie ma. — przyznałem. — I po raz pierwszy od trzech lat nie czuję nienawiści, widząc ojca.

— To był dobry dzień, Nolan. — skwitował, a później poklepał mnie po plecach. — Dlatego dobrze się kojarzy. — westchnął długo. — Zapodaj folder z filmem, zanim ktoś to zobaczy.

— Jak sobie życzysz. — uśmiechnąłem się i wykonałem jego polecenie. — Który będziemy oglądać?

— Są poukładane godzinowo. O pewnej porze dzieciaki znikają, więc starsi mogą oglądać coś mocniejszego. — oblizał usta.

— Oczywiście o ile nie stracimy prądu... — powiedział Theo melodyjnym głosem, dołączając do nas z kilkoma kocami. — Rusz się, reszta się sama nie przyniesie.

— To klika Bretta powinna nosić rzeczy. — żachnąłem się.

Szczerze mówiąc, nie miałem ochoty na oglądanie filmów, ale stwierdziłem, że to dobra okazja, żeby się zdrzemnąć, bo w innym wypadku musiałbym robić inne durne rzeczy, które do tej pory robiłem. I nie mam na myśli rąbania i zbierania drewna z Walkerem.

Rzeczywiście koców było sporo, a były też dosyć ciężkie. Dziewczyny wygłupiały się, bijąc się ogromnymi poduchami, które pewnie również miały swoje zastosowanie tego wieczoru, przez co chciało mi się kichać. Wszędzie latało pierze.

— Trafiłem na pidżama party? — rzuciłem żartem, a wtedy Mia uderzyła mnie prosto w twarz.

— Owszem. — wybuchnęła śmiechem. — Przyłączysz się? — uniosła wyzywająco brew i choć normalnie bym to zrobił, bo uwielbiałem rywalizację, nie chciało mi się. Po prostu mi się nie chciało.

Serca pokryte bliznamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz