17 - równie dobrze jak ja? (r)

759 63 104
                                    

Nie skłamałabym, gdybym przyznała, że dwudziesty raz przecierałam dokładnie ten sam fotel na sali kinowej. Co mogłam zrobić, kiedy moje myśli zajmował tylko i wyłącznie Eddie?

Cały poprzedni dzień, a szczególnie jego zakończenie było...dość mocno interesujące. Przymknęłam oczy i od razu uderzyło mnie wspomnienie jego ciepłych ust na moich. Cieszyłam się z takiego obrotu spraw, ale odrobinę przerażało mnie to, jak szybko i jak mocno przywiązałam się do Eddie'go. Najgorszym, bądź najlepszym, było to, że tak bardzo mi się to wszystko podobało.

Nie byłam w stanie skupić się na mojej pracy.

Dzisiejszego ranka szybko się rozstaliśmy, ponieważ Eddie od razu poszedł do szpitala, nie sprawiał on jednak wrażenia żeby coś nadzwyczajnego miało między nami miejsce, zupełnie jakby zakończenie zeszłego wieczoru było czymś oczywistym, czego nie należy tłumaczyć.

Był jak zwykle sobą, pomimo całkowitego prawie spłonięcia przyczepy i całej sprawy z jego wujkiem, zawadiacki uśmiech nie schodził z jego twarzy. Podziwiałam go za to, gdyż ja na miejscu Eddie'go prawdopodobnie byłabym kompletnie zdruzgotana, pomimo skradzionych pocałunków. Może on taki też był, tylko nie pokazywał mi tego.

Rozmyślania o brunecie trwały do końca mojej zmiany, nie byłam w stanie temu zapobiec, każde jego wspomnienie przynosiło ze sobą przyjemne ciepło w okolicach serca. Namieszał mi w głowie, ale cieszyłam się z powodu tego, co się stało.

Chłopak był definitywnie dla mnie kimś specjalnym, kimś bliskim, z którym chciałam spędzać więcej czasu. Z drugiej strony jednak bałam się, że odejdzie, tak samo jak kiedyś moja mama, tata i brat.

Po zakończeniu zmiany tradycyjnie zmieniłam koszulkę, zgarnęłam moje rzeczy, a kinem, ku mojemu sporemu zaskoczeniu czekał na mnie Steve, stojący z podpartymi bokami.

— Słyszałem co się stało. — podeszłam bliżej niego, przytulił mnie mocno do siebie — Musiałem sprawdzić czy u ciebie wszystko w porządku.

— Jest dobrze. — odpowiedziałam.

Od kiedy udało mi się szczerze porozmawiać ze Steve'm i wyznaczyć pewne granicę, oznajmić mu, że nie może liczyć na nic innego niż przyjaźń, od tego momentu znowu czułam się przy nim w pełni swobodnie. 

— A Munson jak? Nie za bardzo za nim przepadam, ale nigdy w życiu nie życzyłbym mu czegoś takiego.

Na sam dźwięk jego imienia poczułam jak policzki ponownie mi różowieją.

— Eddie jakoś się trzyma. Jego wujek leży w szpitalu, na szczęście jest z nim dobrze, a on pomieszkuje teraz u mnie.

— Oh...więc tak to wygląda. — brunet uniósł lekko brwi w górę i znacząco się uśmiechnął.

— To nic takiego. — powiedziałam od razu —  Nie ma niczego na rzeczy...może...nie wiem.

— Dobrze, dobrze. — wsunął dłonie w kieszenie — Nie mam zupełnie nic do tego.

Uniosłam kącik ust do góry.

— Potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy? Może Eddie potrzebuje?

— Musiałbyś zapytać jego, nie mnie. — odparłam — Właściwie to jest taka jedna sprawa.

— Jaka?

— Masz ze sobą samochód?

— Mam, a co?

— Mógłbyś pojechać ze mną na zakupy? Muszę kupić trochę więcej rzeczy do domu, trudno wracałoby mi się z tymi wszystkimi torbami do domu.

— Nie ma problemu. — ruszyliśmy w kierunku jego samochodu — Możemy od razu jechać.

lovers rock | eddie munson 'Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz