Rozdział 8

431 39 12
                                    

Blaise już po raz kolejny podniósł głowę podczas posiłku i spojrzał na stół Puchonów gdzie Margaret rozmawiała ze swoimi przyjaciółmi. Przeklnął samego siebie w myślach i spojrzał na Cosette, która mówiła do niego od dziesięciu minut.

— Przyjdzie też Amelie... ona i Theo ostatnio się całkiem dogadali. — mówiła, a on znów spojrzał na stół Puchonów — No i tak pomyślałam, że może nie chcesz bym zapraszała Margaret...

— Co? Nie, w porządku. Może przyjść jeśli chce. — powiedział Blaise natychmiast zwracając uwagę na przyjaciółkę — Ona jest całkiem w porządku.

— Okej. — odparła — Nie bądź uparty, Blaise. Jeśli ona ci się podoba to możesz się z nią umówić. Naprawdę nie istnieje żadna reguła, że Ślizgoni nie mogą się umawiać z innymi domami. Sami tworzymy sobie uprzedzenia.

— To nie tak, że ona mi się podoba. — stwierdził — Sama wiesz, że nie potrafię być kimś w związku, — dodał.

Cosette niezbyt wierzyła w wymówki Blaise'a. Według niej on po prostu za wszelką cenę próbował siebie przekonać, że nie byłby dobrym chłopakiem, bo ma zdolność do ignorowania swoich prawdziwych uczuć. Nawet jeśli Margaret by mu się podobała wyparłby to tak szybko jakby zdał sobie z tego sprawę. On po prostu wie, że Margaret nie szuka kogoś z kim mogłaby się kilka razy pobawić, ona szuka prawdziwego uczucia, a on wręcz przeciwnie.

— Nie masz w siebie za grosz wiary, Blaise. — powiedziała Cosette — Gdybyś dał szansę...

— Ona by mnie w życiu nie polubiła takiego jakim jestem, więc skończ ten temat. Nie chcę na ciebie krzyczeć i się na ciebie denerwować, więc lepiej będzie jak poprzestaniemy na tym. — powiedział — Doceniam twoją troskę, ale nie potrzebuje dziewczyny, a Margaret na pewno by nie byłaby zadowolona z tego co ja mógłbym jej zaoferować.

— Skarbie, jesteś czymś więcej, wiesz o tym...

— Nie, nie wiem i proszę przestań tak mówić. — powiedział — Już Theo tyle nie gada o moim życiu miłosnym, a wiesz, że lubi w nie wchodzić z buciorami.

— Theo to twój przyjaciel i się martwi. — powiedziała Cosette.

— Ale to nie znaczy, że powinien się aż tak angażować w moje życie. — odparł Blaise — Nie potrzebuję pomocy. Chcę po prostu się dobrze bawić na imprezie.

Margaret za każdym razem gdy przychodziła do Pokoju Wspólnego Slytherinu czuła się coraz bardzo pewnie. Już nie czuła strachu, że ktoś ją wyrzuci, przestała się obawiać, że intecje Theodore'a Notta są nie szczere i robi to tylko, żeby się z niej trochę pośmiać. Cosette nie musiała już jej tyle razy przekonywać żeby przychodziła na imprezy, a z Jonathanem i Sabriną też czuła się pewniej mimo, że się często rozdzielali i ona chcąc niechcąc lądowała obok Theodore'a, który chętnie brał ją pod swoje skrzydła i Blaise'a, ale nie była pewna czy on ją w ogóle lubi. Czasem się do niej uśmiechał, ale nie była pewna czy to przyjazny uśmiech.

— Wyglądasz fantastycznie, Meg. — powiedział Sabrina — Uwierz mi. Posłuchaj przyjaciółki lesbijki.

— Jesteś niemożliwa, Sabi. — powiedziała Margaret kręcąc głową, a dziewczyna wyszczerzyła zęby.

Pokój Wspólny Slytherinu jak zwykle był zadymiony i cuchnęło w nim alkoholem, ale była już do tego przyzwyczajona po tylu wizytach. Cosette od razu pociągnęła obie dziewczyny w głąb tańczących ludzi. Po chwili dołączył do nich Theodore, który chętnie wziął Margaret do tańca, gdy Cosette tańczyła z Sabriną.

— Przecież ja jestem geniuszem! — zawołał Theo zatrzymując się o klaszcząc w dłonie — Chodź. — zawołał do Margaret przekrzykując muzykę i pociągnął ją do Blaise'a Zabiniego siedzącego w dość posępnym humorze na kanapie sącząc napój alkoholowy — Przyjacielu?

— Mówiłem Ci żebyś mnie tak nie nazywał. — powiedział Blaise.

— Zatańcz z Margaret. — zaproponował Theo wręcz wpychając dziewczynę obok Blaise'a — Ja idę po Amelie.

— Theo! Wracaj tu w tej chwili! — zawołał za nim Blaise odwracając się, a Margaret zrobiło się niezręcznje. Blaise widocznie nie chciał mieć z nią nic wspólnego, więc zastanawiała się czy by po prostu nie znaleźć kogoś znajomego w tłumie, ale jednak Zabini odłożył drinka na stolik i podał Margaret dłoń. Objął ją lekko w talli, dziwnie nieśmiało to było do niego niepodobne.

— Przepraszam za moje zachowanie. — wycedził.

— Nie szkodzi. — powiedziała Margaret kręcąc głową — Nie musisz mi się tłumaczyć. Nie znamy się aż tak dobrze. — dodała, a on westchnął ciężko jakby powiedziała co źle. Chciał coś jeszcze dodać, ale wtedy przyszła Simone.

— Zatańcz ze mną, Blaise! — zawołała odpychając Margaret na bok a ona prawie upadła, a czarnoskóry slizgon ją szybko złapał i podniósł.

— Ta, jasne. — mruknął Blaise — Nic ci nie jest? — zapytał.

— Nie...

— Blaise! Ile mam czekać! — zawołała Simone.

Margaret usiadła na kanapie, a Theodore Nott usiadł tuż obok niej wraz z Amelie Wilson, wysoką, szczupłą i chyba jedną z najpiękniejszych dziewczyn jakie Margaret widziała na oczy.

— Co się stało? — zapytała Amelie — Theo czemu wyglądasz jakby ktoś umarł?

— Moje nadzieje, że wybije mu Simone z głowy umarły! — zawołał Theodore — Nie rozumiem go! Przecież Meg jest taka miła i...

— Nie jestem w jego typie. — stwierdziła Margaret — Nie wiem czy on jest w moim. Jest przystojny i to bardzo, ale jest dość... ponury.

— No a z ciebie takie słoneczko! Idealnie byście do siebie pasowali! — powiedział Theodore.

— Nie możesz na kimś wymuszać związku. — stwierdziła Amelie.

— Ale ja nie chce by on się spotykał z nią!

Impreza niestety została brutalnie przerwana przez profesora Snape'a, który wszedł tak głośno, że wszystko włącznie z głośną muzyka ucichło. Margaret stała obok Jonathana i czuła się winna. Wiedziała, że będą mieli kłopoty, a już szczególnie gdy profesor Snape odkryje, że sok dyniowy to tylko podpucha.

— Niesamowite. — powiedział powoli — Co Ślizgoni robią w weekendy, w które powinni się uczyć. — powiedział przechadzając się po Pokoju Wspólnym — Jestem wami wszystkimi bardzo zawiedziony, a szczególnie tym, że wybraliście butelki po soku dyniowym do przelania Ognistej Whisky.

— To nie jest Ognista Whisky! — żachnął się Nott.

— Nie? — zapytał Snape — W takim razie to soczek? — zapytał — To chodź Nott, spróbuj swojego soczku.

Theodore dość nieśmiało podszedł do profesora Snape'a i zgodnie z jego oczekiwaniem napił się trochę napoju w butelce po soku dyniowym. Na początku każdy mógłby uwierzyć, że to naprawdę tylko sok, ale potem Nott zwrócił Snape'owi prosto na buty.

Jayla Bernes, która sprawiła, że każdy dostał szlaban, schowała się w swoim dormitorium, a Cosette próbowała ogarnąć pokój wspólny.

— Blaise. — Theo pociągnął przyjaciela za koszulę, a on podłożył mu wiadro.

— Z daleko ode mnie. — powiedział Blaise klepiąc Theo po plecach i skrzywił się słysząc, że wymiotuje.

Love Made Me Crazy | Blaise ZabiniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz