Rozdział XVI.

77 4 3
                                    

Minęło kilka dni zanim zaczęli sobie mniej więcej ufać i mieć pewność, że nie zabiją siebie nawzajem. Łączył ich teraz wspólny cel, nie mogli tego zaprzepaścić. Dziewczyna nie wynurzała się praktycznie z pokoju, starała się nie narażać i nie dawać powodów do jej unicestwienia - zaś mężczyźni udawali, że w ogóle jej nie ma. Alfred stawiał jej codziennie o tej samej porze talerze z jedzeniem, by chwilę później zabrać je, bo nic nie zostało zjedzone. Emily jednak była zbyt zajęta planowaniem. Jak zrobić to wszystko bez wzbudzania podejrzeń? Co i rusz prychała pod nosem, kiedy usta ponownie czuły smak gorzkiego trunku. Nie przepadała za whiskey odkąd rozstała się z zielonowłosym, lecz w barku który był u niej w pokoju było tylko to. 

Opróżniwszy kolejną szklankę naszła ją myśl na przechadzkę. Chwiejnym krokiem, opierając się czasem o ścianę powoli otworzyła drzwi, by niemalże czołgać się na dół po schodach. Niczym wystraszona surykatka rozglądała się, czy aby na pewno nie spotka na swej drodze któregoś z mieszkańców rezydencji. Wkładając na nogi trampki straciła równowagę, co równało się z runięciem na podłogę. Westchnęła, poddając się. Jednak picie na pusty żołądek czegokolwiek posiadającego procenty było złym pomysłem. 

- Bruce! - krzyknęła ospale, po czym zakryła usta dłonią, gdy dopadła ją czkawka. 

Nie minęła nawet minuta, a nad jej głową stanął wzywany mężczyzna, który przyglądał jej się rozbawiony. Pochylił się, by z bliska potwierdzić swoje podejrzenia. Wyciągnął w jej stronę dłoń, a ona burknęła coś pod nosem zamykając oczy. 

- Nie ruszam się stąd. - wybełkotała, a następnie pisnęła, gdy jej ciało znalazło się nad ziemią.

- Było tyle nie pić. - zganił ją, marszcząc brwi.

Nie mógł zrozumieć co doprowadziło ją do tego, by aż tak się upić. Zdawał sobie sprawę z powagi i niebezpieczeństwa jakie niosła misja którą mieli do wykonania, ale to nie był powód do picia - a przynajmniej nie w takich ilościach.

- Wypiłam tylko trzy szklanki, idioto. - broniła się, a raczej starała się bronić, bo w międzyczasie toczyła walkę z ciągle opadającymi powiekami. - Muszę zadzwonić do Hope. - wymamrotała.

- Do jakiej Hope? - w pytaniu które padło z ust mężczyzny słychać było nutkę niepewności i ciekawości.

- Dziewczyna mojego... - przerwała. Nie umiała dokończyć zdania dodając słowo "brat". - Pomogłam jej uciec i wydostać przy okazji jej brata, gdy porwał nas Galavan...

- Nie mówiłaś, że to Galavan przestrzelił ci kolano. - szepnął, patrząc się przed siebie gdy pokonywał schody prowadzące na piętro. - To dziwne, rozmawiałem z nim. Wydaje się bardzo miły, zaangażowany w pomoc miastu, chcę za wszelką cenę pozbyć się przestępców. W zeszłym tygodniu pomagał ewakuować całą szkołę, bo ktoś podłożył w niej bombę. - Bruce nie wiedział już co myśleć. Dlaczego Galavan porywałby kogoś takiego jak Valeska? Czy byłby aż tak zaangażowany w pomoc Gotham?

- Jest szurnięty, mówię ci. Chciał zabić czterolatka, bo Hope się zbuntowała. - wybełkotała w odpowiedzi, a następnie jedną ręką złapała za kołnierz koszuli Wayne'a, żeby przyciągnąć go bliżej swojej twarzy. - Jest popaprany, Bruce, popaprany. Nawet ja nie skrzywdziłam nigdy żadnego dziecka, co sobie ten gościu w ogóle myśli?! Przez niego Jerome mnie zostawił! A w dodatku ten zielonowłosy skurwysynek z nim współpracuję.

Głowa dziewczyny uderzyła w klatkę piersiową mężczyzny, gdy ten gwałtownie stanął w miejscu. Otworzyła oczy, marszcząc przy tym brwi. Otworzyła usta, żeby zapytać się o co chodzi, ale żadne słowa nie wydostały się z jej ust. Czy to jakieś rozdwojenie jaźni? Kiedy jest obok Bruce'a nie czuję pokładów złości i chęci mordu, zaś przy Jokerze jest wręcz odwrotnie. Przy tej dwójce czuję się jak na pieprzonym rollercoasterze.

- Emily o takich rzeczach mówi mi się od razu! - po jego tonie stwierdziła, że nie jest na nią zły, bardziej pasowałoby do tego słowo zawiedziony. - W takim bądź razie trzeba pozmieniać nasze dotychczasowe plany.

- Dobrze, dobrze tato, a teraz zaniesiesz mnie do łóżka? Jestem śpiąca. - blondynka zamknęła oczy i pozwoliła sobie na zaśnięcie w ramionach mężczyzny.

Bruce ostrożnie położył ją na łóżku. Przyglądał jej się chwilę, a po przykryciu jej kocykiem i zdjęciu jej z nogi butów wyszedł na korytarz, gdzie spotkał się z pytającym spojrzeniem Alfreda.

- Musimy znaleźć wszystko na temat Theo i jego prawdziwych intencji jeśli chodzi o Gotham.

- Chyba jej panicz nie wierzy? - starzec spojrzał się na niego z niebywałym zdziwieniem. Przecież ta dziewczyna zabiła mnóstwo ludzi, może Galavan to jej kolejny cel? Może od początku tak było, a jego podopiecznego oplotła sobie wokół palca, bo pomyślała że w ten sposób wykorzysta jego wpływy do zbliżenia się do Theo?

- Wątpię, żeby kłamała. Chcę wszystko sprawdzić samemu, bo jeśli Valeska mówi prawdę to może naprawdę chcę się zmienić i nam pomóc. Może uda nam się nawrócić chociaż jednego psychopatę?

--------------------------------------------
Macie rozdział po bardzooooo długiej przerwie, może ktoś jeszcze czyta xDD

My little Psycho || II część "Doctor Joker"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz