Nie wiedziałam czemu, ale nerwowo stukałam palcami o drewniany stół w kuchni.
Był piękny, sobotni poranek, zaczynał się długi dzień, który luźno mieliśmy spędzić razem z Eddie'm. Bez planów, po prostu ciesząc się latem i wspólnym wolnym dniem.
Brunet właśnie zniknął na chwilę w części domu należącej do Agnes i Seth'a, a ja zostałam pozostawiona sama sobie, z dwoma kubkami gorącej jeszcze kawy. Różnica pomiędzy nimi była taka, że ja piłam czarną, a Eddie dodawał do swojej odrobinę mleka. Mieliśmy zjeść coś razem na śniadanie, jednak chwilo w towarzystwie Sherlocka wystukiwałam rytm piosenki „Just like Heaven".
Rozglądałam się po moim mieszkaniu, rośliny ewidentnie wymagały podlania, co zanotowałam w pamięci żeby zrobić później, a mój współlokator powinien posprzątać chociaż z wierzchu swoje rzeczy, bo jego ubrania i inne przedmioty rozwalone były po całej części pełniącej funkcje salonu. Nie przeszkadzał mi bałagan, ale wolałam, żeby był bardziej „kontrolowany".
— Jestem z powrotem, przepraszam, że tyle to trwało. — uśmiechnięty Eddie wparował do pomieszczenia z dwoma talerzami — Masz zepsuty toster, więc stwierdziłem, że skorzystam z tego u Agnes. — postawił przede mną śniadanie, na które składały się dwa tosty, jeden z dżemem, a drugi z masłem orzechowym.
— Dziękuję bardzo. — odparłam, a chłopak zajął miejsce na wprost mnie.
— Nie jestem mistrzem gotowania, szczególnie śniadań. — dodał — Mam nadzieję, że przynajmniej trochę ci posmakuje.
— Naprawdę dobre. — wgryzłam się w tosta z kwaśnym dżemem porzeczkowym — Chociaż na drugi raz możesz zrobić tak, że na wierzchu położysz i masło orzechowe, i dżem. Wtedy te różne smaki, słony oraz kwaśno-słodki będą mogły się przenikać.
— Postaram się zapamiętać na przyszłość.
Cisza, która zapadła pomiędzy nami gdy jedliśmy, przerwana została donośnym głosem Stevie Nicks dochodzącym z radia.
Do środka mieszkania docierały ciepłe promienie słońca, pieszczące moją skórę nawet przez szyby okien. Oznaczało to, że szykuje się naprawdę przyjemny, lecz gorący dzień.
Ja należałam raczej do wielbicieli zimy lub chociaż wiosny, lato było definitywnie najgorszą porą roku. Z całą swoją piękną pogodą, długimi wieczorami, ciepłym deszczem, specyficzną atmosferą powodującą u każdego dobry nastrój, wakacyjna pora nie mogła równać się z tymi chłodniejszymi częściami roku.
Może ja po prostu nie darzyłam ogromną sympatią pocenia się nawet przy wiatrakach w The Hawk albo problemu z zaśnięciem gdy na zewnątrz nawet w nocy było tak ciepło.
— Masz wybrane jakieś miejsce, gdzie chciałabyś się dzisiaj wybrać? — zapytał mnie Eddie spoglądając na mnie znad jego kubka nadal ciepłej kawy.
— Na pewno chcę trzymać się z dala od centrum, będzie na pewno bardzo gorąco, szczególnie w południe, więc raczej chciałabym schować się gdzieś, może w cieniu drzew w lesie? Albo nad jeziorem.
— Brzmi świetnie, chyba nawet znam miejsce, w które chciałbym cię zabrać.
— Oh więc to ty mnie gdzieś zabierasz? A nie miało być tak, że po prostu idziemy gdzieś razem?
— Cóż... — zamilkł na chwilę i spojrzał mi ponownie prosto w oczy — Oczywiście jeśli chcesz możemy tak zrobić i pójść tam jako przyjaciele, ale...wolałbym, żeby to była prawdziwa randka.
— R-randka?
— Tak, masz z tym jakiś problem? Czy może nie chcesz pójść ze mną na randkę?
— Nie, to n-nie to. — byłam odrobinę zbita z tropu, fakt, może przez to, że tak długo nie byłam na żadnej randce, a teraz to Eddie mnie na nią zapraszał.
CZYTASZ
lovers rock | eddie munson '
Fanfiction„po tym wszystkim potrzebowałam spokoju, ciszy po burzy, jednak Eddie Munson wdarł się do mojego życia siejąc jeszcze większe spustoszenie niż ktokolwiek wcześniej" * alternatywne uniwersum gdzie nie istnieje upside down, nastolatkowie w hawkins ży...