Blaise Zabini zawsze wybierał swoje towarzystwo ostrożnie i zazwyczaj były to osoby ze Slytherinu i takie, które były godne przyjaźni z nim. To chyba oczywiste skoro przyjaźnił się z Draco Malfoyem, Pansy Parkinson i Theodorem Nottem, ale również wychował się na tej samej ulicy co Cosette Corville, ona była pierwszą osobą, której Blaise zaufał i przychodził do niej za każdym razem gdy matka mu mówiła: idź, pobaw się na dworze, skarbie, mamusia musi coś załatwić. Z wiekiem zaczynał rozumieć co jego mama załatwiała, bo za każdym razem gdy wracał od Cossete jego mama zaplakana rozmawiała z jakimś facetem, prawdopodobnie z Ministerwa Magii, a potem informowała, że jego ojczym nie żyje.
Nie pamiętał swojego ojca, umarł on jeszcze zanim Blaise się urodził, wiedział tylko, że był azjatą po to po nim zyskał skośne oczy. Dorastanie bez ojca nie było złe, jego mama otaczała go troską, gdy w pobliżu nie było żadnych facetów, których mogłaby oczarować. Czasem Blaise był tak zdesperowany i stęskniony za mamą, że robił co może by odgonić tego faceta.
Pamiętał dzień, w którym poznał Cossete, zamiast podać mu rękę na powitanie rzuciła mu się na szyję. Wiedział, że jest czarownicą, widział jak czaruje i cieszył się, że będzie chodziła z nim do szkoły. Nie znał sławnych rodzin i właściwie nikogo. Już na pierwszym roku poznał Theodore'a, na początku go irytował, bo Theo nieustannie za nim chodził i wręcz nękał, ale na drugim roku Theo stał się jedną z tych osób, przy których Blaise nie musi się wstydzić. Później zaczynał spędzać więcej czasu z Draco i Pansy i w końcu z nimi się zaprzyjaźnił. Chociaż czasem trudno było to nazwać przyjaźnią. Rzadko rozmawiali o osobistych sprawach. Był problem, bardzo znaczący dla Blaise'a, Draco i Pansy nie polubili Cosette i według nich zrzucała ona hańbę na Slytherin.
Cosette się tym nie przejmowała, ale Blaise chciał ją chronić tak samo jak ona chroniła go w swoim domu, gdy matka kazała mu się bawić na dworze, a pogoda była okropna albo był środek zimy.
— Nie przejmuj się, Blaise. — powiedziała Cosette smiejac się pod nosem — Nie przeszkadzała mi, że mnie nie lubią. — dodała.
— Jedno słowo w twoim kierunku, a w ich soku dyniowym będzie coś więcej niż sok dyniowy. — zagroził, a Cosette się szeroko uśmiechnęła.
— Jesteś uroczy, gdy próbujesz mnie chronić. — powiedziała szczypiąc go w policzki — Jak ci się układa z Simone? — zapytała.
— Tak jak z każdą, to nic poważnego. — powiedział — Nie szukam długotrwałego związku. Nie chcę się żenić. Ani mieć dzieci.
— Nie mówię, że masz się żenić i, że masz mieć dzieci. — powiedziała — Ale myślę, że każdy ma szansę na zakochanie się i to już jego sprawa czy to dobrze wykorzysta. Pewnie jeszcze nie spotkałeś tej jednej, który wywróciła Twój świat do góry nogami.
— Cosie, mylisz się. Wiesz o tym. — powiedział.
— Nie. Myślę, że nie miałeś dobrego wzorca. — powiedziała.
— Nie wspominaj o mojej matce. Siedzi tu za dużo ludzi. — powiedział.
— Przepraszam. — powiedziała a on machnął ręką.
— Nie lubisz Simone.
— Nie lubię, jest niemiła dla Margaret, wykorzystuje ją. — powiedziała.
— Jak na ślizgona przystało. — powiedział Blaise.
— Uważasz, że dobrze robi? — zapytała.
— Czy ja wiem. — Blaise wzruszył ramionami — Margaret to nie przeszkadza... ja i Simone to tylko przelotny związek. Za kilka dnia z nią zerwę i poszukam kogoś innego.
— A gdybyś tak nie szukał? — zapytał — Po prostu przestał spotykać się z milionem dziewczyn?
— Mogę to rozważyć, ale nic nie obiecuję. — powiedział spoglądając na przyjaciółkę, a ona się uśmiechnęła do niego szeroko
— Nie przeszkadza Ci, że zapraszam znajomych z Hufflepuffu?
— Czy ja wiem. Chyba nie. — powiedział — To twoi przyjaciele. Ja mam też Draco i Pansy. — powiedział Blaise.
Cossete wstała i wyszła z Pokoju Wspólnego a on został sam ze swoimu myślami. Nie chciał próbować być w poważnym związku. Wydawało mu się to nudne i przereklamowane. Blaise pewnie po pierwszej kłótni by się poddał i odszedł. Wolał dziewczyny na jedną noc, albo kilka dni. Takie, które nie owiną go sobie wokół palca. To oczywiste, że nie czuł nic do Simone. Ona była po prostu atrakcyjna. Margaret też była, ale w inny sposób, ona była urocza i delikatna na twarzy, gdy Simone wyglądała jakby miała kogoś zabić. Nie miał pojęcia czy mu się to podobało. Na pewno podobał mu się wygląd Margaret. Nie wiedział jeszcze co, ale miała w sobie coś co sprawiało, że mógł na nią po prostu patrzeć.
Nigdy się nie zastanawiał czy mógłby by być z kimś w związku, bo nigdy się nie zakochał. Nawet nie wiedział co to za uczucie i co takiego się przy nim czuje, jego matka nigdy o tym nie wspominała. Może Cosette miała rację. On nie miał odpowiedniego wzorca co do miłości.
CZYTASZ
Love Made Me Crazy | Blaise Zabini
FanfictionTaka osoba jak Blaise dobiera sobie towarzystwo bardzo ostrożnie, aby nikomu nie podpaść, ale gdy ma się w znajomych dziewczynę, która zna wszystkich, nie ma uprzedzeń i zaprasza bandę puchonów na imprezę zaczyna być dziwne. Szczególnie gdy niespodz...