Margaret zamoczyła pióro w tuszu i zanim się obejrzała napisała całe wypracowanie na zaklęcia. Ostatnią lekcją były eliksiry a one nie zdawały się być tak okropne jak z profesorem Snapem ale niestety obrona przed czarną magią teraz nie należała już do jej ulubionych lekcji. Miała wrażenie, że profesor Snape tylko usiłował dopiec wszystkich puchonom, gryfonom i krukonom. I pewnie miała rację.
— Ty i Blaise, huh? — zapytała Simone opierając się o regał z książkami. Nogi miała skrzyżowane w kostce i ręce założone na talii. Nie rozmawiały ze sobą od dłuższego czasu ale Margaret nie czuła potrzeby by z nią porozmawiać.
— Przyjaźnimy się. — powiedziała Margaret wzruszając ramionami. Od razu przy Simone poczuła się mała. Tak jakby miała się za chwilę od tak rozpaść na kawałki.
— Tak? — Simone prychnęła. Obeszła za Margaret i nachyliła się tak, że usta miała tuz przy jej uchu a jej dłoń spoczywała tuż przy dłoni Meg — Skarbie, on tylko czekać aż ściągniesz koszulkę. To nie jest typ, z którym stworzysz związek. To jest typ który cię przyleci a potem o tobie zapomni. Nie znasz Blaise'a? Nigdy o nim nie słyszałaś? Ani od jego podbojach? Masz za wysokie wymagania co do niego.
Margaret przełknęła ślinę. Wiedziała, że Simone kłamie tylko dlatego że jej samej podoba się Blaise, a on nie odwzajemnia jej uczuć ale jednak Margaret słyszała o jego życiu miłosnym i zawsze wydawało się mówić o nim i jakieś innej dziewczyny która mu towarzyszyła. Jednak gdy głębiej o tym myślała były to plotki raz na kilka miesięcy a już dawno nie widziała Blaise'a z inną dziewczyną. Były czasy gdyby pomyślała, że to co mówi Simone to prawda ale teraz myślała tylko o tym, że przemawia przez nią tylko zazdrość.
— Blaise jest uczciwy i jeszcze ani razu mnie nie traktował mnie jakbym była jego zabawką albo przedmiotem. Nie chcę byś się złościła na mnie za coś na co nie mam nawet najmniejszego wpływu. Kiedyś znajdzie się ktoś kto odwzajemni twoje uczucia ale wydaje mi się, że to nie jest Blaise. — powiedziała Margaret starając się utrzymać kontakt wzrokowy przez całą swoją wypowiedź i była trochę zaskoczona, że jej się udało. Simone wywróciła oczami ale się wyprostowała i poprawiła włosy.
— Jeszcze możesz się przeliczyć na jego temat. — powiedziała Simone.
— Simone, nie przeszkadzaj innym w bibliotece. — powiedział Theodore podchodząc do nich bliżej. Miał na sobie sweter z herbem Slytherinu i w ręku trzymał książkę. Zza jego pleców wyszła wysoka brunetka o trochę ciemniejszej od niego skórze i błyszczących czerwonych ustach — Dałabyś ludziom spokój, chociaż na chwilę. — powiedział.
— Oczywiście Nott, bardzo doceniam twoją interwencję. — powiedziała Simone podchodząc bliżej do brunetki, która natychmiast się wyprostowała — Nawet nie masz pojęcia jak źle trafiłaś. — powiedziała dość cicho ale Margaret I Theo i tak zdołali ją usłyszeć — Ty tak samo, Anderson. — dodała puszczając oczko w stronę blondynki.
— Czy ona musi się wtrącać do sprawy innych ludzi? — zapytał Theo siadając na stole.
— Nie ma innych zainteresowań. — powiedziała Margaret. Spojrzała na brunetkę która stała speszona obok Theo.
— To jest Amelie. — powiedział Theo kładąc dłoń na ramieniu brunetki.
— Margaret, miło mi ciebie poznać. — powiedziała blondynka wystawiając dłoń w jej stronę.
— Mi ciebie też. Theodore dużo o tobie opowiadał. — powiedziała z silnym latynowskim akcentem. Miała na sobie kamizelkę z herbem Ravenclaw i Margaret mogła przyrzec, że to jedna z najpiękniejszych dziewczyn jakie widziała. — Będę musiała iść Theo, klub zaklęć. — powiedziała — Do zobaczenie.
— Spotykasz się z nią? — zapytała Margaret gdy Amelie zniknęła.
— Odprowadze cię do dormitorium, co ty na to? — zapytał. Margaret się uśmiechnęła do niego a Theo niemalże niewidocznie się zarumienił. Margaret wstała a on zaoferował swoje ramię — Wiesz, że to co mówiła Simone to nie jest prawda? Blaise nie chce cię przylecieć i nie czeka aż ściągniesz bluzkę. Wiem, że czasami może się wydawać że dla niego liczy się tylko jedno, ale on po prostu nigdy nie miał prawdziwego wzorca miłości więc nie do końca wie jak reagować. — wyjaśnił.
Margaret to rozumiała i nigdy nie myślała o Blaise inaczej niż w ten sposób że nie do końca wie co robi. Wie, że mu zależy ale nie do końca wie jak to okazać. Pech chciał że ona też za bardzo nie wiedziała.
— Całkowicie rozumiem. — powiedziała Margaret — Wracając do twojej dziewczyny.
— To nie jest moja dziewczyna. Ona... mi w czymś pomaga. Tylko tyle. Ja... ona... jest niesamowita pod każdym względem ale z przykrością muszę przyznać, że to nie moja liga. I tak, ego mnie bardzo zabolało jak o tym mówię. — powiedział Theo.
— No cóż. Przeciwieństwa się czasem przyciągają. — stwierdziła Margaret — Na pewno macie jakiś temat do rozmowy.
— Owszem, mamy mnóstwo ale wciąż... jest zachwycająca ale nie darzy mnie takimi uczuciami. — powiedział Theo — Nie mi dane niesamowite love story.
Theo pożegnał się z nią tuż przy pokoju wspólnym puchonów a gdy Margaret tylko weszła uznała, że to naprawdę dziwne ze tak mówi, bo z tego co pamiętała Amelie znała Cosette ale nigdy nie była na żadnej imprezie aż do pewnego czasu.
CZYTASZ
Love Made Me Crazy | Blaise Zabini
FanfictionTaka osoba jak Blaise dobiera sobie towarzystwo bardzo ostrożnie, aby nikomu nie podpaść, ale gdy ma się w znajomych dziewczynę, która zna wszystkich, nie ma uprzedzeń i zaprasza bandę puchonów na imprezę zaczyna być dziwne. Szczególnie gdy niespodz...