Margaret nie była najlepszą ani najgorszą uczennicą, była gdzieś po środku, miała swoje gorsze i lepsze dni i samo chodzenie na zajęcia nie było dla niej ani trochę przyjemne, bo często stresowała się bez powodu, a gdy czegoś nie potrafiła łatwo wybuchała płaczem. Starała się opanować, ale czasem po prostu miała naprawdę zły tydzień, gdzie była zbyt zdenerwowana żeby móc się skupić na zajęciach.
Była duszą towarzystwa, często spotykała się ze znajomymi, ale były też dni gdy wolała po prostu posiedzieć sama pod kocem w dormitorium czytając kolejną książkę Jane Austen mając nadzieję na jakiś piękny romans. Marzyła o spotkaniu swojego Pana Darcy'ego, ale jeszcze jej nie było dane i często myślała, że to dlatego, że nie wygląda jak pani Elizabeth Bennet, która był wcieleniem piękna w oczach Margaret. W żaden sposób nie przypominała pięknej Amy March, która miała swojego Lauriego. Margaret nie należała do osób, które miały figurę modelki i często, gdy patrzyła na siebie w lustrze zastanawiała się jak ktoś może dostrzec piękno skoro ona sama go nie widzi. Może podświadomie wiedziała, że nigdzie nie znajdzie swojego księcia z bajki, ale wolała żyć marzeniami pięcioletniej dziewczynki, że każda bestia znajdzie swoją Belle.
— Margaret, kochanie, powiedz, że żyjesz. — powiedział Jonathan dramatycznie przykładając dłoń do serca.
— Hm?
— Nic nie zjadłaś. — zauważył kładąc chudą dłoń na jej plecach.
— Jakoś nie mam ochoty...
— Ktoś był niemiły. — domyślił się — Kto? Powiedz kto a przysięgam, że nawet moje puchońskie serce tego nie zdzierży.
— Jonathan...
— Przepraszam, Meg, ale już o tym rozmawialiśmy. Nie będę akceptował ludzi, którzy mówią o tobie źle. — powiedział — Uwierz mi, że wiem jak to jest... zmagać się z tym, że ktoś na każdym kroku się z ciebie wyśmiewa, gdy ty zaczynasz siebie akceptować i czujesz się pewnie z tym kim jesteś. — dodał.
Jonathan ujawnił się jako osoba homoseksualna w tamtym roku i wtedy spadło na niego dużo niemiłych komentarzy, nie tylko na niego, ale również na Sabrinę, która już na czwartym roku powiedziała o tym jednej osobie, a ta osoba do powiedziała to całej szkole, nie była to jednak jedyna osoba, która wtedy wyszła z szafy i to nie jej oberwało się najmocniej, ale mimo wszystko, również trochę się jej dostało.
— Jesteś zbyt dobrą osobą by przeżywać takie rzeczy. Po prostu powiedz mi kto to był. — powiedział spokojnie łagodnie — To była Simone?
— Jonathan...
— Meg, wiem, że niezbyt lubisz gdy ktoś wtrąca się w twoje sprawy i gdy jest wredny dla twoich przyjaciół, ale Simone to wredna jedza, która na ciebie nie zasługuje. — powiedział Jonathan.
— O czym rozmawiamy? — zapytała Sabrina dosiadając się do przyjaciół — Co macie takie miny?
— Simone się stała. — warknął Jonathan wbijając widelec w mięso.
— Możemy o tym nie rozmawiać? — zapytała z nadzieją Meg — Simone to moja przyjaciółka i chce dla mnie dobrze. Koniec tematu.
— Jak chcesz. — powiedział Jonathan, a Meg się do niego delikatnie uśmiechnęła.
— Moi ulubieńcy! — krzyknęła Cossete, ciemnoskóra dziewczyna z głową pełną drobnych warkoczyków — Moje borsuki! — dodała — Zapraszam was na moje siedemnaste urodziny w Pokoju Wspólnym Slytherinu w weekend po moich urodzinach. — powiedziała.
— Och, jesteś kochana. — powiedziała Sabrina.
— Nie mogę się już doczekać, wszyscy moi znajomi po raz pierwszy w tym samym miejscu! — dodała wciskając się między Meg a Sabrinę — Możecie śmiało przyjść z osobą towarzyszącą, jeśli macie taką ochotę. — dodała.
— Też się nie możemy już doczekać, Cosette. — powiedziała Meg z uśmiechem.
— Będzie wspaniale, obiecuję. — powiedziała czarnoskóra ślizgonka — A więc, drogie borsuki, co sądzicie o nowym nauczycielu eliksirów? Szczerze to niezbyt go lubię, od razu wybrał sobie faworytów. — dodała.
— Lepszy on niż Snape. — powiedziała Sabrina.
— Snape wcale nie był taki zły, gdy się nie wściekał gdy mój eliksir okazał się katastrofą. — powiedziała Cosette — Muszę lecieć, muszę znaleźć jeszcze mnóstwo osób i ich zaprosić.
Cosette Corville była jedną z bliższych przyjaciółek Margaret, nigdy nie miała uprzedzeń do innych domów, zawsze wszystkich radośnie witała i, w porównaniu z rówieśnikami z jej roku, była niezwykle miła. Margaret starała się nie oceniać ludzi przez to jak się zachowują, bo każdy ma swój powód, ale czasem przechodząc obok takiego Draco Malfoya bała się wyśmiania. Miała również parę nieprzyjemnych spotkań z Pansy Parkinson, która chętnie wrzuciła by ją pod tory pociągu, gdyby tylko mogła to zrobić.
CZYTASZ
Love Made Me Crazy | Blaise Zabini
FanfictionTaka osoba jak Blaise dobiera sobie towarzystwo bardzo ostrożnie, aby nikomu nie podpaść, ale gdy ma się w znajomych dziewczynę, która zna wszystkich, nie ma uprzedzeń i zaprasza bandę puchonów na imprezę zaczyna być dziwne. Szczególnie gdy niespodz...