Rozdział 11

455 34 16
                                    

*rozdział jest kontynuacją rozdziału 11 książki i Draco Malfoyu

***

Siedzenie w pokoju wspólnym tego wieczoru było męczące i denerwujące. Oczywiście wszystko było winą Pansy Parkinson, która nie dość, że najpierw nazwała Margaret Anderson grubą, tak jakby dziewczyna o twarzy mopsa mogłaby o takim czymś decydować, podważała wyboru Blaise'a i to, że to właśnie przy Margaret Blaise czuje się tak szczęśliwy jakby to naprawdę miałaby jego jedyna, a w dodatku dotknęła słabego punktu Theodore'a, słowami, których chyba nikt nie powinien usłyszeć:

— Nic dziwnego, że twój ojciec woli siedzieć w Azkabanie niż zajmować się tobą, a matka kopnęła w kalendarz na Twój widok.

To nie tak, że same słowa denerwowały Blaise'a, ale Theo był dla niego tak dobrym człowiekiem, że mówienie na głos tego o czym Theo myśli codziennie jest ciosem prosto w serce, dlatego Blaise nie mógł wyobrazić sobie sytuacji niż tak, że stoi po stronie Theodore'a, który poszedł do dormitorium pewnie chcąc się tak zamknąć.

— Theo! — zawołał Blaise wchodząc do dormitorium za nim — Jest w łazience. — stwierdził łapiąc za klamkę.

— A co jak jest goły?

— Daj spokój, widziałem Theo tak strasznie pijanego, że widziałem go nawet nago. — powiedział Blaise — Jest dla mnie jak brat, muszę tak wejść i chociaż mu coś powiedzieć.

— Może oboje powinniście się ochłonąć. — powiedziała Cosette.

— Pansy zachowała się jak świnia mówiąc tak do Theo, a ja chce mu przekazać, że to nie jest prawda. Znasz go. Przejmuje się tym. — powiedział Blaise.

— Oczywiście, że tak, ale wiesz jakie jest jego nastawienie do jego przykrości. — powiedziała.

— Wchodzę. — stwierdził — Nie zajmie to długo. — dodał.

Blaise pociągnął za klamkę i wszedł do środka. Theo siedział przed prysznicem skubiąc skórki przy paznokciach ze wzrokiem wbitym w dłonie.

— Miałem nadzieję, że będziesz myślał, że jestem nagi. — powiedział Theo.

— Znam cię nawet za dobrze. — stwierdził Blaise — Pansy nie miała racji.

— Miała. Oczywiście, że miała. Ty to wiesz. Ja to wiem. Draco to wie. Cose to wie. — powiedział Theo wciąż nie podnosząc dłoni — Nikt mnie nie chce. Skończę w piwnicy kogoś z was co nos rycząc w poduszkę i w dzień udając, że jest w porządku, gdy wy będziecie brać śluby i mieć piękne słodkie dzieci. — powiedział.

— Wybiegasz za bardzo w przyszłość po pierwsze żaden z nas nawet nie skończył szkoły, po drugie, miałbyś pokój nie piwnicę, a po trzecie Pansy nie miała racji. —powiedział Blaise — Gdzie się podział mój ulubiony zadufany w sobie Theo?

— Pansy go zniszczyła. — Theodore wzruszył ramionami i pociągnął nosem.

— Theo, twoja mama nie umarła przez ciebie, chorowała, wiesz o tym, była słaba. Kochała cię. — powiedział Blaise — A twój ojciec nie obwinia cię o śmierć mamy. Nie był najlepszym ojcem, wiem o tym, nie raz denerwowałem się przez to jak cię traktował, ale posłuchaj mnie... i spójrz na mnie... ludzie cię uwielbiają.— powiedział Blaise, a Theo pokręcił głową.

— Jestem okropny. Nawet nie potrafię teraz jak zwykle udawać, że mnie to nie rusza. — powiedział wyciągając paczkę papierosów z kieszeni, a Blaise ją skonfigurował.

— Nie jesteś ani trochę okropny. — powiedział Blaise — Kto mnie motywuje co zrobienia z kroku z Margaret? — zapytał — Ty, idioto. — Blaise go sztuchnął — Kto znosi moje ataki złości? Albo siedzi ze mną gdy mam zły dzień? Przynosił mi zupę gdy chorowałem? Ty, Theo, więc nawet nie próbuj mówić, że jesteś okropny, bo nie jesteś

— Irytuję cię. — stwierdził ocierając płynącą mu po policzku łzę.

— Czasami tak, ale to przez to, że jesteś tak troskliwy, że nie wiem jak mam Ci się odwdzięczać. — powiedział Blaise.

— Mówisz mi tak, bo mi przykro, a ty chcesz mnie pocieszyć. — powiedział Theo.

— Też, ale mówię tak, bo cię znam i cię lubię. — powiedział Blaise — I przykro mi przez to co teraz musisz przechodzić. Przykro mi, że ludzie cię nie doceniają.

— Ludzie mi mówią, że jestem tak samo okrutny jak mój ojciec. Mają rację. — powiedział Theo.

— Nie. Masz tak samo dobre serce jak Twoja mama. — powiedział Blaise — Moja matka ją znała. I mówiła, że miała piękne serce, była opiekuńcza i przychodziła z tobą do nas i, że widziała w tobie podobieństwo do niej. Pamiętam jak przyjechałeś do mnie parę lat temu? I moja mama powiedziała, że jesteś piękny i troskliwy jak Hyacinth. — dodał, a Theo wzruszył ramionami.

— Chcę by żyła. — szepnął — Chcę by powiedziała, że wcale nie jestem taki jak mój ojciec. — powiedział Theo.

— Nie jesteś taki jak Twój ojciec. — powiedział Blaise — To nie to samo, ale mam nadzieję, że choć trochę w to wierzysz...

— Dzięki, Blaise. — powiedział Theodore ocierając łzy z twarzy i pociągając nosem.

Wstał z ziemi, a Blaise zaraz za nim, i rozstawił ramiona tak jak robi to Theo, gdy to Blaise ma zly dzień. Theo mimowolnie się uśmiechnął i objął Blaise'a.

— Dzięki.

— Nie ma za co. — powiedział Blaise.

— Chłopaki, w porządku? — zapytała Cosette pukając w drzwi łazienki.

— Tak!

— Mogę wejść? — zapytała.

— Pewnie. — powiedział Theo.

— Oo, Blaise. Jesteś taki słodki jak ci zależy. — powiedziała Cosette dołączając do uściski — W porządku, kochanie? — zapytała gładząc Theo po policzku, a on przytaknął — Pansy to prawdziwa świnia.

— Musisz to opowiedzieć Margaret. — stwierdził Theo — Od razu padnie ci w ramiona.

— Dobrze wiedzieć, że czujesz się lepiej. — powiedział Blaise śmiejąc się i podając Theo chusteczkę.

Blaise nie mógł się doczekać aż znów spotka się z Margaret i nawet Pansy nie mogła popsuć mu tego jak się czuje przy Meg. Za każdym razem, gdy siedział obok niej serce biło mu szybciej, a gdy się przybliżała to miał wrażenie, że w pomieszczeniu robi się za gorąco i wiedział, że to wina tego, że zaczyna się w niej zakochiwać. Czuł ciepło jej dłoni i tego jak przytula go na powitanie i pożegnanie. Widziała w nim to co najlepsze, a on nie sądził, że ktokolwiek jest w stanie tak na niego spojrzeć.

— Blaise, to słodkie. — powiedziała Margaret uśmiechając się do niego — Theo czuje się lepiej?

— Tak, znacznej lepiej, mówił, że mam cię znów przyprowadzić. — powiedział.

— Chętnie. — powiedziała znów posyłając mu uśmiech tak szeroki, że ciężko było mu tego nie odwzajemnić.

Love Made Me Crazy | Blaise ZabiniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz