Blair
Zmęczenie, przerażenie oraz dyskomfort towarzyszyły mi odkąd się wybudziłam. Nie do końca dowierzałam, że były to aż trzy dni. Pamiętałam tylko jak z bólu zaczęłam odpuszczać i zasypiać czując pod dłonią własną krew, ale teraz czułam się jeszcze gorzej. Nie miałam siły, jedyne co chciałam zrobić to na nowo uciec do krainy Morfeusza, co zdecydowanie nie było mi dane.
Nie pamiętam co się działo z początku gdy się zerwałam z łóżka. Jak twierdziła Marie dopiero po dziesięciu minutach zaczęłam kontaktować, po tym jak wyrzuciłam z siebie cały tojad, którym najwidoczniej było pokryte ostrze.
W pomieszczeniu była tylko ona trzymając mnie za rękę ze zmartwieniem w oczach. Nie miałam pojęcia gdzie byłam, jak się tutaj znalazłam oraz co się właściwie działo. Jednak nie byłam jeszcze w stanie zapytać o wszystko, a ognistowłosa to wyczuła nie wymieniając żadnego zdania. Czekała aż ja się odezwę.
Podniosłam się delikatnie, ale mimo to poczułam nieznośny ból promieniujący od rany, przez co się skrzywiłam. Kobieta natychmiast mi pomogła kręcąc na mnie tylko głową.– Kiedy stąd wyjdę? – spytałam na co Rie spojrzała na mnie jak na wariatkę.
– Żartujesz sobie, tak? Czy ty wiesz ile krwi straciłaś? Ledwo uszłaś z życiem, bo twoje serce przestało bić, dlatego zapadłaś w śpiączkę. Twoja rana się nie goi, wymiotowałaś mordownikiem, wyglądasz jak śmierć i pytasz do cholery kiedy wyjdziesz?
– Mare – od razu mi przerwała nawet nie pozwalając dokończyć zdania.
Chyba właśnie rozpętałam piekło na ziemi związane z wzburzeniem zmiennej.
– Nie, czy ty wiesz jak my się o ciebie martwiliśmy? Co ty w ogóle robiłaś w barze, a po drugie kto ci to zrobił?
Martwiliśmy. My. Zmarszczyłam brwi rozważając w głowie jej słowa, żeby zdać sobie sprawę, że na korytarzu na sto procent czeka Hunter, od którego dostanę poważny opierdol kiedy tu wejdzie.
– Byłam w pracy, pisałam smsa Hunterowi, że tam będę, dostałam w odpowiedzi tylko, że nie muszę go informować o swoich planach, więc to nie moja wina, że umknęło mu to z głowy. – westchnęłam czując pulsujący ból w głowie, który również nie dawał mi spokoju.
Kobieta milczała dłuższą chwilę przyglądając mi się. Wiedziałam, że okropnie przeżywała to co się stało. Ja też bym umierała ze strachu gdyby coś takiego ją spotkało. Miałam tylko ją, moją siostrę z wyboru, osobę, która nigdy mnie nie oceniała, krytykowała moje wybory, ale starała się je zrozumieć, przy czym zawsze była najlepszym wsparciem jakie mogłam sobie wymarzyć. Tylko w jednym momencie mojego życia jej nie było, ale nie miałam zamiaru jej tego wypominać. Tym bardziej, że wiedziałam jak bardzo tego żałuje.
– Po tym jak cię znalazł, od razu zabraliśmy ciebie tutaj, to swojego rodzaju klinika dla zmiennych. Chciałam cię zabrać do szpitala, ale to wiązałoby się z tysiącem pytań, policją, a najlepiej tego uniknąć. Masz zaszytą ranę, ale nie goi się tak jak powinna. Miałaś transfuzję krwi i byłaś pod kroplówką, więc na pewno będziesz słaba dłuższy czas. Tylko, że musisz wiedzieć, że tym miejscem zajmuję się magiczny.
Tym razem to ja posłałam jej spojrzenie, które ukazywało, że mam ją za wariatkę. Magiczny? Przecież taki bardzo szybko mnie zdradzi, jeśli tylko się dowie. Na pewno próbował mnie uleczyć za pomocą jakiegoś zaklęcia, a kiedy to się nie udało zaczął szukać odpowiedzi. Byłam na cholernie przegranej pozycji w tym momencie.
Musiałam stąd wyjść, tym bardziej, że nie byłam tutaj bezpieczna. Zaczęłam nerwowo się rozglądać po pomieszczeniu czując jak moje serce przyspieszyło swoje bicie.– Hej, Blair spokojnie, wszystko jest dobrze i..
Nie słuchałam dalej, całkowicie ignorując jej słowa. Ucieczka nie wchodziła w grę, bo nie mogłam się podnieść sama, a co dopiero zejść z łóżka, po czym iść jakimś szybszym krokiem. Prawdopodobnie bym szła podpierając non stop ścianę lub padła po drodze. Ból głowy wydawał się coraz gorszy. Przez niego zaczęło mi dzwonić w uszach, które momentalnie zakryłam dłońmi licząc, że to pomoże. Odnosiłam wrażenie, że zaraz pęknie mi głowa. Zamknęłam oczy zaciskając mocno powieki, gdyż to co teraz się działo było wręcz nie do zniesienia. Nagle poczułam dotyk na swoich nadgarstkach oraz odsunięcie ich od uszu. Spojrzałam na osobę, która to zrobiła dostrzegając Huntera. Jego srebrnoniebieskie tęczówki wpatrywały się we mnie z troską, żeby błysnąć złotem, co spowodowało, że moje serce zgubiło rytm tym razem w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ból minął jak odjęty ręką, żebym chwilę później poczuła jak z mojego nosa kapie krew.
CZYTASZ
Pod Błękitem Nieba
FantasyPosiadanie umiejętności magicznych nigdy nie należało do dziedzictwa. Od lat wierzono w starszyznę, która miała składać się z najpotężniejszych czarowników zasiadających gdzieś pośmiertnie, a przy tym zsyłać błogosławieństwo daru magicznego widząc w...