Niebo pokryły ciemne chmury. Mimo tego, że wskazówka zegara zbliżała się do godziny dwunastej w pomieszczeniu panował półmrok. Ashley powoli otworzyła oczy. Od razu poczuła pulsujący ból po prawej stronie. Całe jej ramię było szczelnie opatrzone. Gorączka również szybko dała o sobie znać. Co prawda ludzi ognia nie odrażała wysoka temperatura, ale gdy ich własna krew wrzała w żyłach ciężko było normalnie funkcjonować. Przy jej boku siedział Day. Głowa opadła mu bezwiednie, a oczy miał zamknęte. Czuwał obok księżniczki cały czas na prośbę królowej, dlatego musiał czasem przysypiać. Ashley przez chwilę nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Ściany dookoła miały ciepłe, ale stonowane kolory. Żadnych lamp, obrazów czy rzeźb. Meble o prostej jak drut budowie nie posiadały nawet śladu zdobień. Jedynie kominek z szarego kamienia i płonący w nim ogień nadawały otoczeniu życia. Łóżko, na którym leżała dziewczyna ustawiono tuż przy sporych rozmiarów oknie. Jedynym w pomieszczeniu. Ashley nie musiała zanadto się wysilić, by przez nie wyjrzeć. Gdy nie zobaczyła nic, poza przykrytym mgłą oceanem poczuła zawroty głowy. Natychmiast zrozumiała.
Klif. Druga ze stolic usytuowana tuż przy oceanie. I jedyne miasto na terenie ludzi ziemi. Pałac wybudowano tuż nad samym urwiskiem. Z jednej jego strony widok rozciągał się na wydające się nie mieć końca domy, sklepy i miejsca rozrywki. Z drugiej zaś okna były równo z pionową ścianą klifu, na cześć którego nazwano stolicę. To właśnie tutaj położono księżniczkę ognia. Brunetka nie pamiętała zbyt wiele. W głowie wciąż dudnił jej dźwięk wybuchających gejzerów. Delikatnie podniosła rękę i dotknęła ramienia przyjaciela.
- Day. - wychrypiała. Chłopak poderwał się, jakby został oblany wiadrem wody. Spojrzał zaskoczony na księżniczkę.
- Ashley. - twarz pokrył mu szeroki uśmiech. Odetchnął z ulgą widząc jej otwarte oczy. - Przez chwilę straciłem nadzieję.
- Co się stało? - zapytała, błądząc wzrokiem. Potrzebowała czasu, by dobrze się wybudzić.
- Ucierpiałaś w Dolinie Gejzerów. Para zdarła Ci skórę z ramienia. Na szczęście Cię wyciągnęliśmy, wpół żywą. Resztę drogi tutaj byłaś przeniesiona przez strażników i sługów. Co jakiś czas mruczałaś pod nosem, ale niezbyt mogliśmy nawiązać z Tobą kontakt. Straciłaś zbyt dużo krwi. Gdy trafiliśmy do zamku i położyli Cię w łóżku zupełnie przestałaś się odzywać. - Day streścił dziewczynie wydarzenia od momentu upadku. Tylko jedno pytanie błądziło po głowie brunetki.
- Jak długo tu leżę?
- Osiem dni.
Ashley próbowała zerwać się jak tylko usłyszała, ile czasu była poza światem. Przyjaciel szybko ostudził jej zapędy.
- Nie. Musisz odpoczywać. - dotknął ramion księżniczki i położył ją z powrotem na pościel.
- Przestań. Muszę to ja stąd wyjść. - mruknęła niezadowolona, ale nie ponowiła próby wstania. Dalej była słaba. Lekko ściszyła swój ton. - Aster musi odchodzić od zmysłów. Obiecałam, że napiszę jej jak będę już w Klif. Przecież podróż miała nam zająć najwyżej cztery doby.
- Mogę jedynie znaleźć dla Ciebie liście. Ale ty tutaj zostajesz. - Day rozumiał troskę Ashley, ale nie mógł pozwolić jej na nadmierny wysiłek. Dziewczyna przytaknęła. - Powiadomię królową i króla o twoim przebudzeniu. Nie ruszaj się zbyt wiele.
Służący wstał i lekko rozprostował ubranie.
- Jasne. - księżniczka posłała mu słaby uśmiech, zanim zniknął za drzwiami. Została sama ze strzelającym w kominku drewnem.***
Day zmierzał pustymi korytarzami do komnat, w którch ugoszczeni zostali jego władcy. Po drodze zachaczył o ogród, gdzie zgodnie z obietnicą wziął dla Ashley kilka liści. Wszystkie pomieszczenia w zamku ludzi ziemi wręcz przytłaczały prostotą. Przejścia między nimi jeszcze bardziej. Nikt z gospodarzy nie lubił przepychu, dlatego też próżno było tu szukać malowideł, zdobień czy złota. Nawet znajdujące się w galerii sztuki rzeźby i obrazy stworzone zostały z dużą dozą pragmatyzmu. Korytarze były wysokie i długie, ale puste jak dzwon. Nie zawierały nawet lamp. Oświetlenie zapewniały promienie słońca, wpadające przez ogromne okna na końcu każdej drogi. Wieczorami i w pochmurne dni trzeba było wytężyć wzrok, by nie zaplątać się we własne nogi.
Goła, kamienna podłoga wydawała się jeszcze zimniejsza, gdy Day wlepiał w nią wzrok, chcąc uniknąć upadku. Zbliżał się do odpowiedniej komnaty. Nagle usłyszał podniesione głosy. Strażnicy stojący przed pomieszczeniem wymienili spojrzenia. Jeszcze nie dostrzegli służącego. Chłopak postanowił to wykorzystać. Nie powinien podsłuchiwać, ale jego ciekawość wzięła górę. Stanął cicho za rogiem.
- Ty masz zawsze najlepsze pomysły, ale nigdy nie patrzysz na naszych ludzi. Mogłaś zginąć. Jesteś ich królową i dziedziczką, a my jesteśmy w kulminacyjnym punkcie wojny. Wyobrażasz sobie jak Twoja śmierć zniszczyłaby wiarę w naszych wojskach? - król Tann był wyraźnie wzburzony. Musieli omawiać z małżonką plan na spotkanie z władcami ziemi.
- Ashley to moja córka. Nasza córka. - poprawiła się. - Czy ty naprawdę poświęciłbyś własne dziecko dla chorych przekonań?
- Ashley na ten moment nie rządzi, a my jeszcze damy radę przedstawić poddanym nowego następcę tronu. - władca wzburzył swoimi słowami ogień w żyłach królowej.
- Czy ty siebie słyszysz!? - Flare wstała z hukiem. - Budziłeś się gdy płakała w nocy, patrzyłeś, jak uczy się chodzić i mówić, pierwszy raz pomogłeś jej wzniecić ogień, a potem widziałeś, jak z każdym dniem staje się coraz bardziej dojrzała i tak po prostu pozwoliłbyś jej zginąć?
- Oboje wiemy, że Ashley ostatnio zaczęła... chodzić własnymi ścieżkami. - król spuścił z tonu. - Może jej śmierć byłaby pożytkiem dla królestwa.
W pomieszczeniu słychać było rumor. Jeden ze strażników ostrożnie zapukał i otworzył drzwi. Day wejrzał przez szparę do środka. Władczyni trzymała mocno ręce na ubraniu swojego małżonka.
- Wasza Wysokość, wszystko w porządku? - zapytał żołnierz, patrząc na zimny wzrok królowej.
- Wynoś się stąd. - mruknęła w jego kierunku. Usłuchał. Wrzawa w pokoju nie ucichła.
- A ty... powiedz coś takiego raz jeszcze, a zrzucę Cię z tego klifu. Spróbuj zrobić mojej córce krzywdę w jakikolwiek sposób i powieszę twoją głowę na bramie zamku. - słowa Flare były do granic przepełnione gniewem. Day usłyszał kroki na schodach. Musiał opuścić swoją kryjówkę zanim zostanie złapany na podsłuchiwaniu. Wyszedł zza rogu i stanął przed drzwiami komnaty. Strażnicy zagrodzili mu drogę.
- Mam ważną wiadomość dla Jej Wysokości. - wyjaśnił. Żołnierz z trwogą ponownie uderzył palcami w drzwi. Ostrożnie nacisnął klamkę. Day wszedł do środka sam.
- Królowo. Królu. - ukłonił się. Władczyni lekko zmiękła.
- Miałeś pilnować Ashley. - rzekła stanowczo, jednak o wiele spokojniej.
- Księżniczka się wybudziła, moja pani. - powiedział. Królowa poderwała się i ruszyła do drzwi. Służący tylko raz jeszcze skłonił się władcy, zanim wyszedł za jego żoną.
CZYTASZ
Żywioł Wojny
RandomW świecie żywiołów nigdy nie było porządku. Wieczna rywalizacja pomiędzy największymi o władzę nad wszystkimi powodowała ciągłe spory i wojny. Po jednej stronie żywioł ognia, od zawsze dysponujący najszybszymi i najlepiej wyszkolonymi wojownikami...