11

754 46 0
                                    

Hunter

O dziwo udało mi się zasnąć. Przespałem przynajmniej te kilka godzin, ponieważ przed siódmą obudziłem się niebezpiecznie blisko Blair. Spała twarzą w moją stronę, tylko że niżej niż ja. Dlatego praktycznie od razu wstałem, ubierając koszulkę, po czym poszedłem do łazienki umyć twarz i zęby. Chwilę później zszedłem na dół. Musiałem się przewietrzyć, żeby ochłonąć oraz rozbudzić się. Robienie kawy, a przy tym grzebanie w szafkach tej staruszki nie wchodziło w grę. Wyszedłem na mały teraz przez zaszklone drzwi w salonie. Usiadłem na schodkach prowadzących na ogród następnie przejeżdżając dłonią po twarzy.

Na około panował niezwykły spokój. Słońce powoli budziło naturę do życia, jednocześnie powodując, że pobyt na zewnątrz o tak wczesnej porze wydawał się miły.
Brakowało mi tego. W mieście panuje wieczny chaos, szum i gwar. Życie w mieszkaniu czasem jest jak bycie w zamkniętej klatce, więc to przyjemna odmiana.

Usłyszałem jak w środku się ktoś krząta, żeby chwilę później dołączyć do mnie. Była to babcia Blair z dwoma kubkami kawy, która usiadła obok mnie podając mi jeden.
Podziękowałem upijając łyk.
Rozejrzałem się po ogrodzie skupiając uwagę na różowych kwiatach. Nie dlatego, że byłem fanem tych roślin, po prostu pośród reszty roślin te swoim mocno różowym kolorem wybijały się na tle reszty.

– To azalie. Ulubione kwiaty twojej mamy.

Momentalnie napiąłem się słysząc te słowa. Poczułem jak zaciska mi się gardło, w którym nagle pojawiła się dziwna gula.

– Między innymi symbolizują opiekę i tęsknotę, ale również kobiecość lub piękno. Pamiętam jak dziś gdy pierwszy raz zasadziła u mnie te kwiaty.

Pomyliła mnie z kimś, a może po prostu kłamała chcąc nawiązać nic porozumienia? Chciałem w to wierzyć czując po jak grząskim gruncie stąpam wracając myślami do rodziny.
Tylko, że to była prawda. W naszym ogrodzie również zawsze były azalie, które były otoczone szczególną opieką przez moją rodzicielkę.
W dalszym ciągu milczałem nie potrafiąc wydusić słowa. Spojrzałem więc na staruszkę, a ona bez problemu odczytała mój wzrok.

– Masz po niej oczy. Srebrzyste z nutą błękitu. Takich tęczówek się nigdy nie zapomina. – posłała mi delikatny uśmiech.

Wtedy się przekonałem, że naprawdę wiedziała co mówi. Kolor oczu to było to na co zawsze zwracano uwagę w moim przypadku. Zwłaszcza wśród rodziny, która nie raz komentowała fakt odziedziczenia tej rzeczy po mamie.

– Poznałam ją trochę po tym jak udało jej się uciec z kowenu nocy. Szukała schronienia, ale żaden Alfa nie odważył jej się go udzielić. Przyjechała do tego miasta nie mając praktycznie nic.

Na chwilę zatrzymała się zastanawiając się czy kontynuować. Zauważyłem to po jej kilkukrotnym podjęciu próby dalszego mówienia.

– Tego dnia padał deszcz, a ona była roztrzęsiona. Zaproponowałam pomoc, którą twoja mama niepewnie przyjęła. Mieszkała tutaj rok będąc bezpieczną. Gdy skończyła osiemnaście lat poznała twojego tatę, długo rozważała wszystko, ale ostatecznie postanowiła zaryzykować, zamieszkać razem i w ten sposób stworzyliście rodzinę.

Odwróciłem głowę odkładając kubek na bok, po czym schowałem twarz w dłonie. Bolało jak diabli. Rana po raz kolejny została nagle rozerwana.
Starałem się ponownie wepchnąć te wszystkie emocje na samo dno serca widząc, że kiedyś będę musiał je wypuścić. Byle nie teraz, nie dzisiaj.
Mimo wszystko uświadomiłem sobie, że miała niesamowite szczęście poznając pewną cudowną kobietę i jej męża, którzy dali jej dach nad głową.
Felicia Aurora Lavrie to ta kobieta oraz jednocześnie jak się okazuje staruszka siedzącą obok mnie.

Pod Błękitem NiebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz