rozdział jedenasty

275 18 1
                                    

- Sophia, córeczko. Jak ja cię dawno nie widziałam.

Te na pozór proste słowa spowodowały mętlik w głowie Holly. Dlaczego ta baba nazwała ją córeczką? I dlaczego powiedziała do niej Sophia? Może mówi to tylko po to, by namieszać jej w głowie?

- Nie mniej takiej miny skarbie, to prawda jestem twoją mamą. - Coś w jej uśmiechu zdawało się sztuczne. Jakby tylko udawała, że się cieszy. Jej oczy pozostawały bez emocji. Szare oczy. Zupełnie jak te Holly.

Przez chwilę Holly przestała się kręcić na krześle. Czy to możliwe, że odzyskała matkę? Powinna pozostać nieugięta. Może ta kobieta i jest jej matką, ale nie można zapomnieć, że była gotowa odstrzelić Natashy głowę. I z pewnością nie zorganizowała porwania, z tęsknoty.

- Tyle lat cię nie widziałam. - Wymruczała kobieta. - Mogę cię uściskać?

Odchyliła się od ramion kobiety, kiedy ta chciała ją przytulić. Uśmiech przygasł na twarzy kobiety.

- Nie obraź się mamo, ale ja nawet nie znam twojego imienia.

- Georgia Huren. Kochanie, Amadelia porwała cię, gdy miałaś cztery lat. Myślała, że jeśli ucieknie z tobą do Londynu, i zmieni ci imię i nazwisko, to cię nie znajdę. Na szczęście od dłuższego czasu obserwowaliśmy Tarcze, więc szybko do ciebie dotarłam. Tak naprawdę nazywasz się Sophia.

- Chyba zostanę przy moim imieniu. A tak w ogóle to jestem w tym całym Mroku, co nie?

- Tak. M.R.O.K, czyli Międzynarodowa reakcyjna organizacja komunistyczna.

- Czyli komuchy?

- Irytujący bachor. - Mruknęła pod nosem kobieta, na tyle cicho by Holly jej nie usłyszała, jednocześnie przyjmując na twarz najsłodszy uśmiech. - To może teraz chcesz się dowiedzieć prawdy, co ty na to?

- Skoro muszę.

- Tak naprawdę nazywasz się Sophia, przez cztery lata mieszkałaś, tu ze mną, a potem ta okrutna kobieta cię mi zabrała. Ukradła jak jakąś rzecz. A twój ojciec? To była przelotna miłostka. Kiedy się urodziłaś, to cię odrzucił, zostałam ci tylko ja.

To była gra. Holly zorientowała się już na początku jej wypowiedzi. Może i była jej matką. Może i wychowywała ja te marne cztery. Może i była jej jedyną rodziną, ale jedno było pewne. W ogóle nie pałała do córki tej słynnej rodzicielskiej miłości.

- Okej, trza było tak prosto, z mostu, czego chcesz? - Burknęła czternastolatka, nie siląc się nawet na uprzejmy ton.

- Czy to, że chce spędzić czas, ze swą dawno niewidzianą córką, to coś złego? - Widząc uniesioną brew dziewczynki, westchnęła i przeszła do sedna. - Jesteś naszym jedynym, udanym eksperymentem. Musimy cię przebadać, przeprowadzić kilka zabiegów, by zrozumieć jaki czynnik spowodował u ciebie tę wchłanialność. Jesteś niczym gąbka, na nadprzyrodzone moce. Wchłaniasz ich coraz więcej i więcej. Potrzebujemy twojej krwi, może podając ją innym uczestnikom "projektu" przejmą jakąś cząstkę twych zdolności, i wszyscy będą szczęśliwi.

Holly siedziała tam z otwartą buzią, zaskoczona prawdą. Jej matka, nie nawiązałaby z nią kontaktu, gdyby nie jej umiejętności. Traktowała córkę jako kolejnego, z królików doświadczalnych. Zdecydowanie Georgia Huren, zasługiwała na nominacje do nagrody, najgorszej matki roku.

Wyprostowała się i postanowiła przybrać kamienną twarz. Niestety na jej twarz wkradł się niewielki uśmiech, gdy pokazała własnej matce środkowy palec.

Natomiast z twarzy Georgi spełzł natychmiast.

- Ty niewdzięczny bachorze! Urodziłam cię! Jestem twoim opiekunem prawnym, więc mam prawo o tobie decydować!

- No cóż, mamusiu będziesz musiała mnie zmusić. Siłą. - Na twarzy czternastolatki pojawił się cyniczny uśmiech, gdy rozłożyła ramiona, w geście bezradności.

- Ty niewdzięczna smarkulo! - Syknęła kobieta, a jej piękną twarz wykrzywiła się w grymasie, nienawiści. - Jesteś taka sama jak ON!

Holly wzruszyła ramionami, bujając się na krześle. I w przód. I w tył. I w przód. I w tył. O ile zdawało to się ją uspokajać, to Georgia, aż gotowała się z wściekłości. Widząc wyraz twarzy swej matki, wkurzonej dźwiękiem metalu opadającego na kamienną podłogę, zaczęła przyspieszać swoje ruchy, uderzając w ziemię, z większą siłą.

- O ile dotąd okazywałam litość, to teraz już nie zamierzam. Miałaś wybór, po dobroci, czy po mojemu. Zrobimy to po mojemu. Zabrać ją!

Strażnicy posłusznie chwycili ją ponownie pod ramiona i wyprowadzili z pomieszczenia Zdążyła rzucić jeszcze matce nienawistne spojrzenie. Które ta odpowiedziała, z jeszcze większą siłą. Wierzgała, kopała, lecz to na nic. Ich stalowy uścisk zwiększał swą siłę, z każdym przekleństwem, które wylatywało, z jej ust.

Przekleństwo Cienia || Avengers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz