Zaufanie było dla Margaret podstawą, a niestety obdarzała zaufaniem za dużą liczbę osób. Jonathan i Sabrina często jej powtarzali, że obdarzanie Simone zaufaniem to błąd i doprowadzi ją to do zguby, ale Margaret lubiła wierzyć, że w każdym człowieku drzemie kawałek dobra i zła. Mogłaby powiedzieć to nawet o zabijającym jej rodzinę smierciożercy. Starała się nigdy nie chować urazy, wybaczać ludziom błędy, bo są tylko ludzmi i mogą popełniać błędy. Dla takiej jak ona empatki nie było nic gorszego niż smutek najbliższych. Nie była tylko ona jedna w rodzinie, która była słoneczkiem. Jej kuzynka, Ophelia, była do niej trochę podobna, ale nie rozmawiały ze sobą często. Miały zupełnie inne grono przyjaciół, gdy Margaret odnalazła przyjaciół w Slytherinie, Ophelia znalazła ich w Gryfindorze, a te dwa domy siebie nawzajem wykluczały, ale mimo to potrafiły odnaleźć siebie w zamku i wymienić chociaż parę zdań.
— Amelie wreszcie zgodziła się przyjść na imprezę. — powiedziała Cosette siadając na ziemi obok Margaret — Ostatnio zerwała ze swoim chłopakiem i nie była zbytnio w humorze, ale w końcu udało mi się ją namówić. — dodała.
— Ja chyba tym razem odpuszczę sobie imprezę w weekend. Mamy dużo nauki. — powiedziała Margaret.
— Blaise miał nadzieję, że przyjdziesz. — powiedziała Cosette.
— Niby dlaczego Blaise miał mieć nadzieję, że przyjdę? — zapytała — Rozmawialiśmy ze sobą parę razy w życiu... zazwyczaj tylko obok siebie siedzimy.
— Tak, ale wtedy gdy ze sobą rozmawialiście to cię polubił i zapytał mnie czy cię zaprosiłam. — powiedziała Cosette — Może nie do końca powiedział, że ma nadzieję, że przyjdziesz, ujął to trochę inaczej... powiedział, że fajnie by było gdybyś przyszła. Nie musisz pić! — zawołała.
— Cosette! Nie tak głośno, bo cię nauczyciele usłyszą. — powiedziała Margaret — Przyjdę, ale tylko na chwilę.
Margaret podniosła się z ziemi i wróciła do pokoju wspólnego gdzie Jonathan i Sabrina pracowali nad wypracowaniem z transmutacji. Jonathan zajął prawie całą kanapę, pisał na swoich kolanach przez co wszystko wyglądało bardzo koślawo a na ramionach miał koc. — Dalej nad tym pracujecie? — zapytała Margaret — Dam wam odpisać, nie mogę patrzeć jak się tak patrzycie.
— Nie trzeba. — powiedziała Sabrina — Uwierz mi! Idzie lepiej! Poza tym... udało mi się zapamiętać połowę tego co przeczytałam u ciebie.
— Ja jestem w kropce. — powiedział Jonathan.
— To dla tego, że myślisz o zupełnie czymś innym. — powiedziała Sabrina.
— Shawn?
— Tak. — Jonathan westchnął — Myślicie, że naprawdę mnie lubi? — zapytał.
— Oczywiście, że tak...
— Po prostu... po ostatnim razie boję się pogłębić jakąkolwiek relację. — wyznał — A on jest dla miły i flirtujemy ze sobą, ale nie wiem czy... no wiecie, by to przetrwało. Nie muszę teraz wiedzieć czy to jest na całe życie, ale jednak...
— Rozumiemy cię, Jony. — powiedziała Margaret siadając obok niego — Myślę, że powinieneś z nim porozmawiać. Wtedy się przekonasz co go tak naprawdę interesuje. — dodała.
— Sabi? Jakieś postępy z Cosette? — zapytał Jonathan kładąc głowę na ramieniu Meg.
— Nie, znaczy... czasem się całujemy ale na to koniec. — powiedziała Sabrina — Chyba oboje mamy wielkiego pecha w miłości!
— Zaczyna mnie od tego głowa boleć! — powiedział Jonathan.
♡
— Powiedziałam jej...
— Cosie. — Blaise spojrzał na nią zdenerwowany — Nie powiedziałem, że mam nadzieję, że przyjdzie tylko... że nie jest najgorsza.
— A to w twoim języku znaczy, że ją lubisz i masz nadzieję, że się pojawi następnym razem. — powiedziała Cosette — Nie martw się, nie powiedziałam, że się w niej zakochałeś...
— Nie zakochałem. — prychnął.
— Będziemy udawać aż się nie przyznasz, może być. — powiedziała Cosette wzruszając ramionami.
— Jesteś nieznośna.
— Kochasz mnie. — stwierdziła.
— Nienawidzę.
— To u ciebie jest "kocham cię", ale innymi słowami. — powiedziała wyciągając nogi na jego kolana, gdy Theo się pojawił i wrzucił jakiś potargany list do ognia, a potem usiadł obok Blaise i też wyciągnął nogi na jego kolana. Czarnoskóry już chciał coś powiedzieć, ale po minie Theo zamknął usta.
— Co jest? — zapytał Blaise.
— Nic. — powiedział Theo wyjmując paczkę papierosów i odpalając jednego — Chcesz? — zapytał Theo podstawiając go pod nos Blaise'a a on się zaciągnął — To tak jakbyśmy się całowali.
— Matko, wy dwoje to potraficie poradzić sobie z problemami. — powiedziała Cosette — Pokój zwierzeń!
— Nie. — powiedzieli oboje tak samo poirytowani.
— Dajcie spokój. Zamierzacie to w sobie tłamsić?
— Brzmi rozsądnie. — powiedział Blaise.
— Theo? — zapytała.
— Nie chcę o tym rozmawiać. — powiedział.
— Kto was tak skrzywdził? — zapytała — Blaise, powinieneś skakać pod sufit, bo Margaret przyjdzie... — zaczęła, ale Theo się roześmiał
— Wyobraziłem sobie jak skacze pod sufit. — śmiał się — Kochamy małą Margaret?
— Nie. — powiedział Blaise — Wolałem jak miałeś zły humor.
— Czy ty mi właśnie wyznajesz miłość? To najmilsza rzecz jaką do mnie w tym tygodniu powiedziałeś, a mamy czwartek. — powiedział Theo.
— Mamy czwartek! Dzień zwierzeń! Co u was? — zapytała Cosette.
— Hm, pomyślmy, mój ojciec siedzi w Azkabanie i święta będę spędzał sam. — powiedział Theo — Nie żeby mi zależało na ojcu, ale nie chciałbym być sam w święta...
— Zostanę z Tobą. — powiedział Blaise.
— Serio? — zapytał Theo.
— Nie chcę widzieć matki... nie dlatego, że mi na tobie zależy. — powiedział Blaise.
— Zależy Ci na mnie? — zapytał Theo.
— Słyszałeś, że nie? — zapytał.
— Wasza przyjaźń jest taka słodka i skomplikowana. — powiedziała Cosette.
— Nie chce widzieć matki. — uparł się Blaise.
— I zostaniesz ze mną! Mimo, że masz rodzinę w domu! — powiedział.
— Jeśli zamierzasz ryczeć, proszę idź sobie. — powiedział Blaise.
Theo wymienił spojrzenie z Cossete i oparł się o kanapę. Wiedział, że Blaise głównie nie chce zobaczyć matki, ale wiedział, że może jechać do Cossete, jej rodzice go kochają i zawsze jest mile widziany a mimo to zostanie z nim w zamku tylko dlatego, że Theo powiedział, że nie ma z kim spędzić świąt.
— Miękkie serce. — powiedział Theo.
— Zamknij się. Po prostu zostanę. Nic wielkiego. — powiedział Blaise.
— Blaise Miękkie Serce Zabini. — powiedział Theo nachylając się żeby pocałować go w policzek.
— Zabierz swoje zarazki z daleka! — powiedział Blaise.
— Dzieliliśmy papierosa dosłownie pięć minut temu! — powiedział Theo — Ty nas kochasz.
— Jeszcze jedno słowo, a wsadzę Ci tego papierosa tam gdzie nawet twoja żona nie będzie chciała patrzeć! — powiedział Blaise.
CZYTASZ
Love Made Me Crazy | Blaise Zabini
Fiksi PenggemarTaka osoba jak Blaise dobiera sobie towarzystwo bardzo ostrożnie, aby nikomu nie podpaść, ale gdy ma się w znajomych dziewczynę, która zna wszystkich, nie ma uprzedzeń i zaprasza bandę puchonów na imprezę zaczyna być dziwne. Szczególnie gdy niespodz...