„Wygrywaj bez pychy, przegrywaj bez urazy"
Bruce Lee
W takich momentach cieszyłem się, że jednak zawsze ubieram tę cholerną bluzę, bo dobiegłem nad jezioro. Nie wiedziałem, która jest godzina, ale zaczynało się robić chłodno, pewnie przez wodę.Gwiazdy nadal spadały.
W pewnej chwili usłyszałem za sobą trzask patyków i jakiś szelest, a kiedy spanikowany odwróciłem się, żeby sprawdzić, co postanowiło mnie zeżreć, odchyliłem głowę w tył z niedowierzania i jęknąłem długo.
— To chyba jakiś żart. — skomentowałem. — I to nieśmieszny. — dodałem, odprowadzając Bretta wzrokiem, kiedy zajmował miejsce niedaleko mnie. — Thomas cię po mnie wysłał?
— Nie. — odparł cicho. — Poszedłem za tobą sam. — zaczął bawić się jakimś źdźbłem trawy.
— Dlaczego? — zmarszczyłem czoło. Brett był ostatnią osobą, której się tam spodziewałem. W głębi serca miałem nadzieję, że po prostu nikt tu nie przyjdzie, a jeśli już, to będzie to Theodore.
— Bo powodem twojej ucieczki jest Jackson White, a ja doskonale wiem, co to znaczy mieć trudnego ojca. — odpowiedział normalnie. Bez żadnych żartów, ironii. Normalnie. — Widziałem, że się kłócicie przy Thomasie. Chciałbym mieć tyle odwagi, co ty i potraktować tak swojego tatę. — zaśmiał się bez krzty wesołości.
— Cóż, nie było w tym nic dojrzałego i dobrego. Ciesz się, że nie potrafisz się tak do niego odzywać. — szepnąłem, patrząc na księżyc, który świecił tak jasno, że dokładnie widziałem wszystko wokół.
— Przepraszam. — wypalił nagle. Skrzyżowałem z nim spojrzenie. — Za to w lesie. — wskazał za siebie kciukiem. — Zanim mnie nie oświeciłeś, nie wiedziałem, co się stało. Nie tak dokładnie. — tłumaczył.
Czy ja widziałem skruchę na jego twarzy?
— Zachowałem się jak palant, wiem o tym. Nigdy bym czegoś takiego nie powiedział, gdybym znał dokładnie sytuację, ale... nawet nie dało się o tym nic znaleźć.
— Brett, ale ty jesteś palantem. — przypomniałem mu. Parsknął śmiechem, przez co sam zacząłem się śmiać, a później rzucił we mnie tą trawą, którą tak namiętnie gniótł. — Mojego ojca nigdy nie było, a co jest z twoim? — zagadnąłem.
— Jest go za dużo. — przełknął gulę śliny. Teraz już na siebie nie patrzyliśmy. Ja obserwowałem blask na tafli jeziora, on swoje buty. — Czasami mam wrażenie, że jak otworzę lodówkę, to tam też będzie. — żachnął się. — Szkołę wybrał mi on. Studia wybiera on. Pasję wybiera on. Przyjaciół wybrał on, nawet dziewczynę wybierał on. — ciągnął. — Nie potrafię mu się postawić, a on nie rozumie, że nie chcę produkować mebli całe życie, bo tym się zajmuje firma moich i Leah rodziców.
— W takim razie oboje nie macie swojego życia. — zrozumiałem.
— Właśnie. — zgodził się. — To miejsce — rękami otoczył przestrzeń wokół nas. — jest jedyną szansą na to, żeby je mieć. Tylko tutaj nie muszę być tym, kim on by chciał, żebym był. — brzmiał smutno.
W pewnym sensie zacząłem rozumieć jego zachowania, które były dla mnie absurdem.
— A ja nie mogę się pozbyć wewnętrznego przymusu zadawalania go.
— Dziecko dla rodzica powinno być przede wszystkim dzieckiem, nie robotem. — rzekłem poważnie. — Wiem, o czym mówię, wierz mi. Moja mama była cudowną osobą, kobietą, żoną, przyjaciółką, matką i trenerką. Nigdy nie wymagała ode mnie więcej, niż mógłbym zrobić. Nie chciała, żebym spełniał jej zniszczone marzenia.
CZYTASZ
Serca pokryte bliznami
Teen FictionPo śmierci ukochanej matki i siostry życie Nolana wywraca się do góry nogami. Niegdyś pogodny chłopak osiągający sportowe sukcesy zaczyna się gubić we własnym żalu, rozgoryczeniu i winie, którą za wszystko obarcza ojca. W efekcie jego buntu trafia n...