2

1.1K 67 1
                                    

Blair

Wydarzenia ostatnich dni mocno dawały mi się we znaki. Nie potrafiłam spać i chodziłam zmęczona do pracy, co nie podobało się Seanowi. Jednocześnie był zmartwiony moją postawą, ale zbywałam jego pytania oczywistą odpowiedzią. Wszystko dobrze.
Nie było to zgodne z prawdą, przeprowadziłam się do tego miasta głupio licząc, że zapomnę o wszystkim. Jak było wiadomo, nie zapomniałam, nie można wyrzucić osiemnastu lat ze swojego życia. Teraz jednak od jakiegoś czasu coraz więcej wilkołaków, wampirów i czarownic kręciło się tutaj, co utrudniało wszystko. Na szczęście miałam Marie, która zawsze była obok kiedy jej potrzebowałam. Niestety przez moją ostatnią styczność z nadprzyrodzonymi uznała, że nie będę wracać sama do domu. Przez co siedziała właśnie w barze, a ja obsługiwałam klientów.
Nie podobał mi się ten pomysł, czułam się okropnie z myślą, że traci swój czas, żeby mnie poniekąd niańczyć. Mimo wszystko wiedziałam, że jej nie przekonam do wyjścia i powrotu do siebie. Była uparta oraz niezwykle nadopiekuńcza jako wilkołak. Dbała o swoją rodzinę, a ja się do niej zaliczałam.

– Marie – podeszłam do stolika, przy którym siedziała. – Jestem Ci wdzięczna za twoje towarzystwo, ale naprawdę nie musisz tutaj być. Poproszę Seana, żeby mnie odwiózł do domu.

– Nie, ja to zrobię. – rozejrzała się dookoła. – Póki jest tu pusto mogę Ci o czymś powiedzieć.

Miała rację, z baru niedawno wyszli ostatni klienci. Dlatego też przy stolikach siedziałyśmy tylko my, mój szef poszedł na zaplecze, a leniwa Susan razem z nim, żeby się nie napracować.

– Będę cię jakiś czas pilnować. – oznajmiła i spojrzała na mnie.

– Nie jestem dzieckiem, daj spokój. – usiadłam koło niej. – Doceniam twoją troskę, ale zaraz wróci moje auto z naprawy, nie będę już chodzić na nogach.

– Ktoś pytał ostatnio o członków rodziny Laurent.

Zamilkłam słysząc to nazwisko. Doskonale wiedziałam o czym myślała i dlaczego tak bardzo się martwiła. Ktoś pytał o moją rodzinę, z którą nie miałam kontaktu od czterech lat. Właściwie sporadycznie rozmawiałam tylko z moim starszym bratem, ale poza nim, z nikim.

– Marie, nie interesuje mnie, że o nich pytają. Ich nazwisko od zawsze jest na językach innych. Tyle pokoleń, a w każdym następni magiczni. Nic nowego, że się o nich mówi.

– Już przestań, doskonale wiesz o kogo pytają. – burknęła pod nosem niezadowolona. – O Elizabeth Blair Laurent, a drugim głośnym tematem jest jej brat Gabriel Ambroise Laurent.

– To nie jest miejsce do takich rozmów, jestem w pracy, a to są plotki. Nie chcę o tym słyszeć. – odparłam, po czym miałam zamiar wstać, ale wtedy moja przyjaciółka mnie zatrzymała.

Podążyłam za jej spojrzeniem do wejścia. Teraz już wiedziałam dlaczego powstrzymała się od odpowiedzi. Do baru wszedł zmienny, który zdecydowanie od razu swój wzrok zawiesił na mnie. Pewna siebie postawa, ułożone włosy, podwinięte rękawy koszuli oraz rozpięte dwa pierwsze guziki. Wczoraj w nocy kiedy na niego wpadłam idealnie wpasowywał się w klimat tego miejsca, dzisiaj ani trochę. Nasze oczy spotkały się na moment, żeby następnie wilkołak powiedział coś cichym głosem do mojej przyjaciółki, która rzecz jasna, usłyszała wszystko. Marie natychmiast się spięła, co zaniepokoiło mnie.

– Mare ? – zapytałam.

– Mamy pierdolony problem. – oznajmiła. – Nie mogę sprzeciwić się Alfie. – przeniosła swój wzrok na mnie.

– Alfie?

– Alfa chce się z tobą zobaczyć, a ja mam cię przyprowadzić.

– Pod nadzorem tego nadętego dupka, tak?

Pod Błękitem NiebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz