rozdział dziewiąty

337 21 7
                                    

Thor dostał kawę, a ktoś opatrzył jego ranę zadaną przez garnek. Obudzili się wszyscy mieszkańcy wieży. A Holly żałowała, że nie udało jej się zrobić zdjęć ich piżam, a szczególnie tej Natashy.

- Wstałam, poszłam się napić wody, kiedy wracam, widzę tego tu typka. Krzyczymy. On we mnie rzuca młotkiem to mięsa ja go łapie, on upada na ziemię, a ja zdzielam blondynę garnkiem w łeb. - Streszczała Holly, kiedy pytali ją, dlaczego krzyczała.

- Biedny dzieciaczek. - Tony przycisnął jej głowę do swojej klatki piersiowej, klepiąc ją przy tym po głowie. - Nie martw się głupie blondaski, więcej nie będą cię straszyć.

Uderzyła go otwartą dłonią i wyswobodziła się z jego uścisku. Oboje wybuchnęli śmiechem.

- Jeszcze raz sorry za ten garnek. - Mruknęła, tak naprawdę nie do końca, wiedząc do kogo. Czy do Tony'ego, bo to jego garnek? Czy do Thora który dostał tym narzędziem zagłady?

- Nic się nie stało, mam mocną głowę. - Zaśmiał się Thor, a Holly poczuła, że chyba z nim też będzie się dogadywać. - Jesteś bardzo odważna, wiesz? Gdybyś mieszkała w Asgardzie, to mogłabyś zostać walkirią.

- Stop! Stop! Nikt tu nie będzie zostawał walkirią! Ona jest nasza i tak zostanie!

- Ja nie jestem rzeczą, nie jestem czyjaś. - Burknęła, utkwiwszy w Starku przeszywające spojrzenie, aż się wzdrygnął. Jej oczy potrafiły być straszne. - Gdybym chciała, to zostałabym nawet klaunem! Nikt nie będzie, mi mówił, kim mogę, a kim nie mogę być!

- Dobra, dobra spokojnie! Herbatki? - Spytał Steve, zwracając ostatnie słowa do Holly. Ta kiwnęła głową i po chwili dostała kubek, ciepłej, parującej herbaty.

Holly po raz kolejny opadła na materac, znajdujący się w sali treningowej.

- Musisz się bardziej przyłożyć, nie możesz wiecznie polegać na swoich mocach. - Zbeształa ją Natasha, jednocześnie pomagając jej wstać.

- Wiem, ale nie lubię się bić. Nie lubię też wielu innych rzeczy. Na przykład rudych wiedźm powalających mnie ciągle na ziemię. - Mruknęła, na co Romanoff jedynie się zaśmiała i poczochrała włosy dziewczynki. Ta wytknęła jej język i powaliła na ziemię.

Przez chwilę śmiały się i tarzały po ziemi. Po czym rudowłosa wstała, a na jej twarzy znów zagościł wyraz obojętności. Tak jakby przed chwilą nie zachowywała się, jak małe dziecko.

- Idzieeeemy na lody? - Spytała szatynka, szturchając Natashe w ramie, jest od niej tylko o dwa cale niższa, przez co spokojnie może spojrzeć jej w oczy, i wytknąć jej język.

Kobieta tylko westchnęła, lecz w końcu wyszły. Na świeżym powietrzu rozmawiały o wielu pierdołach, o których zazwyczaj doświadczone agentki nie rozmawiają. Rozmawiały o szkole, Tony i Natasha ustalili, że dziewczynka pójdzie do szkoły na rozpoczęcie nowego roku szkolnego. Czyli po wakacjach.

Wracały w stronę wieży, zajadały się lodami i wymieniały kompromitującymi historyjkami z życia.

Czarna wdowa była tak pochłonięta rozmową, ze swą towarzyszką, że nie wpadła na pomysł, iż ktoś mógłby je śledzić.

W pewnym momencie rożek, trzymany przez Natashe upadł na ziemię. Popchnęła Holly, za siebie, a sama wyciąga pistolet. Nagle poczuła chłód lufy przyciskanej do jej skroni.

- Teraz oddasz nam dzieciaka, a puścimy cię wolno. - Odezwała się kobiecym głosem, jedna z dwóch ubranych na czarno postaci. Holly wciąż trzymana za ramię dostrzegła przeciwniczkę. To snajperka, którą widziała miesiąc temu. Na dachu. Osoba, która zabiła jej wybawicielkę.

Ludzie! Chciałam wam podziękować za ponad 300 wyświetleń pod tą książką! 🖤

Dzięki ludzie! 🖤🖤🖤

Przekleństwo Cienia || Avengers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz