3

917 64 4
                                    

Blair

Od czterech dni Hunter, bo tak miał na imię wilkołak, który mnie niańczył, śledził każdy mój krok. Chyba, że byliśmy w moim mieszkaniu, wtedy miałam więcej swobody. Nie oznaczało to jednak, że czułam się komfortowo. Obcy facet dosłownie mieszkał ze mną jednocześnie nie dając mi odetchnąć od swojej osoby. Dodatkowo okazywał, że wcale nie ma ochoty na to wszystko, co nie ułatwiało sprawy. Oboje byliśmy zirytowani, dogryzaliśmy sobie, a przy tym nie widzieliśmy wyjścia z sytuacji.
Ja musiałam się pogodzić z decyzją Alfy przebywając na jego terenie, żeby nie zostać wydaną mojej rodzinie, a on nie mógł się sprzeciwić, żeby nie ponosić niepotrzebnych konsekwencji. Sytuacja podbramkowa. Dużym plusem był jedynie fakt, że moja przyjaciółka odpuściła siedzenie ze mną w pracy. Miała również swoją, więc dzięki temu mogła się skupić na swoim życiu, a nie martwić o mnie w większym stopniu.

– Masz zamiar spędzić wolny dzień w ten sposób? – mruknął przychodząc do salonu, gdzie oglądałam telewizję.

– Nie każę Ci siedzieć ze mną, marudo.

Przewrócił oczami patrząc na mnie. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej w dalszym ciągu stojąc, po czym nagle zabrał mi pilota z dłoni wyłączając telewizor. Spojrzałam na niego jak na idiotę. O co tym razem mu chodziło? Chodząc ze mną do pracy nie był zadowolony, że spędza noc w barze, kiedy miałam wolne i siedzieliśmy w domu, również nie sprawiało mu to radości.

– Zbieraj się, wychodzimy. Masz dziesięć minut, będę czekał na dole.

Wiedziałam, że sprzeciwianie się mu nie ma najmniejszego sensu, ponieważ tylko popsuję sobie nerwy.
Wstałam więc, po czym udałam się do swojej sypialni. Na szybko się przebrałam i związałam włosy w kucyka, żeby mi nie przeszkadzały. Następnie zgarnęłam swoje rzeczy z mieszkania, zamknęłam za sobą drzwi oraz poszłam na dół.
Pokręciłam głową widząc, że czeka na mnie przy samochodzie. Był nadętym dupkiem, ale za każdym razem gdy gdzieś jechaliśmy czekał, żeby otworzyć mi drzwi. Na swój sposób miało to jakiś urok.
Wsiadłam do jego auta, a on zamknął za mnie drzwi obchodząc je i zajmując miejsce kierowcy.

– Gdzie jedziemy ? – zapytałam zapinając pas.

– Na zakupy.

Zmarszczyłam brwi na jego słowa. Powiedział to w tak naturalny sposób jakby to była normalność, jednak nie była. Dlatego na moment otworzyłam usta chcąc coś odpowiedzieć, ale nie do końca wiedziałam co, więc ponownie je zamknęłam. Prawdopodobnie wyglądało to komicznie, mimo wszystko nie obchodziło mnie to za bardzo. Zakupy? Przepraszam, ale niby jakie. Mężczyzna ruszył spod budynku w międzyczasie zaczynając tłumaczyć o co dokładnie chodzi.

– Nie myśl sobie, że chciałem z tobą spędzić czas w miłej atmosferze na zakupach, kłamczuszku.

– Jakbyś mógł, to nie jest godne z tobą samym.

– Co nie zmienia faktu, że skoro mam zadbać o twoje bezpieczeństwo, będę starał się faktycznie to robić. Dlatego też potrzebuję jeść coś lepszego, żeby jakoś żyć. Nie wytrzymam na samych makaronach lub jogurtach naturalnych, które trzymasz w lodówce.

– I do tego jestem Ci potrzebna? Do wybrania, który rodzaj mięsa na dłużej zapcha Ci żołądek? – niemal parsknęłam śmiechem widząc jego minę.

Wyglądał na wzburzonego moim komentarzem. Prawie jak małe dziecko, które właśnie zostało pozbawione ulubionego słodycza.

– Jedziesz ze mną, bo po pierwsze nie zostawię cię samej, a po drugie musisz sobie sama dobrać kolor farby do włosów. - zerknął na mnie kontem oka.

– Słucham?

– Bardzo dobrze, że słuchasz, więc uświadomię ci, że twoje śnieżnobiałe pasmo, niezwykle rzuca się w oczy spod twoich ciemnych włosów, mimo, że sprytnie starasz się je spiąć i ukryć.
Doskonale powinnaś wiedzieć, że to pierwsza z rzeczy, która jest jak potwierdzenie samo w sobie, że jesteś córką Laurentów. A druga to znamię za uchem. Zakładanie za nie włosów cię nie uratuje, w szczególności gdy teraz masz je związane w kucyka.

Miał rację, znowu. Nie przyznałam mu oczywiście tego, ale wiedziałam o tym. Dlatego ściągnęłam gumkę rozpuszczając je. Przynajmniej teraz białe pasemko od spodu nie było widoczne. Nie chciałam go farbować, między innymi dlatego, że nigdy nie koloryzowałam włosów. Nie miałam takiej potrzeby. Naturalnie były ciemnobrązowe, pasowało mi to i nie miałam zamiaru tego zmieniać.
Westchnęłam za to cicho obracając głowę w stronę szyby. W taki oto sposób żadne z nas nie odezwało się do siebie już w czasie drogi.
Całe zakupy minęły nam w podobny sposób, wymienialiśmy tylko pojedyncze komentarze idąc ze sobą krok w krok. Jakieś półtorej godziny później, kiedy wróciliśmy już do mojego mieszkania, mężczyzna oznajmił mi, że on musi zrobić sobie coś do jedzenia. W przeciwnym razie prawdopodobnie padłby z głodu, przynajmniej tak stwierdził.
Dlatego ja licząc, że będę mieć trochę spokoju od jego gadania gdy zniknie w kuchni chciałam załączyć telewizor i odpocząć dalej po nocnej zmianie.

– Przepraszam bardzo, a ty co robisz? – pojawił się znikąd w salonie gdy załączyłam telewizor.

– Nie widać? – pokazałam mu pilota.

– Idź nakładać farbę, bo cholera wie czy pokryje to twoje białe pasmo.

–To tylko włosy, dlaczego miałoby nie pokryć? – podniosłam się podchodząc do niego.

Od razu zauważyłam jak wziął głębszy oddech spinając się delikatnie kiedy stanęłam na przeciwko niego.
Nie miałam pojęcia skąd się wzięła u niego taka reakcja, ale jednocześnie chyba nie chciałam wiedzieć.

– Bo mimo wszystko pochodzisz z rodziny czarownic, a to głupiutkie pasemko jest u was dziedziczne wraz z magią.

– Której ja nie odziedziczyłam i jestem zwykłym człowiekiem, a ty stałeś się nianią dla dwudziestodwulatki.

– Możesz się z tym pogodzić lub nie, to twoja sprawa, nie zmienia to faktu, że pójdziesz teraz do łazienki zrobić to o czym mówię.

Zmierzył mnie wzrokiem, po czym poszedł do kuchni. Dlaczego był taki uparty do anielki? Nic z tego nie miał, poza tym łatwiej byśmy dochodzili do kompromisu, a przy tym życie byłoby milsze, gdyby on sam nie zachowywał się jak jaśnie pan i władca.
Ostatecznie jednak wzięłam tę farbę, poszłam zmienić koszulkę, na jakąś, której w razie co nie było mi szkoda, żeby skończyć ostatecznie w łazience.
Spięłam klamrą resztę włosów zostawiając to konkretne, rozrobiłam część farby, żeby następnie zacząć ją nakładać. Uwinęłam się z tym szybko, jak można się domyślić. Czułam jednak, że na moim karku też jest trochę ciemnej mazi, a ja nie miałam ochoty na ewentualne plamy na skórze. Niestety sama nie widziałam jak dokładnie to wytrzeć, żeby nic nie zostało.

– Hunter? - zawołałam normalnie doskonale wiedząc, że przez swój wilczy zmysł, usłyszy.

Nie myliłam się. Minutę później stał w drzwiach, patrząc na mnie pytająco.

– Mógłbyś wytrzeć mi szyję, żeby była w stu procentach czysta?

Zacisnął szczękę patrząc na mnie przez dłuższą chwilę. Przełamał jednak swoją barierę biorąc ode mnie płatki kosmetyczne. Zamoczył jeden w wodzie, żeby przyłożyć go do mojej skóry. Wzdrygnęłam się lekko czując, że woda na nim była zimna. Zerknęłam w lustrze na bruneta, który wyglądał jakbym kazała mu wykonać coś niemożliwego, a on nie miał wyjścia. Był skupiony przecierając mój kark oraz robiąc to delikatnie i powoli. Zabrakło mi tchu gdy na moment jego palce zetknęły się z moją skórą. Odnosiłam wrażenie jakby dreszcz przeszedł po niej następnie zalewając mnie falą ciepła.
Mężczyzna momentalnie spojrzał na mnie w lustrze odnajdując mój wzrok. Nie odezwał się słowem, staliśmy tak patrząc na siebie jak w transie. Zauważyłam, że coś błysnęło w jego tęczówkach, nagle jednak usłyszeliśmy jak coś mocniej zaczęło się gotować w kuchni przez co Hunter jak poparzony wyszedł z łazienki.

Cholera, co to było?

Pod Błękitem NiebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz