Grafitowe kamienie szurały głośno pod nogami żołnierzy. W powietrzu unosił się zapach potu. Dzień powoli zmierzał ku końcowi. Dwóch przewodników stanęło i spojrzeli przed siebie.
- Zbliżamy się do Doliny Gejzerów. - mężczyzna zwrócił się do królowej Flare. Władczyni przytaknęła głową.
- Dobrze. Rozbijemy namioty. Dzisiaj już nie damy rady przez nią przejść. - spojrzała w kierunku tragarzy, którzy z ulgą odłożyli bagaże. - Jeden namiot dla żołnieży, w drugim pożoły się służba. Ashley i ja weźmiemy trzeci. Kapitanie, będziesz nas pilnował. Weź dwóch strażników do pomocy.
Wszyscy przytaknęli i rozpoczęli wykonywanie zadań. Ashley podeszła do Day'a. Niósł cały czas część jej rzeczy. Nie mogła w żaden sposób mu pomóc, dlatego jedynie upewniała się regularnie, by chłopak odpowiednio często nawadniał organizm.
- Odpocznij porządnie. Zapewne pójdziemy jeszcze dwa dni. - księżniczka pomogła przyjacielowi zdjąć pakunek z barków. Day westchnął ciężko.
- Nadal nie rozumiem dlaczego nie możemy użyć ognia, by szybciej dotrzeć na północ. Przecież marnujemy czas. - położył ostrożnie pakunek na kamieniach i otrzepał ubranie. Usłyszał śmiech Ashley.
- Z tymi bagażami za daleko byś nie pobiegł. W połowie drogi padłbyś jak długi i trzeba by było czekać tydzień aż dojdziesz do siebie. Poza tym przez gejzery nie da rady przejść używając magii. Wiesz dobrze, że one lubią spokój. I tak istnieje ryzyko, że ktoś ucierpi. Lepiej je zminimalizować. - dziewczyna spokojnie stemperowała zawód służącego, ale na jego twarzy pozostawało niezadowolenie. Nie mogła go za to winić. Brodzenie stopami w ostrych kamieniach nawet w butach przysparzało wiele trudności. Co dopiero z ciężkim ładunkiem na plecach.
- Ashley. - królowa stanęła za swoją córką. Day pokłonił się i odszedł kawałek, by mogły porozmawiać na osobności.
- Tak? - Ashley odwróciła głowę w stronę matki. Obie były znacznie mniej zmęczone niż reszta uczesnitków wyprawy. Jednak twarz królowej męczył niespokojny wyraz.
- Twój ojciec jest już na klifie. Wyruszył zaraz po ataku. - rzekła z rezygnacją w głosie. Jej sposób bycia budził obawy Ashley.
- Wszystko w porządku? - zapytała cicho.
- Nic nie jest w porządku. Musimy jednak udawać, że mamy sytuację pod kontrolą. Potrzeba nam siły. Tobie szczególnie. - królowa położyła dłonie na ramionach córki. Uśmiechnęła się słabo. - Wierzę w Ciebie. Masz dużą wiedzę, ale nie możesz przestać jej pogłębiać. Obserwuj uważnie ludzi ziemi. Są spokojni i wycofani, ale do czasu. Król Dann jest dziedzicem, ale jego żona nie odstaje od niego w żaden sposób, mimo chłopskiego pochodzenia. To mądra kobieta. Waż przy niej słowa bardziej niż przy królu. Być może niedługo będziesz z nimi w bliższych relacjach. Przygotuj się jak najlepiej.
Ashley przytaknęła na słowa matki. Zbliżające się bitwy mogły zmusić żywioły do zmian na tronach. Żywiła nadzieję, że ludzie ognia będą w stanie obronić jej rodziców. W jej głowie kotłowały się myśli dotyczące przyszłości. Nie była gotowa rządzić. Może nawet nigdy nie chciała być królową.***
Wiatr targający żwirem nagle ucichł. Słońce ukryło promienie za chmurami. Wszystkie rozmowy zamilkły. Świat na chwilę stanął w miejscu. Ashley uważnie patrzyła na stojące przed nią pole. Było wypełnione wielkimi dziurami, które wydawały się nie mieć dna. Dzieliło je od siebie zaledwie kilkanaście stóp. Wyrwy w skalnej nawierzchni miały średnice trzykrotnie większe niż jakakolwiek studnia. Z niektórych otworów dochodziły niepokojące dźwięki. Księżniczka spojrzała w kierunku, z którego wydobywał się najgłośniejszy rumor. Kawałek na zachód ziemia zadrżała. Krater złośliwie warknął, zanim wyrzucił z siebie ogromny strumień gorącej pary. Niektórzy służący podskoczyli na ten widok. Nieszczęśnik, który zakłócił spokój humorzastych dziur, już spadał w odmęty. Kilka jego piór wylądowało z brzegu otworu. Ciało leciało dłuższą chwilę, ale nikt nie usłyszał, jak ląduje na dnie. Wśród dołów znów zapanował spokój. Dolina Gejzerów. Jeden z najbardziej niebezpiecznych terenów na wyspie. Najmniejszy nieprzemyślany ruch mógł wywołać lawinę zabierającą ze sobą niejedno życie.
Królowa zmierzyła wzrokiem gejzery. Ostrożnie zwróciła się do pozostałych podróżników.
- Musimy iść cicho i powoli. Nie panikujcie. Tak długo, jak zachowamy spokój, nikt nie ucierpi. - wszyscy przytaknęli głowami. Wydawali się gotowi. Jednak w powietrzu unosiła się niepewność. Władczyni postawiła pierwszy krok, a razem z nią ruszyli dwaj strażnicy.
Cisza zakłócana była jedynie szmerem butów. Nikt nie zdobył w sobie tyle odwagi, by choćby podnieść głowę. Day przeklinał w myślach decyzję królowej o przejściu przez Dolinę Gejzerów. Obejście tego terenu albo wydłużyłoby podróż o kilka dni albo zmusiłoby ich do przemierzenia fragmentu pustyni, którą regularnie patrolowali ludzie wiatru. Napotkanie wojowników tego żywiołu tylko zaogni konflikt.
Nagle milczenie przerwał bulgocący dźwięk. Wszyscy spojrzeli za plecy. Jeden z tragarzy stał kilka kroków od bezlitosnej dziury. Najwidoczniej bardzo jej to zawadzało. Jego nogi zadrżały, gdy para zbierała się w środku. Ani drgnął z miejsca. Biała chmura wystrzeliła ku niebu, zabierając ze sobą młodego chłopaka. Ashley poczuła uciśk w sercu, gdy jego ciało wylądowało tuż obok krateru. Nogi zahaczyły o brzeg otworu i pociągnęły go razem z niesionym bagażem w zupełną ciemność. Stojąca najbliżej wszystkiego kobieta patrzyła przerażona na gejzer. Jej usta drżały. Wszechświat w niepewności czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Cisza wróciła do łask, ale nie na długo. Służka krzyknęła przeraźliwie i zaczęła biec przed siebie. Jej nogi płonęły. Kolejny gejzer eksplodował. Jeden ze strażników chcąc się osłonić, utworzył przed sobą tarczę ognia. Tylko wzburzył rozjuszone wulkany pary.
- Cholerna banda głupców. - mruknęła pod nosem królowa. Szybko musiała przekuć złość w skupienie. - Wszyscy użyjcie swojej szybkości! Biegniemy!
Każdy, bez wyjątku, rozpalił płomienie w stopach. Rzucili się w morderczy bieg. Ashley złapała wzrokiem Day'a, który mimo ciężkiego bagażu dotrzymywał jej tempa. Dookoła zapanował chaos, jakiego księżniczka jeszcze nie widziała. Za plecami wybuchały kolejne gejzery, powietrze wypełniły gorączka i zapach pary. Niektóre eksplozje były na tyle silne, by wykruszyć fragmenty skał dookoła. Poruszali się z ogromną prędkością, ale kratery i tak zdawały się być szybsze. Jeden za drugim kładły kolejnych żołnierzy i sługów. Przynajmniej piątka uczestników wyprawy nie ujrzy nigdy drugiej strony Doliny Gejzerów.
Ashley poczuła łapiące wszystkich zmęczenie. Nie mogli biec w ten sposób w nieskończoność. Ich szybkość z którą nie równał się żaden inny żywioł nie była wystarczająca. Strach narastał, ale walka o życie zmusiła wszystkich do chwytania się resztek nadzei.
W końcu na horyzoncie zaczął majaczyć koniec koszmaru. Księżniczka była zdeterminowana by jak najszybciej wybiec z tego piekła. Skupiła wzrok tylko na skalnej pustyni. Nie sądziła, że kiedyś zatęskni za grafitowym pustkowiem, jednak teraz nie pragnęła niczego bardziej niż stanąć na jego ohydnej ziemi. Zbytnio odpłynęła myślami. Zmęczenie chwyciło jej umysł między swoje kleszcze. Nie zauważyła dużego odłamka skalnego pod swoją stopą. Jej noga wbiła się w kamień, a mocne uderzenie spowodowało stratę równowagi. Tuż obok wybuchł kolejny gejzer. Ashley zachwiała się. Czuła, jak jej ciało bez kontroli spada wprost w morze pary. Ramieniem zachaczyła o rozżarzony strumień, który już tracił swoją moc. Krzyknęła z bólu. Para zabrała kawałek ubrania, razem ze skórą, zaczynając od zewnętrznej części barku, na łokciu kończąc. Niewielkie muśnięcie wystarczyło, by dziewczyna została odrzucona na znaczną odległość. Przeturlała się po skalistym podłożu, lądując nieopodal kolejnej wyrwy. Ból przejął całe jej ciało. Nie potrafiła nawet wstać.
- Ashley! - królowa natychmiast stanęła, słysząc krzyk córki. Bez namysłu cofnęła się ujrzawszy zakrwawioną brunetkę przy gejzerze. Patrzyła przerażona na jej rękę. Nie mogła pozwolić strachowi przejąć kontroli. Wiedziała, że Ashley nie da rady sama się poruszyć. Szybko wsunęła głowę pod zranione ramię. Początkowo poczuła opór dziewczyny spowodowany ogromnym bólem, ale nie walczyła zbyt długo. Była przemęczona i powoli traciła kontakt z otoczeniem. Krater obok warknął złowrogo. Królowa chciała przyspieszyć ruchy, ale sama czuła ciężar ucieczki. Nie da rady przedostać się z Ashley wystarczająco daleko przed eksplozją.
- Pani! - władczyni usłyszała wołanie. W mgnieniu oka przy jej boku pojawił się Day. Chłopak bez zastanowienia oparł drugą rękę księżniczki na swoich barkach. Jego plecy były wolne od ciężkiego bagażu. Musiał zrzucić go podczas biegu w kierunku poturbowanej. Na czole lśniły mu kolejne krople potu. Teraz nie mógł odpuścić. W jego nogach było życie zarówno księżniczki jak i jej matki. Słychać było jak para w gejzerze zbiera się do wybuchu. Zarówno Day, jak i królowa Flare poczuli uderzenie gorąca. To przecież właśnie ono było ich przyjacielem. Zebrali w sobie resztki sił. Wymienili zdeterminowane spojrzenia, nim unieśli księżniczkę i równym, szybkim tempem ruszyli przed siebie. Ich stopy płonęły nie tylko ogniem, ale też bólem. Day zacisnął zęby. Usłyszał, jak gejzer za nimi wybucha. Skały dosięgły jego nóg, przebijając się przez ubranie i kalecząc łydki. Syknął głośno, ale nie zwolnił. Królowa odliczała kroki pozostałe do końca drogi przez mordercze pole. Czuła jak krew córki moczy jej plecy. Ashley nie wykazywała żadnych oznak życia. Jej głowa zawisła bezwiednie pomiędzy ramionami matki i przyjaciela. Rozpacz budziła we Flare złość. Napędzona tym uczuciem znalazła w sobie nieodkryte pokłady energii. Razem z Day'em minęli ostatni gejzer. Gdy byli wystarczająco daleko, padła na kolana. Chłopak powoli oddał Ashley w jej ramiona. Królowa objęła córkę i tak ostrożnie jak to było możliwe położyła ją na ziemi. Obie ręce miała umazane krwią dziewczyny. Złapała czule jej twarz, zostawiając czerwone ślady na policzkach.
- Ash... Ashley... - mówiła do niej rozpaczliwie, ale księżniczka nie reagowała. - Nie zostawiaj mnie tutaj. Słyszysz? Jesteś księżniczką, do cholery. Będziesz miała mnóstwo czasu na pożegnania, jak zasiądziesz na tronie. Ale nie teraz. Nie możesz odejść.
Gdzieś w przestrzeni rozległ się krzyk. Ostatnia ofiara gejzerów padła na skały. Wyrzut przywlekł jej ciało niedaleko ocalałych. Day pamiętał tą twarz. Pierwsza, która zaczęła biec. Inicjatorka chaosu.
- Błagam Cię, kochanie. - ręce królowej spoczęły na obojczykach Ashley. Nie widziała świata poza spokojną twarzą córki. Ktoś z boku podszedł i spojrzał na ranę. - Ashley.
Medyk prędko sięgnął do swojej torby. Krew nie przestawała uciekać. Jeśli szybko jej nie zatamuje, księżniczka na pewno się nie obudzi. Zabrał bandaż i ostrożnie przyłożył w miejscu, gdzie znikała skóra. Wszyscy usłyszeli ciche mruknięcia, które powoli nabierały siły. Królowa głośno wypuściła powietrze. Uśmiechnęła się słabo. Ashley nie otworzyła oczów. Jeszcze mocniej zacisnęła powieki, gdy lekarz grzebał przy jej ranie. Pociągnęła ranną ręką, czego szybko pożałowała.
- Spokojnie. - Flare położyła dłoń na jej głowie. Księżniczka powoli spojrzała na matkę. Z tego wzroku można było wyczytać jak wielki ból targał jej ciałem. Kontrolował wszystkie myśli. Nie tylko wielka rana na ramieniu, ale również obrażenia po upadku przejmowały zmysły Ashley. Głowa brunetki pulsowała w rytm uderzeń jej serca. Zawroty uniemożliwiały odbiór jakikolwiek bodźców. Wszystko było przysłonięte mgłą. Twarz matki, Day'a, szelest zbroi strażników, głosy służących.
- Trzymaj się, pani. - usłyszała, zanim wszystko spowił mrok.***
Day siedział przed namiotem, który służący rozstawili na rozkaz królowej. W środku dalej leżała nieprzytomna księżniczka. Chłopak cały czas miał przed oczami jej martwy wzrok. Czuł wiotkie ciało brunetki pod palcami. Zapach jej krwi. Długo nie wyprze tego momentu z pamięci.
- Day. - momentalnie poderwał się, słysząc głos królowej. - Siedź.
- Pani. - usłuchał prośby władczyni. Pochylił przed nią głowę.
- Nie podziękowałam Ci. Gdyby nie ty, obie byśmy tam zginęły. - Flare patrzyła pusto na Dolinę Gejzerów. Rozbili pozostałe im dwa namioty na niewielkiej górce, z której widoczne było to niepozorne cmentarzysko.
- To zaszczyt i obowiązek, Wasza Wysokość. - powiedział, wlepiając wzrok w skały. Nie mógł spojrzeć na królową, dopóki to ona nie wykona pierwszego ruchu. Kobieta zaśmiała się pod nosem.
- Nie. To nie twój obowiązek. - spojrzała za plecy, gdzie stało dwóch strażników. - To obowiązek tych tchórzliwych kurczaków, które nawet nie myślały się wrócić. Tak to już bywa, gdy najwierniejsi żołnierze są potrzebni gdzieś indziej.
Władczyni chwilę milczała. Day'a bardzo kusiła perspektywa kontynuowania rozmowy, ale nie powinien zadawać nikomu z rodziny królewskiej pytań bez przyzwolenia. Był tylko sługą. Nikim więcej.
- Dlaczego wróciłeś po Ashley? - zapytała w końcu królowa.
- Służę jej. Poczułem się zobowiązany do takiego kroku, pani. - lekko przekręcił prawdziwy powód. Zaczynał traktować Ashley jak prawdziwą przyjaciółkę, dlatego nie mógł pozwolić, by spotkało ją nieszczęście. Władczyni przytaknęła, ale nie zamierzała zostawić tego tematu.
- Wśród strażników krążą plotki. Co odważniejsi śmią twierdzić, że zanadto zbliżasz się do mojej córki. - w końcu spojrzała na chłopaka. - Nie mam nic przeciwko przyjaźni. Ale niedaleka jest droga od przyjaźni do... innych rzeczy. Pamiętaj, kim jesteś. Niech Ci przez myśl nie przejdzie pokusa władzy.
- Nigdy w życiu o tym nie myślałem. I przysięgam, że nigdy nie będę dla księżniczki nikim więcej niż przyjacielem. - tym razem nie minął się z prawdą. Nie był jak Rupert. Nie chciał zasiąść na tronie. I nic tak bardzo nie trapiło jego myśli jak relacja Ashley z Aster, która skreślała szansę kogokolwiek na życie przy boku przyszłej królowej.
- Mam nadzieję, że mówisz prawdę. Cokolwiek głoszą cudze usta, twój czyn dzisiaj był heroiczny. Nie zapomnę Ci tego. - Flare delikatnie dotknęła ramienia służącego. Day na chwilę wstrzymał dech. Pierwszy raz poczuł się prawdziwie doceniony przez kogoś z pary królewskiej. Przytaknął na słowa władczyni i posłał jej słaby uśmiech, nim zniknęła za wejściem namiotu.
CZYTASZ
Żywioł Wojny
RandomW świecie żywiołów nigdy nie było porządku. Wieczna rywalizacja pomiędzy największymi o władzę nad wszystkimi powodowała ciągłe spory i wojny. Po jednej stronie żywioł ognia, od zawsze dysponujący najszybszymi i najlepiej wyszkolonymi wojownikami...