14 - skazani na samotność (l)

704 52 70
                                    

Nie jesteś szalona, Lila.
Nie jesteś szalona.
Nie jesteś.

Powtarzałam sobie to w głowie kilkanaście, kilkadziesiąt razy zanim moje odbicie w lustrze przestało falować. Sięgnęłam do szafki pod umywalką, skąd wyciągnęłam opakowanie tabletek na astmę, gdy jedna pigułka znikła w moim żołądku, supeł na oskrzelach powoli zaczął sam się rozwiązywać, a ja mogłam odetchnąć pełną piersią.

Powoli wierzyłam w to co mówił mój brat, że moje leki na astmę to jeden wielki efekt placebo, niemożliwym przecież jest, żeby zadziałały tak natychmiastowo. Bruno zawsze był o wiele mądrzejszy ode mnie, tym razem pewnie było tak samo.

Moje długie blond włosy rozczesałam, powstrzymując się przed zbyt mocnym uderzaniem szczotką w skórę głowy. Gdy zaczynałam tak robić, myśli kazały mi nie przestawać, a one były moim najgorszym, natrętnym doradcą.

Wyszłam, bardziej wybiegłam z łazienki bo siedzący w moim mózgu potwór zaczynał zmuszać mnie do obmyślania najróżniejszych sposobów jak mogłabym rozbić lustro, a później fragmentem szkła przeciąć sobie skórę.

W kuchni na dole nie było nikogo, w domu jak zwykle byłam sama.

Moi rodzice dużo pracowali, tata w centrum handlowym w sklepie z drogimi garniturami, a mama w banku. Nie znałam szczegółów zakresu ich obowiązków, wiedziałam, że po prostu często brakowało mi ich przy mnie.

Z drugiej strony jednak od wyjazdu Bruno do Nashville przyzwyczaiłam się do samotności, którą od czasu do czasu odmieniał Eddie, mój sąsiad, ale jemu nie chciałam i nie mogłam się tak narzucać. On miał swój zespół, swój klub, swoich przyjaciół, a ja tylko natrętne myśli, cudnych towarzyszy mojego życia, których nie dało się wręcz pozbyć.

Szybko zjadłam jajko sadzone, a do tego tost z intensywnie ziołową pomidorową salsą. Był środek wakacji, piękny lipcowy dzień, pogoda mocno zachęcała do wyjścia na zewnątrz z moimi psami, które wylegiwały się w salonie, jednakże brakowało mi do tego siły. Nawet po nocy przespanej prawie w całości czułam się wyczerpana, tak jakbym zamiast spać i śnić miała biegać maratony.

Gdy jednak Ariel, moja biało-brązowa suczka z dużymi, oklapłymi uszami i bujną sierścią usiadła na chłodnej, kuchennej posadzce obok zajmowanego przeze mnie krzesła, po czym zaczęła częściej i częściej tracąc mnie mokrym nosem w nagą łydkę, wiedziałam już, że będę musiała wykrzesać z siebie jak najwięcej energii na długi spacer.  

Ubrana i gotowa do wyjścia przeglądałam szafki w poszukiwaniu dwóch par szelek i smyczy, później nałożyłam je na moje psy i razem wyszliśmy z domu.

Młodsza Ariel biegała radośnie z mojej lewej strony, obwąchując kępki trawy czy murki, a starszy Milo powoli i dostojnie kroczył koło prawej nogi, jego długa, jasnobrązowa sierść łaskotała mnie w odsłoniętą łydkę.

Te psy były jedynym powodem dla którego wychodziłam z domu, drugim ewentualnie był Eddie gdyby nie fakt, że pracował w kinie, a wieczory spędzał przeważnie z Hellfire lub jego zespołem.

Niby byliśmy blisko ze sobą, a jednak to mi o wiele bardziej brakowało znajomych niż jemu.

Eddie z całą swoją osobliwością, czasami wręcz dzikością i jego niewyparzonym językiem potrafił znaleźć kogoś, kto go polubi i z wzajemnością.

Ja miałam tylko mojego brata, Bruno, a teraz i tak go straciłam od kiedy mieszkał 4 godziny jazdy samochodem ode mnie.

Byłam tylko ja i moje psy.
I tęskne spojrzenia za okno, które wychodziło na przyczepę Eddie'go, gdy przez szybę widziałam grupki nastolatków roześmianych u mojego dobrego znajomego.

lovers rock | eddie munson 'Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz