2 - dlaczego nienawidzę drugiej zmiany (r)

1.4K 87 49
                                    

Budzik oraz dźwięk cofającego dostawczego auta skutecznie wyrwały mnie z krainy snów. Wstałam z kanapy i wyjrzałam za okno, zza zasłony momentalnie wysunęło się rażące słońce, od którego intensywnego światła rozbolała mnie głowa.

Nienawidzę poranków.

Na szybko wypiłam resztkę wczorajszej kawy i przegryzłam podeschniętego bajgla, po czym nałożyłam świeżego jedzenia i picia mojemu kotu, który zareagował na to radosnym mruczeniem i ocieraniem mi się o kostki.

Na zewnątrz, przy samochodzie, czekał już na mnie Seth, który wpatrzony był w dom na przeciwko. Mnie również zaintrygował ten widok, do posiadłości Starego Rob'a najwyraźniej wprowadzali się nowi lokatorzy. Duże auto z logiem firmy przeprowadzkowej zaparkowało na podjeździe, a ludzie w żółtych koszulkach polo przenosili meble do środka.

Chwilę stałam przy drzwiach wejściowych delektując się świeżym, porannym powietrzem, ale kiedy tylko chłodny wiatr owiał moje gołe łydki, gdyż ubrana byłam w jeansowe spodenki do kolan i luźną koszulę, ruszyłam w kierunku przyjaciela mojego taty.

- Dzień dobry, Rein. - Seth uśmiechnął się na mój widok - Podrzucisz mnie do banku? Później możesz wziąć samochód, po pracy wrócę z kolegą.

- Pewnie, nie ma problemu. - otworzyłam drzwi i zapaliłam silnik - Wiesz coś o naszych nowych sąsiadach? - temat był dla mnie intrygujący, kto mógł wprowadzać się do tego domu, który stał pusty od ponad roku?

Po tym, jak Robert Lee zmarł na zawał serca w pobliskim szpitalu, jego rodzina nie interesowała się majątkiem należącym do zmarłego. Właściwie miejsce to zamieniało się powoli w rzekomo nawiedzoną ruinę, którą szerokim łukiem omijały najmłodsze dzieci w Hawkins. Ja jednak doskonale wręcz pamiętałam uśmiechniętego Starego Rob'a, który zapraszał mnie na grę w karty. Nam obojgu doskwierała samotność, on jednak potrafił cokolwiek z tym zrobić.

- Agnes niedawno rozmawiała z córką Roberta, sprzedali dom jakiejś rodzinie z Virginii, jak oni się nazywali...Davies, o ile dobrze pamiętam.

- Ciekawe...

- Podobno chcieli zmienić środowisko, ale nie wiem czy nasze cudne miasteczko jest na to dobrym miejscem. - Seth wzruszył ramionami.

- Ja tam lubię Hawkins. - odparłam zgodnie z prawdą. Nie był to może szczyt moich marzeń, ale czułam się dobrze z panującą tutaj atmosferą, z mieszkającymi tu ludźmi. Może dlatego, że miałam w miarę ułożone życie; praca, miejsce do spania i kilka innych istotnych rzeczy.

- Do zobaczenia po południu! - mężczyzna opuścił mnie tuż przy banku, gdzie pracował.

Gdy wreszcie zostałam sama, od razu zaczęłam się bardziej stresować.

A co jeśli nic nie wyjdzie?

Zmieniłam bieg i ruszyłam w miejsce, gdzie nie byłam od dłuższego czasu.

- Wyglądasz pięknie, skarbeńku! - fryzjerka Marie zaklaskała w ręce z radości - Nie wiedziałam, że jeszcze potrafię tak ładnie strzyc, a tu proszę!

Gdy kilka dni wcześniej zadzwoniłam do salonu fryzjerskiego aby umówić się na wizytę, nie miałam pojęcia co chce zrobić z moimi długimi, prawie czarnymi włosami.

Jedyne, czego byłam pewna to potrzeba zmiany.
Teraz, gdy spoglądałam się na moje odbicie w lustrze, znajome uczucie obrzydzenia nie pojawiało się już w tak wielkim stopniu.

Moje kosmyki, znacznie krótsze sięgające teraz ledwo do ramion, po skróceniu i odpowiedniej pielęgnacji zaczęły się lekko kręcić, przez co powstały schludne fale. Ładnie okalały moją twarz, a do tego były naprawdę genialnie wycieniowane.

lovers rock | eddie munson 'Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz