31

455 23 0
                                    

Blair

– Zapraszam. – oznajmił Mason, który otworzył przede mną oraz Marie drzwi do domu Rica wpuszczając nas jako pierwsze.

Nie miałam pojęcia czego spodziewać się w środku, ale prawdę mówiąc byłam spokojna. Wiedziałam, że nieprawdopodobnym jest aby stała mi się tutaj jakakolwiek krzywda. Tym bardziej, że skoro miałam zamiar przestać się ukrywać nie mogłam tchórzyć.

Chwilę później podążyłyśmy za mężczyzną do salonu, który był dość spory. Nikogo w nim nie było, dlatego zmarszczyłam z lekka brwi. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć w pomieszczeniu pojawił się, jak przypuszczałam, Theodoric. Wysoki, umięśnionej postury jak przystało na zmiennego ciemnowłosy facet, którego włosy miejscami były srebrzyste. To co najbardziej zwróciło moją uwagę to pierścień na palcu. Wydawał się dziwnie znajomy. Srebrny z niebieskim kamieniem.

– Huntera nie ma z wami? – spytał stając naprzeciwko mnie w odległości zaledwie jednego większego kroku.

Czułam się z tym nieco dziwnie, ale nie odsunęłam się.
Przyglądał mi się z dziwną ostrożnością w oczach jakby doskonale zdawał sobie sprawę, że w jakiś sposób narusza moją prywatność. Mimo to w jakiś niewyjaśniony sposób czułam, że bije od niego dobroć, dokładnie tak jakbym w jakiś sposób była z nim bardziej związana niż myślałam.

– Musiał coś załatwić z jedną czarownicą. – odpowiedział Mason. – Wiesz jak to z nim jest, Ric. Zawsze musi się gdzieś pokręcić.

Mężczyzna jedynie pokiwał głową patrząc mi w oczy.
Nagle jego zmieniły kolor na błyszczący złotem, a ja zaledwie sekundę po tym poczułam jak moje również to robią.  Zmarszczył nieco brwi zerkając na mój wisiorek, a następnie ma moje włosy. W ostatnim czasie moje białe pasmo stało się większe, więc jednocześnie również  bardziej widoczne.
Mimo wszelkich starań zafarbowania go, nic nie dawało sobie z tym rady.

– Mam nadzieję, że nie zrobi jej krzywdy. Za dużo się już dzieje w tym mieście odkąd stada zaczynają się rozpadać.

Theo zrobił krok w moją stronę stając jeszcze bliżej oraz łapiąc w palcach wisiorek na mojej szyi. Przedstawiał półksiężyc, z którego górnego ramienia zwisała mała gwiazdka. Pokryty był małymi, jak zakładałam, cyrkoniami.

– Stada się rozpadają? – zapytała Marie, podczas gdy ja zapomniałam języka w gębie.

– Ludzie mają dość nieudolnych rządów, które są pozbawione sensu. Alfa miał nas chronić, a jedyne co robi to zbiera pieniądze mając nas gdzieś. W szczególności tyczy się to Marcela. Dlatego szuka sprzymierzeńca w postaci kowenu nocy, którego każdy gdzieś tam się obawia. W końcu słyną z braku litości w stosunku do wilkołaków.

– Ale jeśli watahy zaczną się rozpadać to wcale nie wróży to dobrze. – poprawiła nerwowo włosy.

– Od lat powstawały lokalne stada, jak to na którego terenie znajdujecie się teraz.

Odsunął się ode mnie po tym jak przez długi czas przyglądał się naszyjnikowi. Odwrócił się do Masona, który jedynie pokiwał głową na nieme pytanie Rica.

Nie miałam pojęcia o co chodziło, ale skąd mogłam je mieć?
Nie czytałam w końcu w myślach.

– Możecie tutaj poczekać? – zapytał Masona i Marie, a oni tylko zgodzili się.

Pod Błękitem NiebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz