Zdziwienie jakie czuł Bruce w momencie, gdy zaczął czytać listę składników było wielkie. Nie mógł uwierzyć, że Joker był skłonny wrzucić do takiego kwasu dziewiętnastolatkę - tak kwasu, bo to co znajdowało się na kartce papieru było w większości substancjami żrącymi. Dziwił go fakt, że dziewczyna w ogóle przeżyła tą kąpiel.
Było mu jej szkoda. Czytał jej akta, widział jakie dzieciństwo miała z ludźmi, którzy ją adoptowali - nie brakowało jej pieniędzy ani nikt się nad nią nie znęcał, ale zdecydowanie miłość nie była dewizą przewodnią państwa Roberts. Jej biologiczna matka... Cóż, po tym co usłyszał od Gordona zaczynał trochę rozumieć tok myślenia bliźniaków. Nigdy nie usprawiedliwi ich bezmyślnych czynów - w szczególności morderstw z premedytacją, ale fakt, to co ich spotkało odbiło na nich wielkie piętno.
Emily została porzucona na pewną śmierć, bliźniacza więź została zerwana, a Jerome przeżywał istny horror u boku rodzicielki i jej kolejnych partnerów. Całe młodzieńcze życie brakowało im czegoś, ale nie wiedzieli czego. Dopiero teraz zerkając na zachowanie Valeski widział, jak przeżywa rozstanie z bratem. Nie spodziewał się po niej tej nagłej przemiany. Jako Batman widział w niej tą wolę walki, szaleństwo przeplatane z nadzwyczajnym intelektem, chęć pokazania światu, że kobieta nie musi być zależna od mężczyzny w świecie przestępczym.
Podziwiał ją, musiał przyznać to otwarcie i widząc ją w takim stanie chciał jakoś jej pomóc wyjść z tego dołka. Wiedział, że jedynym czego pragnie jest zemsta na niedoszłym partnerze za to co jej zrobił, ale on nie chciał dopuścić by ta go zabiła. Mimo wszystko wciąż miał cichą nadzieję, że Valeska zacznie żyć od nowa jako mieszkanka Gotham - nie bezwzględna morderczyni.
- Paniczu? W czymś pomóc? - Alfred pojawił się koło niego niczym cień, na co mężczyzna pokiwał lekko głową.
- Potrzebuję zdobyć te rzeczy i przygotować tą mieszankę w postaci płynnej, a nie kapsułek jak jest opisane. Nasz gość powinien przyjąć te leki jak najszybciej. - odpowiedział, wręczając staruszkowi skrawek papieru, który ten szybko zbadał wzrokiem.
- Leki? Przecież to trucizna w czystej postaci! - Alfred nie mógł uwierzyć w to co właśnie przeczytał.
Skład "leku" składał się z samych toksycznych substancji. Przy samym przygotowaniu będą musieli uważać, żeby nie wypaliło im skóry, więc skąd pewność, że uda im się nabrać odrobinę tego czegoś do strzykawki. Arszenik? Jad tajpana pustynnego? Kwas siarkowy? A to tylko kilka z długiej listy rzeczy, które dla normalnego człowieka byłyby nieosiągalne.
- Nie wiem jak Panicz może jej wierzyć. - schował kartkę do kieszeni z zamiarem wypełnienia zadania, które mu przypadło.
- Alfredzie, nikomu nie wierzę na słowo, ale ona zdecydowanie potrzebuję naszej pomocy. Czy odkąd tu jest czymś cię uraziła? Zrobiła ci cokolwiek? - młody Wayne uśmiechnął się w stronę swojego opiekuna, na co tamten pokręcił przecząco głową.
- Obawiam się, że poznanie przez nią twojej tajemnicy nie przyniesie nam w życiu nic dobrego. - mężczyzna podszedł do wieszaka biorąc z niego czarny płaszcz.
- Kto wie co przyniesie jutro, Alfredzie. - Bruce uśmiechnął się szczerze, a następnie nie czekając na odpowiedź udał się do jaskini, by przygotować potrzebny sprzęt do obróbki leku. Nim wszedł do tajnego przejścia usłyszał zamykające się za nim drzwi, co świadczyło o tym, że kamerdyner postanowił nie kontynuować bezsensownej dyskusji.
Gdy zszedł na dół otoczył go zapach wilgoci. Nietoperze wisiały na ścianach, maszyny były wyłączone, a światło zgaszone. Opuścił wajchę znajdującą się przy małym wejściu do jaskini, a chwilę później pomieszczenie wypełniło się światłem i dźwiękiem wznowionej pracy komputerów. Zwierzęta nocy zerwały się nagle do góry szukając schronienia w cieniu.
Mężczyzna podszedł do szklanej gabloty w której wisiał strój Batmana. Wiele czasu trenował, by stać się tym kim jest dzisiaj, ale dalej nie do końca rozumiał miasto, które chciałby bronić. Westchnął szukając w szufladach i szafkach potrzebnych rzeczy do przygotowania roztworu. Znalazł nawet całą metalową strzykawkę, która miała posłużyć mu do wtłoczenia chemii do ciała dziewczyny.
Potem zostało mu już tylko czyszczenie zbroi, chodzenie na górę i sprawdzanie stanu Emily, który z minuty na minutę pogarszał się coraz bardziej. Miał sobie za złe, że jedyne co może zrobić w danej chwili to zmieniać okład, który spoczywał na jej rozpalonym czole. Nim się zorientował, podczas kolejnego zejścia do piwnicy zastał kamerdynera, który w grubych, gumowych rękawicach dodawał do siebie kolejno składniki.
- Gotowe. - usłyszał po chwili, gdy starzec odszedł od stolika. - Jedyny problem jest taki, że trzeba obliczyć dawkę jaką można jej podać, żeby nie przedawkować, bo inaczej jej wszystkie narządy wewnętrzne się po prostu rozpuszczą. - dodał, podając Wayne'owi strzykawkę.
To nie powinno być aż takie trudne.
***
Pan J. siedział zniecierpliwiony na miejscu pasażera przyglądając się dokładnie ludziom, którzy wchodzili do rozświetlonego budynku z którego słychać było odgłosy rozmów i muzyki. Wypatrywał w tłumie tylko jednej osoby, która miała się tutaj pojawić.
Jego podwładny zaparkował czarnego SUV'a tak, by nie przyciągali niepotrzebnej uwagi. Położył nogi na desce rozdzielczej, a następnie ułożył ręce na brzuchu pokazując przy tym zęby. Nawet Frost nie mógł odczytać w jakim humorze obecnie znajduję się Joker. To złość, znudzenie czy może jeszcze coś innego? Od czasu do czasu rzucał szefowi krótkie spojrzenie i kręcił głową, gdy przez lornetkę przytkniętą do oczu nie widział ich celu.
Nagle jego usta uchyliły się w niemym zdziwieniu. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć zielonowłosy wyrwał mu z rąk lornetkę, by samemu przyjrzeć się temu co ujrzał Frost. Usłyszał zgrzyt zębów ze strony J'a. Nieopodal nich po czerwonym dywanie szła istna bogini.
Długa czarna suknia balowa z drobinkami kryształków opinająca jej kształty, by świat mógł je widzieć. Dekolt w kształcie serca dopasowany do jej piersi, był stworzony z grubszej koronki, która schodziła aż do jej bioder i tam znikała, by na jej miejscu mógł pojawić się prosty, satynowy materiał. Suknia nie była bufiasta, była prosta i elegancka. Na jednym boku było rozcięcie sięgające do połowy uda ukazujące usytuowaną pod spodem czerwoną podwiązkę. Wokół jej szyi znajdował się perłowy naszyjnik i coś w rodzaju chokera stworzonego z cieniutkiego, prześwitującego materiału do którego przyszyta była peleryna z tego samego tworzywa, która okalała jej ramiona i opadała po plecach na ziemię, ciągnąć się za nią niczym za Królową. Włosy dotychczas rozpuszczone i proste były przemienione w burzę różowo-turkusowych loków, a w nie wpięty był subtelny diadem z czerwonymi kryształkami. Na nogach kobieta miała srebrne szpilki, pokryte cekinami. Z tej odległości Jonny nie mógł ujrzeć jej twarzy i jaki miała na niej makijaż, ale dało się dostrzec szeroki uśmiech znajdujący się na jej twarzy.
Nikt nie byłby tak bardzo zdziwiony widokiem Emily ubranej i wyglądającej tak zjawiskowo, ale był jeden malutki problem. Mianowicie jej ręka uczepiona była do ramienia mężczyzny i to nie byle jakiego. Teraz już rozumiał, czemu nie mogli jej nigdzie znaleźć. Dziewczynę ukrywał sam Bruce Wayne i również wyglądał na zadowolonego z jej towarzystwa. Z takiej odległości bez lornetki dostrzegał tylko spojrzenia, które co i rusz milioner posyłał w jej kierunku, a w momencie gdy jego ręka spoczęła na jej smukłych palcach, wiedział, że dziś w tym miejscu rozpęta się istne piekło. Joker kipiał ze złości. Lornetka którą trzymał w rękach została przełamana na pół bez większego wysiłku.
- Zabiję go kurwa. - wycedził Joker przez zęby, a następnie wysiadł z samochodu głośno trzaskając drzwiami.
----------------------------
Może dzisiaj uda mi się napisać jeszcze jeden rozdział, nigdy nic nie wiadomo :3
CZYTASZ
My little Psycho || II część "Doctor Joker"
ActionEmily i Jerome opuścili Gotham. Zwiedzili przez rok prawie cały świat, lecz brakowało im miasta, w którym czuli się najlepiej... Wrócili, ale demony przeszłości znów dały o sobie znać. Mieli nadzieję, że już nigdy w życiu nie spotkają tego cholerneg...