Six

150 13 1
                                    

Od razu wybrałam numer Harry'ego pomimo późnej godziny.

- H-Harry? - powiedziałam już przez łzy.

- Carly? Coś się stało? - spytał przerażony.

- Drake. O-on dzwonił... - głos mi sie załamał.

- Co!? - słyszałam jak szybko wstaje ze swojego łóżka i ubiera sie - Zaraz tam będę.

Nie minęło 5 minut a zamek w drzwiach wydał z siebie ten charakterystyczny dźwięk przy otwieraniu drzwi. Po chwili zza drzwi wyłoniła sie lokata czupryna Harry'ego. Otworzył szerzej drzwi wszedł do mojego mieszkania, zakluczył drzwi i do mnie podszedł. Od razu mnie przytulił. Wtuliłam sie w jego tors i wciągałam ten jego cudny miętowy zapach. Po parunastu minutach chyba zasnęłam.

Obudziło mnie ciche pochrapywanie. Otworzyłam oczy czego od razu żałowałam. Poranne promienie słoneczne padały prosto na moją twarz. Rozejrzałam sie za źródłem tego nawet słodkiego i uroczego chrapania. Spojrzałam na miejsce obok mnie na łóżku. Zobaczyłam śpiącego Harry'ego. Wyglądało to naprawdę uroczo. Wczoraj musiałam zasnąć gdy tu jeszcze był a on albo nie chciał iść i postanowił  że tu przenocuje albo sam zasnął. Jeju! Ślini sie lekko! Nie jestem sama! Jego bujne loki nie były przewiązane bandamką jak na co dzień, tylko były wolne i żyły własnym życiem. Porozrzucane były na wszystkie strony. Spojrzałam na telefon. Cholera! Uczelnia! Do rozpoczęcia zajęć zostało nam 30 minut. I jak ja mam go teraz obudzić? Nie mam sumienia go budzić. Wzruszam ramionami. Wstaję z łóżka i kieruję sie do swojej szafy. Wyciągam z niej kwiecistą sukienkę za kolano i czarne baleriny z kokardką. Zrobiłam lekki make-up. Włosy związałam w swojego ulubionego wysokiego luźnego koka. Już miałam wychodzić gdy usłyszałam czyjąś rozmowę. Stanęłam jeszcze bliżej drzwi o ile było to w ogóle było to możliwe.

- Zayn?... Mam sprawę... Mógłbyś załatwić pewnego gościa? Jutro sie spotkamy i obgadamy to. Cześć. - słyszałam urywki rozmowy.

Wyszłam z łazienki jak gdyby nigdy nic i przebrałam się w przygotowane wcześniej ubrania.

- Hej - powiedziałam cicho i nie pewnie.

-Hej - schował swój telefon do tylnej kieszeni uprzednio sie rozłączając sie i podszedł do mnie przytulając i całując mnie w policzek. O dziwo był przebrany - Idziemy?

- Myślałam, że już nie zapytasz - zaśmiałam się.

Zabrałam swoją torbę. Wyszliśmy z mieszkania. Zakluczyłam drzwi. Ruszyliśmy przed siebie. Nawet nie wiedziałam kiedy Harry złączył nasze dłonie. Co nie powiem było przyjemne. Na uczelnię dotarliśmy dość szybko.

- Harry? - odezwałam sie po bardzo długiej ciszy.

- Hm?

- Skąd ty wczoraj miałeś klucz do mojego mieszkania? - zadałam to bardzo nurtujące mnie pytanie.

- Wypadły Ci w restauracji dzisiaj - uśmiechnął sie do mnie głupawo - Miałem Ci je oddać ale zapomniałem - wywróciłam oczami.

- Zaraz... - zmrużyłam oczy - Jak ja niby dzisiaj i wczoraj weszłam do mieszkania bez kluczy?

- Jak nie patrzyłaś to je otworzyłem - zaczął sie śmiać  - I ty sie wcale nie zorientowałaś! - wybuchnął głośnym śmiechem.

- Ugh... - dostał kuksańca w bok.

- Chodź mała złośnico - poczochrał mi włosy.

- Zginiesz marnie - spojrzałam na niego groźnie na co po chwili wspólnie wybuchnęliśmy śmiechem.

Kolejny nudny dzień na uczelni. Nie wypytywałam Harry'ego o ten telefon. Ba! Nie śmiałam nawet o to zapytać! Chłopak kończył zajęcia godzinę później niż ja. Nie mogłam na niego czekać ponieważ musiałam coś jeszcze załatwić.

Wychodzę z uczelni. Słońce delikatnie łaskocze moja twarz a lekki i ciepły wiaterek otula moje ciało. Nagle mój telefon zaczyna wibrować w mojej torebce. Szybko go wyciągam gdy na wyświetlaczu pojawia sie zdjęcie Harry'ego od razu odbieram.

- Hej Carly - odezwał sie pierwszy.

- Hej Harry. Stało sie coś? - spytałam.

- Nie. To znaczy tak jakby. Dzisiaj muszę gdzieś jechać. Gdybyś coś chciała zadzwoń, okay ?

- Okay. Papa.

- Papa - i sie rozłączył.

Poszłam na przystanek autobusowy. Autobus przyjechał po 5 minutach odkąd tam stałam. W centrum byłam po 15 minutach jazdy zatłoczonym transportem publicznym.

Sprawy, które musiałam załatwić trochę sie przedłużyły i trwały do wieczora. Autobusy już nie kursowały. Więc jedyne co mi zostało to sie przejść pieszo. Jedyne co mnie przerażało to fakt , że musiałam przechodzić przez ten straszny za nocy a piękny za dnia park. Stare huśtawki, które ruszały sie pod wpływem wiejącego wiatru. Stare zardzewiałe łańcuchy skrzypiały, co jeszcze bardziej wprawiało mnie w strach. Gdzieś w oddali słyszałam nadjeżdżające auto. Nie zwróciłam na niego zbytniej uwagi tylko przyspieszyłam kroku. Weszłam na alejkę z wielkimi dębami. Najbliższa latarnia była o 30 metrów oddalona ode mnie. Gdy minęłam jedno z tych wielkich drzew, ktoś mną szarpnął na co pisnęłam. Zaczął prowadzić mnie w stronę bramy. Zaczęłam sie szarpać ale to nic nie dało tylko rozzłościło mojego napastnika.

- Przestań się szarpać maleńka tylko wskakuj do samochodu - rozpoznałam ten okropny głos.

Wepchnął mnie do auta uprzednio związując mi ręce i zaklejając usta taśmą.

- No to się zabawimy maleńka - zaśmiał sie chytrze i odpalił swojego czarnego Dodge'a i ruszył w nieznane.

Hej kochani 
Jakoś naskrobałam ten rozdział ;)
Nie wiem kiedy następny :(

FriEND || H.S. [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz