Rozdział IV.

988 74 105
                                    

- Widzę Oswald'a w drzwiach... - wymamrotała Psycho - Ten towar chyba był za mocny, Jerome. - zachichotała, wkładając kolejną łyżeczkę lodów waniliowych do ust.

- Jego działanie minęło jakieś... - chłopak spojrzał się na zegarek, zaczynając się śmiać - Piętnaście minut temu.

- Piętnaście? Mówiłeś to pół godziny temu. - Hope wybuchnęła śmiechem, w wyniku czego spadła z kanapy, która nagle się wywaliła, bo na jej tylnym oparciu siedział rudowłosy.

- Idiotka. - burknął z jeszcze większym uśmiechem, leżąc na dywanie, a ona złapała się za brzuch, który zaczął ją boleć od ciągłego śmiechu. Otarła łzy rozbawienia, po czym złapała się ręki, którą wyciągnęła w jej stronę Emily.

- Co ćpaliście? - Pingwin stuknął lekko parasolką, a jego usta wygięły się momentalnie - formując w ten sposób szeroki uśmiech.

Zaczął przyglądać się dokładniej całej trójce, stwierdzając, że coś musiało się wydarzyć. Przechylił lekko głowę w prawy bok, poprawiając przy tym szybko włosy.

Em była mocno poturbowana - pod lewym okiem widoczny był siny ślad, ręce zaś od ramion do nadgarstków były podrapane, a na bluzce widniały jeszcze świeże ślady krwi, której raczej nie ona była właścicielką.

Jerome na policzku miał głęboką szramę - jakby ktoś zranił go nożem, kilka siniaków zdobiło jego szyję, a gdy ruszył się gwałtowniej było widać, jak na jego ustach przez moment widnieje grymas bólu.

Trzecia osoba była mu znana jedynie z gazet. Wywołała sporą aferę wśród mediów i całej policji Gotham. Nie zdziwił się więc, gdy zobaczył morderczynię u bliźniaków. Jako jedyna nie nosiła na sobie żadnych śladów walki, bądź ucieczki. Mężczyzna podszedł do niej swym charakterystycznym chodem, wyciągając rękę na powitanie już w połowie drogi.

- Oswald Cobblepot, burmistrz tego cudownego, przestępczego miasta. - ujął jej dłoń, przykładając jej wierzch do swych ust, co miało wyglądać jak pocałunek, choć wcale tak nie było - Dużo o tobie słyszałem, Hope... Same komplementy.

- Mi również miło poznać. - odpowiedziała zdawkowo, zaskoczona zachowaniem mężczyzny. Zupełnie nie wiedziała jak ona sama ma postępować, aby nie spotkać się z gniewem kogokolwiek z zebranych.

- Coś się stało? - spytała zaciekawiona Emily - Kiedy rozmawiałam z tobą przez telefon mówiłeś, że odwiedzisz nas w sobotę, a jest czwartek... - łokcie oparła o blat stolika, a brodę ułożyła na zwiniętych w pięści - dłoniach.

- Czyżbyś miał dla nas robotę? - Valeska uniósł gwałtownie głowę do góry, wyrywając się z tymczasowego zamyślenia - Oj, powiedz, że tak jest!

- Ogarnij się ginger, bo jeszcze się spuścisz z tej radości. - Pingwin posłał mu wymuszony uśmiech, zaś obie dziewczyny zaczęły się ponownie śmiać - Powracając do tematu... - burmistrz przeniósł wzrok na zegarek - W mieście pojawiła się pewna osoba, która zagraża mi i moim interesom. Jest to specyficzny człowiek, a z tego co wywnioskowałem - chce zmienić całe Gotham. Gdybyście mogli się go pozbyć...

***

- Powiedz mi doktorku, co robię źle? - klaun odchylił głowę do tyłu, dłonie zakładając za głową.

- Mo-że musi-sz po-kazać jej... - psychiatra zaszlochał głośno, po czym przymknął oczy czując jak pot spływa po jego czole. Wziął głębszy oddech, aby się nie zacinać - A jeśli jej zachowanie wynika z braku uczucia? - zapytał szybko, by w następnej chwili gorzko tego żałować.

- Emily miałaby przestać mnie kochać? Kpina! - zielonowłosy prychnął pod nosem, a dłoń z bronią nieco zmieniła swe położenie - z brzucha psychiatry na jego głowę - Jak w ogóle mogłeś pomyśleć o czymś takim, Will?

- Przepraszam! - mężczyzna zaczął się motać, błagając o wybaczenie.

Joker wstał z fotela terapeutycznego, a następnie przyłożył lufę do skroni przerażonego Williama. Nacisnął spust, pozwalając, by na jego usta wkradł się szeroki, szaleńczy uśmiech.

- Dziękuję za rady. - szepnął, gdy już znalazł się przed drzwiami wyjściowym.

***

- Powtórz jeszcze raz, kogo mają zabić? - dziewczyna przybliżyła dłoń do ust, w geście przerażenia.

- Theo Galavan'a. - Oswald posłusznie wykonał prośbę, choć jej zachowanie wzbudziło w nim pewne podejrzenia i wątpliwości - Wpycha się na moje stanowisko! - warknął, gestykulując przy tym żywo rękoma.

- Będziecie mieli problemy... Duże problemy. - szepnęła panienka Wilde.

- Znasz go? - rudowłosy zmarszczył brwi, a jego siostra uśmiechnęła się leciutko.

- To znany człowiek, a poza tym - gdyby nie on mój ojciec dalej by żył. Nie pozbędziecie się tej pijawki tak szybko... - poprawiła włosy, przełykając ślinę, która zaczęła zbierać się w jej buzi w jeszcze większych ilościach - Może i jestem szalona, ale nie byłabym w stanie zabić drugiego człowieka. Chciałam chociaż obronić młodszego brata, a Galavan chciał, żeby policja miała wiarygodnego sprawcę...

- Nie jesteś mordercą? - oczy chłopaka momentalnie pociemniały - Ty mała, tchórzliwa, zdradziecka suko!

Nim ktokolwiek zdążył zareagować, psychopata z hukiem wywrócił dziewczynę na ziemię, a jego zimne palce zaczęły uciskać jej szyję z ogromną siłą. Mamrotał coś pod nosem, kiedy leżąca pod nim Hope łapała panicznie powietrze. Nagle uścisk osłabł, a nieprzytomny chłopak osunął się na podłogę.

- Przepraszam, braciszku. Musisz zacząć bardziej nad sobą panować. - jasnowłosa odłożyła na bok siekierę, której trzonkiem uderzyła w głowę bliźniaka - Ale będzie go łeb nakurwiał.

- O ile w ogóle wstanie, Psycho. - Pingwin pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Nie spodziewał się po nich czegoś takiego.

- Przyjdę wieczorem do klubu, bo dawno nie tańczyłam i zabiorę ze sobą młodą, żeby się trochę odstresowała po dzisiejszym wybuchu Jerome'a. - odprowadziła przyjaciela do drzwi, które po chwili już się za nim zamknęły - Hope, ginger to dobry chłopak, tylko czasem mu odpierdoli. - rzekła pomagając wstać jej z dywanu, na którym dalej siedziała.

- Starasz się usprawiedliwić szatana, że w niego wstąpił. - wyszeptała Wilde, próbując opanować drżenie głosu, oraz towarzyszącą mu chrypkę.

- Ty też jesteś szalona, i sama to przyznałaś, a wiesz co kiedyś usłyszałam od pewnego mądrego doktorka? - Emily położyła opiekuńczo dłonie na jej zarumienionych policzkach - Tylko wariaci są coś warci.*

Morderczyni skinęła głową na ciemnowłosą, aby wraz z nią przeszła do kuchni. Gdy już to uczyniła, wyjęła z zamrażarki torebkę z lodem, którą podała dziewczynie.

- Idziemy do klubu, a te sine ślady nie wyglądają zbyt kusząco. Musimy załatwić parę interesów, a ty mi w tym pomożesz, sweetie...

--------------------------------------------------------

Wiem, że długo mnie nie było, ale yghhh...

Po pierwsze - wattpad 1 kwietnia odpieprzył mi kawał i usunął mi rozdział, który był prawie gotowy.

Po drugie - po tym incydencie zastał mnie brak weny.

Po trzecie - miałam pewne problemy zdrowotne i większość czasu starałam poświęcić na naukę.

Po czwarte - mam nadzieję, że się nie gniewacie, a ja nabiorę weny, żeby móc coś opublikować chociaż raz w tygodniu.


My little Psycho || II część "Doctor Joker"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz