Rozdział XII

73 18 9
                                    

„To brak wiary w siebie sprawia, że ludzie boją się podejmować wyzwania. Ja w siebie wierzę." 



Muhammad Ali





Po moim wybuchu podczas paintballa, trochę się wycofałem. Nie jestem pewien, czy minęły dwa, czy trzy dni, ale byłem wdzięczny Thomasowi, że mnie nie forsuje.

Potrzebowałem przestrzeni, żeby się wyciszyć i ją dostawałem. Dostawałem zrozumienie i akceptację. Mój ojciec nigdy nie rozumiał i nie respektował moich próśb o danie mi spokoju. Uważał, że potrzebuję wyjść po prostu do ludzi, zaliczyć kilka imprez i przede wszystkim, wrócić do zawodowego biegania, ale nie brał pod uwagę w ogóle tego, jak się czułem.

Obóz pokazał mi w tym momencie, że można być ponad to.

— Wiem, że masz gorsze dni i najchętniej wytłukłbyś wszystkie szopy w okolicy, ale dzisiaj jest wieczór spadających gwiazd i pomyślałem, że może chciałabyś... dołączyć? — Theodore wskazał za siebie kciukiem, kiedy wszedł do domku. Ja właśnie sznurowałem buty.

— Z chęcią. — odparłem z uśmiechem, przez co znacznie się zdziwił i dotknął dłonią czoła, jakby chciał przekalkulować to, co właśnie usłyszał.

— Naprawdę? — wparował, a ja skinąłem głową. — Świetnie! — uciszył się, podszedł do mnie i zbił ze mną żółwika. — Siedzimy w grupach, musimy się przejść po nasz koc i koszyk. — dodał.

— Koszyk? — wstałem i skierowałem się do wyjścia. Dzieciaki goniły się po całym terenie zielonych, a Otto próbował je atakować. Ten kocur coraz częściej kręcił się obok mnie i czasem myślałem, że wejdzie nam do domku.

— Yup. — potwierdził chłopak, zeskakując z werandy. — Nie ma kolacji, więc przyszykowano dla nas kosze z jedzeniem i termosami. — wyjaśnił. — Najlepszy jest fakt, że to nie Marry przygotowywała te pakunki. — zaśmiałem się.

— Ktoś poza Mią z nami siedzi? — zmarszczyłem czoło.

— Hannah. — westchnął ciężko. — Ona na ciebie leci. — dodał z głupim uśmiechem. — Clint i Leah.

— Leah? — potrząsnąłem głową. — Co ona tam robi, skoro jest w żółtych?

— Nikt nie narzuca, że mamy siedzieć grupami. — rozłożył ręce, a później musieliśmy ominąć jakąś wielką dziurę, wykopaną przez Thomasa, w zasadzie nawet nie wiem, w jakim celu. — A krótko mówiąc, Leah nie chce tego wieczora spędzać z Brettem. — dokończył.

Prawie zapomniałem o tym, co się wydarzyło na tańcach i o tym, że zainicjowałem zapewne rozmowę Mii z dziewczyną o tym incydencie.

— Myślę, że i tak znajdzie pretekst, żeby się do nas przywalić. Zwłaszcza, że ja tam będę. — odpowiedziałem z przekąsem, co Theo skwitował puknięciem się w czoło. Odebraliśmy koszyk z jadalni, po drodze wzięliśmy czerwony koc w kratę i ruszyliśmy w jakieś miejsce, które wyznaczyła wcześniej Mia.

— Okay, naukowe świrusy, dlaczego właśnie to miejsce? — rzuciłem na powitanie, kiedy dołączyliśmy do dziewcząt i Clinta.

— Nolan! — ucieszyła się Mia. — Myślałam, że nie przyjdziesz. — posłała mi serdeczny uśmiech.

— A ja, że ktoś mi odpowie. — jednym ruchem rozłożyłem koc, przed oczami mając chwile, w których rozkładałem maty do rozciągania. Szybko jednak odpędziłem te myśli.

— Stąd będzie najlepszy widok. — powiedziała zadowolona Hannah.

— No i doskonale widać tutaj gwiazdozbiór Kasjopeji. — rozmarzył się Clint.

— Ładnie to tak fantazjować o mężatkach? — zaśmiałem się.

— Wiesz kim była! — ożywił się Theodore. — Ha! Jednak coś tam z nerdów masz w sobie. — dźgnął mnie łokciem w żebro. Oddałem mu dwoma palcami, przez co złożył się w pół, po czym usiadł na kocu.

Serca pokryte bliznamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz