Trzy dni. Dokładnie tyle czasu musiało minąć, by obóz ognia zaczął podejmować kroki po gorących rozmowach na szczycie. Tyle samo czasu musiało minąć, by Ashley w końcu mogła po raz kolejny zniknąć jak cień w ramionach nocy, uciekając na plażę. Uśmiech zawitał na jej twarz, gdy tylko pomyślała o spotkaniu po zmroku.
- Księżniczko. - Day w obecności jednego ze strażników wszedł do namiotu. Ukłonił się następczyni tronu, która cierpliwie czekała na jego następne słowa. - Przyszedłem przypomnieć o dzisiejszym treningu.
- Oczywiście. Zaraz zjawię się u mistrza. - Ashley ostatnie dni spędzała w większości ze starcem. Z każdym kolejnym treningiem czuła, jak rośnie w siłę. Zwracała uwagę na precyzję. Jej nietypowa ścieżka zaciekawiła mistrza. Większość z tych ludzi ognia, którzy trenowali swój dar, zwracała się głównie ku sile. Tylko ona miała znaczenie przy zabijaniu. Ashley jednak wiedziała, że magia jest przeznaczona do większych rzeczy. Nie miała pojęcia do jak wielkich.Starzec przywitał księżniczkę ciepłym uśmiechem. Lekcje z nią zawsze zaskakiwały. Ashley była zdecydowanie jedną z najmniej przewidywalnych następczyń i następców tronu, jakich miał okazję szkolić. W dodatku dziewczyna robiła postępy z dnia na dzień. A nawet z minuty na minutę. Dobrze wiedział dlaczego. Trzymał skrzętnie tą wiedzę tylko dla siebie. Brunetka niekiedy spoglądała z ciekawością na swojego mistrza. Był owiany tajemnicą. Pojawił się w zamku trzy pokolenia rodu królweskiego wstecz. Nikt nie znał jego imienia. Wszyscy za to znali ponadprzeciętne umiejętności władania ogniem. Ulicami miasta chodziła niegdyś legenda, jakoby jako młody chłopak prawie został stracony przez ówczesnego króla, pradziada królowej, przez swoje młodzieńcze wybryki. Dzisiaj nikt nie przejmował się wybrykami młodych mieszczan. Wtedy też nie. Gdyby nie strumień ognia, który sięgnął wówczas czubka najwyższej wieży zamku, mistrz nie byłby w tym momencie u boku rodziny królewskiej. Jednak Ashley nie rozpływała się nad tym, co mówili mieszkańcy stolicy. Ich nudne życie często umilały historyjki takie jak ta. Niekoniecznie prawdziwe.
Ogień z gracją przemknął za plecy kukły pod ramionami, po czym podpalił głowę od tyłu. Ashley stłumiła płomień, zanim zniszczył materiał.
- Moje uznanie, księżniczko. Twoja kontrola jest imponująca.
- Dziękuję. - następczyni tronu pochwyciła chustę i otarła z czoła kropelki potu. Tego dnia trening wyjątkowo ją zmęczył. Ludzie ognia pocili się tylko przy wysiłku. W końcu gorączka nie była im obca. Księżniczka spoczęła obok starca. - Myślałam ostatnio... wiem, co powoduje moja krew. Jestem silniejsza od rycerzy. Od zwykłych ludzi. Ale czy królewska krew pomaga w opanowaniu magii wnętrza?
Mężczyzna zawahał się. Jego plecy przeszedł zimny dreszcz. Następczyni tronu nie powinna trudzić swojej głowy tak niebezpiecznymi kwestiami. Już raz odwodził ją od eksperymentowania w taki sposób, ale myśli Ashley dalej krążyły wokół tej kwestii.
- Pani. - zaczął niepewnie. - Nic nie pomaga w jej opanowaniu. Jest nieodkryta i niebezpieczna. Prowadzi do zguby nawet przedstawicieli rodu królewskiego.
- Piękna. - dziewczyna rozpaliła ogień na dłoni i przyglądała się jego falującym płomieniom. Nie ignorowała zupełnie słów starca, ale wypuściła je drugim uchem. - Jest przepiękna.
- Moja pani, mogę spytać, dlaczego tak bardzo interesuje Ciebie ten aspekt? - mistrz obserwował, jak czerwonożółta smuga znika w zaciśniętej pięści.
- Kiedyś czytałam legendy. Jedna przedstawiała mojego przodka, księcia Rothara, jako pierwszego, który władał płomieniem z serca. Tworzył wspaniałe płomienie, które zdobiły uroczystości. - starzec przyznał w myślał rację księżniczce. Rothar był bowiem pierwszym, który opanował magię wnętrza, człowiekiem ognia. Pierwszym i jednym z ostatnich. Przynajmniej z tego co słyszał.
- Księżniczko, skoro o nim czytałaś, to zapewne wiesz, co spotkało księcia Rothara. Spłonął. Człowiek ognia, stanął w ogniu. I to w swoim własnym. Nigdy nie został królem, a jego rodzice musieli przynieść ludowi kolejnego potomka. To były ciemne czasy. - skończył historię. Miał nadzieję, że to wystarczy, by odwieść dziedziczkę tronu od jej szalonych pomysłów. Jakiekolwiek były powody.
- Tak, wiem. - brunetka spuściła głowę. Chciała wykorzystać pełne piękno talentu płynącego w jej krwi. Jednak miała powody, by żyć. A jeśli nawet miałaby zginąć, to na pewno nie we własnych płomieniach. - Dziękuję za ten owocny trening, mistrzu.
- To mój obowiązek, pani. - starzec ukłonił się księżniczce. Dziewczyna wstała spokojnie i odeszła w kierunku swojego namiotu. Musiała porozmawiać z Day'em, by po raz kolejny poprosić o pomoc.
CZYTASZ
Żywioł Wojny
RandomW świecie żywiołów nigdy nie było porządku. Wieczna rywalizacja pomiędzy największymi o władzę nad wszystkimi powodowała ciągłe spory i wojny. Po jednej stronie żywioł ognia, od zawsze dysponujący najszybszymi i najlepiej wyszkolonymi wojownikami...