Rozdział 9

435 44 29
                                    

Margaret przewróciła stronę podręcznika tłumiąc kolejne ziewnięcie. Była wykończona, bo do czwartej nad ranem pisała wypracowanie dla Simone dla profesora Snape'a. Słuchała wykładu profesor McGonagall o tym jak ważna jest magia bezróżdżkowa, a jej głową spoczywała na ramieniu Jonathana. Oczywiście nie obyło się bez kazania od Sabriny i oczywiście od Jonathana o Simone, ale dla Margaret robienie za dziewczynę wyparowań nie było żadnym problemem. W dodatku po lekcjach miała kolejny szlaban, przez tę imprezę w Pokoju Wspólnym Slytherinu. I mimo, że zakończyła się w nieciekawy sposób to jednak świetnie się bawiła i już parę razy zdążyła zapewnić o tym Cosette, której było przykro po tych wydarzeniach.

— Nie mogę uwierzyć, że brałaś udział w tej imprezie. — powiedziała jej kuzynka gdy złapała ją po wyjściu z klasy, Ophelia Anderson. Margaret wywróciła oczami na te słowa.

— Tak jakbyś ty nie bawiła się z Gryfonami. — powiedziała Meg podnosząc brwi do góry, a Ophelia się zarumieniła. Meg i Ophelia nie spędzały już ze sobą tyle czasu co w dzieciństwie, bo otaczały w innych grupach towarzyskich. Ophelia przyjaźniła się z Ronem Weasleyem i jego przyjaciółmi, a Margaret znała Theodore'a Notta — Jesteś zła, bo Ron spotyka się z Lavender Brown.

— To nie chodzi o to. — w oczach Ophelii zabłysły łzy, więc Margaret doskonale wiedziała, że chodzi właśnie o to.

— Skoro on ci się tak podoba to dlaczego nic z tym zrobisz? Będziesz patrzeć jak całuje się z nią? — zapytała Margaret.

— Nie... ale sama rozumiesz... on jest taki kochany i... naprawdę ciężko go nie lubić. — powiedziała Ophelia ocierając łzę z policzka — Po prostu nie jestem już z nim tak blisko gdy zaczął się z nią spotykać i trochę mi przykro. Wydaje mi się, że Lavender mnie nie lubi...

— Jesteś dziewczyną i Ron bardzo cię lubi... nic dziwnego, że może być zazdrosna. Szczególnie patrząc na to, że jesteście blisko. — powiedziała Margaret.

— Muszę lecieć na astronomię. — powiedziała Ophelia — Nie wpakuj się w kłopoty. — dodała blondynka.

Margaret usiadła obok Jonathana i Sabriny, ale żadne z nich nawet tego nie zauważyło. Byli zbyt wpatrzeni w kogoś innego. Jonathan patrzył z zamiłowaniem na Shawna, za to wzrok Sabriny skupił się na Cosette, która siedziała ze smutną miną przy stole Slytherinu między Theo a Blaise'em. Opierała się o ramię tego drugiego, a on nachylił się i czułe pocałował ją w głowę. Nie wiedzieć czemu Margaret uznała to za urocze, że Blaise stara się być dobrym przyjacielem Cosette, gdy przeżywa trudne chwile.

Blaise nałożył sałatki na talerz Cosette i wcisnął jej widelec w dłoń. Mimo, że był trochę poderwany jego troska o przyjaciółkę to przezwyciężyła.

— Mi też nałożysz? — zapytał Theo robiąc maślane oczy do przyjaciela.

— Przepraszam, czy wyglądam jak to niania? — zapytał Blaise z sarkazmem, ale mimo to nałożył też Theo i sobie.

Rozejrzał się po Wielkiej Sali, miał wrażenie, że z dnia na dzień robi się coraz bardziej pusta. Spojrzał na stół Puchonów i zauważył, że Margaret mu się przygląda. Coś w jego brzuchu śmiesznie zawirowało i się do niej uśmiechnął mając nadzieję, że nie wyszedł mu grymas. Najwyraźniej nie skoro Margaret odwzajemniła uśmiech, a on, mimo że nie chciał, odwzajemnił go jeszcze szerzej pokazując swoje białe zęby.

— Blaise, dobrze się czujesz? Chcesz do skrzydła szpitalnego? — zapytał Theo, a Blaise poczuł jak palą go policzku.

— Nie...

Love Made Me Crazy | Blaise ZabiniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz