Tonęłam w deszczu wspomnień.
Każda pojedyncza myśl była samotną kroplą, przelewającą czarę goryczy; kroplą drążącą w twardej skale, którą miał być mój umysł po wydarzeniach przeszłości, jednak teraz przekonywałam się, że bez ustanku oszukiwałam każdego dookoła, na czele z samą sobą.
Obrazy z poprzedniej nocy, ale także z innych
lat, przewijały mi się przed oczami gdy stojąc boso przy kuchence próbowałam przygotować sobie śniadanie, w niedużym garnuszku mieszałam owsiankę.Alkohol. Dużo alkoholu.
Gra w bilard z Toby'm.Eddie Munson.
Eddie w moim domu, ja siedząca na nim, błagająca o narkotyki, dzięki którym mogłabym zupełnie odpłynąć.
Byłam gorzej niż zażenowana, byłam zupełnie zdegustowana sobą, bo dopuściłam do tego wszystkiego.
Przypomniałam sobie moment, kiedy po przeczytaniu listu Marceline kazałam Will'owi wrócić do domu, bo nie chciałam, żeby patrzył na mnie bliską całkowitego załamania. To był błąd, nie powinnam w ogóle mieć możliwości zostania sama, bo wtedy działy się możliwie najgorsze rzeczy.
Druga strona mnie mówiła, że normalnie zareagowałam na całą tą sytuację i nie powinnam się za nic winić.
Nie codziennie dowiadujesz się, że twoja dziewczyna, którą kochasz aż do bólu, zrywa budowaną przez was od kilku miesięcy pozornie idealną relacje, że wyjeżdża bez ciebie, bez normalnego pożegnania na drugi koniec kraju preferując opuścić wszystko, co doskonale zna tylko po to, żeby już nigdy nie patrzeć na ciebie, że twoja już była dziewczyna tak naprawdę nie wie czy kiedykolwiek cię kochała i czy w ogóle się jej podobałeś.
Gdy wspomnienie słów nakreślonych na kartce przez Marceline przepłynęło przez mój umysł, ciaśniej owinęłam się kocem podarowanym przez Will'a, próbując powstrzymać łzy, bo wiedziałam, że tak szybko jak pierwsza z nich wypłynie z moich oczu, nie będę w stanie ich powstrzymać.
Zacisnęłam zęby, maksymalnie pogłośniłam muzykę w radiu, akurat leciała jedna z moich ulubionych piosenek. Nałożyłam owsiankę do miseczki, dodałam do niej pokrojone w kostkę świeże, kwaśne jabłko i zasiadłam przy stole. Po zeszłym wieczorze nie chciałam, żeby cokolwiek lądowało w moich ustach, jednakże musiałam zjeść cokolwiek.
Zamiast jedzenia wolałam zapalić papierosa, jednak to była bardzo prosta droga do wpadnięcia w nałóg, biorąc pod uwagę fakt, że poprzedniego dnia wypaliłam całą paczkę.
Nie mogłam sobie na to pozwolić.
Sherlock, mój kot, wskoczył na krzesło na wprost mnie, później swoim typowym dostojnym krokiem przeszedł po stole i ułożył się na moich udach. Słońce wpadające do środka mojego marnego, ale przytulnego mieszkania ładowało na jego brązowej sierści, która mieniła się pod promieniami.
Miło było czuć bijące od niego ciepło, zwierzę chyba wiedziało, że potrzebuje bliskości i wsparcia.
Mruczał cicho leżąc na moich nogach, podczas gdy ja drżącymi dłońmi próbowałam wmusić w siebie chociaż połowę owsianki. Gdy upiłam jeszcze do niej trochę czarnej kawy, okazało się, że dałam radę zjeść całość.
Bijący, biały zegar z kukułką poinformował mnie, że wybiła ósma, do pracy miałam na dziesiątą. Nie wiedziałam jak będę w stanie w miarę normalnie funkcjonować, z sercem rozbitym na milion kawałeczków oraz inwazyjnymi myślami, nieustannie szalejącymi mi jak niszczycielskie tornado pod czaszką.
Wykąpałam się w mojej obskurnej wannie, zmywając z siebie wspomnienia dnia poprzedniego, szorowałam włosy chcąc pozbawić je zapachu papierosów, którymi byłam przesiąknięta.
CZYTASZ
lovers rock | eddie munson '
Fanfiction„po tym wszystkim potrzebowałam spokoju, ciszy po burzy, jednak Eddie Munson wdarł się do mojego życia siejąc jeszcze większe spustoszenie niż ktokolwiek wcześniej" * alternatywne uniwersum gdzie nie istnieje upside down, nastolatkowie w hawkins ży...