rozdział dwudziesty pierwszy

117 8 8
                                    

Holly wiedziała, że nie ma już odwrotu. Hekate rozmawiała z resztą ekipy, która miała przybyć, a ona stała z boku i bawiła się kamieniem.

Wciąż nie wiedziała, o co z nim chodzi. Zawsze wyczuwał, gdy była w pobliżu i jeszcze to, co widziała. Kamień pokazywał jej straszne obrazy.

Widziała postać utkaną z ciemności, otuloną w czarną pelerynę, a zamiast twarzy była tylko pustka. Widziała jak ginie z ręki tego monstrum.

Powtarzała sobie, że to wytwór jej wyobraźni, a kamień jest normalny. Znaczy na tyle normalny, o ile może być magiczny kamień z kosmosu.

Ale coś jej się nie zgadzało...

Wszystko było jakby w ciemniejszych barwach i słyszała niepokojące szepty.

Proszę, to nie ja...

Nie chce zostawać sama...

To tak boli...

Jestem niewinny...

To wszystko moja wina...

Dlaczego?...

Nawet nie zauważyła, kiedy usiadła na ziemi. Nie przejmowała się tym, że może się ubrudzić. Te słowa... Te słowa, które słyszała, były przesiąknięte najgłębszym cierpieniem, jakie mogła sobie wyobrazić. Widziała sylwetki, a właściwie cienie ludzi wyniszczonych przez cierpienie.

Zachowywali dystans, nie zbliżali się do niej na odległość dwóch metrów. Widziała, jak chcą podejść, lecz niewidzialna siła im w tym przeszkadzała.

Czuła się, jakby dusze obarczały ją cierpieniem, jakiego doświadczały. Czuła tylko ból i strach...

- Holly wszystko w porządku? - Spytała Hekate, kucając przed dziewczyną. - Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha... A nie czekaj to możliwe.

- Tak, tak. Wszystko jest okej, zamroczyło mnie tylko na chwilę.

- Nie zemdlej tylko. - Kobieta rzuciła jej spojrzenie, mówiące jak masz zemdleć, to teraz, a nie jak będziemy robić najazd.

Holly ożywiła się, dopiero gdy zauważyła Starka, nadlatującego w swojej zbroi.

- Wszyscy są cali?! - Zawołał rozemocjonowany i zmarszczył brwi, widząc Holly siedzącą na ziemi oraz Hekate chodzącą w tę i z powrotem. - Hekate, mówiłaś, że masz ciało i o matko czy to krew?!

Holly spojrzała na swoją koszulkę. Faktycznie, wciąż pozostawała na niej resztka krwi chemika.

- Spokojnie nie jest moja. - Wzruszyła ramionami, jednocześnie wzdrygając się na samą myśl o martwym ciele tamtego mężczyzny.

- To czyja niby?!

- Nawet nie wiem, jak on się nazywał. - Szepnęła, spuszczając wzrok na kamień, który wciąż trzymała w dłoni. Otrząsnęła się, przeganiając z umysłu widok trupa i opowiedziała Tony'emu o wszystkim, co działo się od ich rozdzielenia się.

- Okej, czyli ten kamień. - Wskazał źródło mocy związane z dziewczynką. - Jest magiczny, a Mrok wykorzystuje go do tych swoich badań i przez niego masz moce. A jakiś doktorek się zbuntował i go ukradł, dopadli go, a on ostatkiem sił oddał ci go, przez co masz zwidy.

- Mniej więcej. A gdzie reszta?

Stark zmarszczył brwi. Hekate powiadomiła go, że jest potrzebny, ponieważ ktoś jest bliski śmierci. I nie wiedział, że ma pojawić się cała ekipa.

- Dobra to moja sprawka. - Podeszła do nich Hekate, przerywając swoje błądzenie z miejsca na miejsce. - Gdybym powiedziała, że znalazłyśmy bazę, przybylibyście wszyscy, co sprawiłoby, że musiałybyśmy czekać jakieś dwadzieścia minut dłużej, przez co zaczęlibyśmy akcje później, a tak to uznali, że muszą kogoś wysłać bardzo szybko. Więc czas zacząć akcje! Poradzimy sobie we trójkę i zbierzemy wszystkie laury!

- Nie lepiej na nich poczekać? - Spytała niepewnie Huren, czując niepokój, który podpowiadał jej, że może warto by było poczekać na resztę. - Byłoby nam łatwiej, w końcu ich tam jest dużo, nas trójka, a mielibyśmy dodatkowe wsparcie i większą szansę na wygraną.

- Nie mamy czasu. - Prychnęła była bogini i klasnęła w ręce. - Dalej zbieramy się! Stark, podrzucisz mnie. Holly, możesz się tam chyba teleportować.

- Cholera. - Zaklęła pod nosem szatynka, orientując się, jak głupia była. Przecież, od kiedy pozbyła się tego czegoś, co blokowało jej moce, mogła oszczędzić czas przeznaczony na szukany bazy i nikt nie znajdowałby się w tej sytuacji. - Jestem taka głupia!

- Nie mam zamiaru zaprzeczać. - Mruknął Stark, a Holly obrzuciła go morderczym spojrzeniem. - No co?! Prawdę mówię!

Dziewczynka wywróciła oczami, a następnie zamknęła je, aby zwiększyć swoją koncentrację. Poczuła, jak kamień w jej dłoni rozżarzył się i wkrótce palił ją w dłoń jak ogień.

Zamrugała, gdy znalazła się w bazie. Nigdy jej teleportacji nie towarzyszył dym...

A teraz gdy otworzyła oczy, musiała odgonić kłęby czarnego czegoś. I widziała wszystko w czarno-białych barwach.

Zaschło jej w ustach. Coś się zmieniło, może i była w Mroku tylko przez krótki okres, ale wszystko pamiętała inaczej. Wtedy na korytarzach nie było żywej duszy, a teraz roiło się tam od żołnierzy. Mają swoją własną armię.

Użyła niewidzialności, aby przypadkiem nikt jej nie złapał i ruszyła na poszukiwanie Starka i Hekate.

Zaczęła się już potwornie martwić. Przemierzała już któryś korytarz, a nie znalazła swoich sojuszników. Mowa tu oczywiście o Tonym i bogini magi, ale mogłoby to się też tyczyć duchów.

Odetchnęła z ulgą, gdy zauważyła Hekate. Bogini wyglądała na przerażoną i wyraźnie kogoś szukała.

- Holly! Złapali Starka! - Zawołała roztrzęsionym głosem, gdy tylko Huren postanowiła się objawić.

- Ale jak to złapali?!

- Normalnie! Postanowiliśmy się rozdzielić i go złapali!

- Wiesz, gdzie go trzymają? - Spytała Holly, zaciskając dłonie w pięści. Stark był dla niej jak rodzina, której nigdy nie miała. A o rodzinę należy dbać. Właściwie wszyscy członkowie grupy Avengers byli jej rodziną i byłaby w stanie zrobić dla nich wszystko. Nie ma zamiaru pozwolić, aby coś stało się Tony'emu. Odbije go za wszelką cenę, nawet jakby miała wysadzić wszystkich w powietrze.

I pomyśleć, że ona ma tylko czternaście lat.

Rzuciła się biegiem za Hekate, nie wiedząc nawet, gdzie się kieruje. W pewnym momencie zorientowała się, że wpadły na korytarz, którym kiedyś przechodziła. Dlaczego lampę wymienili, dopiero kiedy udało jej się zwiać?! Bo tamta migotka doprowadzała ją do szału.

Stanęła jak wyryta, gdy Hekate miała otwierać jakieś drzwi.

- Ty... - Szepnęła tylko, nie dowierzając, w to, czego się domyśliła. Skoro się rozdzielili, to skąd Hekate wiedziała, że porwali Iron Mana? Pewnie zabrali mu wszystko, łącznie z komórką i innymi rzeczami, więc nie mógłby wysłać żadnej wiadomości. I od początku Hekate wiedziała, gdzie ma iść. Powstrzymała łzy. Zaufała jej, a ona okazała się jak inni. - Ty z nimi współpracujesz.

Potwierdzeniem jej racji okazał się obłąkańczy śmiech, który wydobyła z siebie bogini magii.

_

Wróciłam! Muszę przyznać, że miałam dużo na głowie i po prostu zapomniałam o wattpadzie 😅, o którym przypomniałam sobie dopiero dzięki komentarzom, bo dostałam powiadomienie na maila. Także gdyby nie komentarze to rozdział zostałby jeszcze później opublikowany i chce żebrać o komentarze. Niekiedy są one lepsze niż sama książka i kocham je czytać, nie chce gwiazdek, chce komentarze. Oczywiście do niczego nie zmuszam i jak nie chcecie pisać komentarzy to nie piszcie, ale gwiazdką też nie pogardzę 😉

Przekleństwo Cienia || Avengers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz