Młoda Valeska obudziła się wiedząc, że jeszcze żyje. Czuła się znacznie lepiej; co prawda dręczyła ją jeszcze mała migrena, ale wszelkie inne objawy ustąpiły w oka mgnieniu. Otworzyła oczy, jednocześnie podrywając się do pozycji siedzącej. Rozejrzała się po pokoju, ale ze smutkiem stwierdziła, że jest w nim sama. Westchnęła, a następnie podciągnęła kołdrę pod samą szyję, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Dopiero teraz dotarło do niej, że leżała w łóżku w samej bieliźnie. Przez całą panikę jaka ją ogarnęła po zorientowaniu się, że ma nawrót choroby nawet nie zwróciła uwagi na fakt, że jej ciuchy leżą dalej rozrzucone w łazience.
Burknęła cicho w stronę drzwi w których stanął kamerdyner wraz z kilkoma pakunkami w rękach. Wszedł do pokoju kładąc je na podłodze przy łóżku, a następnie założył dłoń na dłoń.
- Panicz szykuję się już na wieczorny bal charytatywny. Kupił te rzeczy z myślą o panience, żeby nie czuła się panienka gorsza wśród wszystkich bogaczy.
Nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Nie chodziło o kupione przez Bruce'a rzeczy, a o to, że Alfred pierwszy raz odkąd się tutaj zjawiła uśmiechnął się do niej! I w dodatku widać było, że to nie wymuszony uśmiech! Myślała, że ten starzec nienawidzi jej do szpiku kości, może nie był dla niej wredny ale traktował ją z dystansem a w jego głosie zawsze była sucha nutka, gdy się do niej zwracał.
- Czyżby zmienił pan o mnie zdanie, panie Pennyworth? - zapytała, a na jej usta wkradł się szeroki uśmieszek, na co mężczyzna machnął zrezygnowany ręką.
- Bardziej miałem wyrzuty sumienia panienko Valeska aka Roberts. - zaśmiał się, a następnie zbliżył do drzwi po czym rzucił przez ramię. - Nie wiedzieliśmy jaką dawkę tego czegoś ci podać. Myślałem, że moje wyliczenia były błędne i przesadziłem z ilością, a jako że nie jestem mordercą - bałem się, że umrzesz i będę miał człowieka na sumieniu. - drzwi zdążyły się zamknąć, a rzucona przez Emily poduszka trafiła w drewno.
Prychnęła tylko gdy wstała wreszcie z łóżka. Rozmasowała bolące kolano, spojrzała która jest dokładnie godzina, a następnie udała się do łazienki żeby wziąć porządną kąpiel. Miała jeszcze dwie godziny, żeby zrobić się na bóstwo. Wiedziała, że musi włożyć w to całe swoje serce artystki, by nikt na przyjęciu nie dostrzegał w niej morderczyni.
W pudełkach znalazła swoją wieczorną kreację z biżuterią oraz kosmetyki, a nawet suszarkę i lokówkę do włosów. Zabrała się za robienie makijażu. Nie było sensu w jej przypadku nakładać podkładu, bo żaden odcień nie pasował do jej śnieżnobiałej skóry, która była efektem pozostawionym przez kwasy. Zabrała się za blendowanie cieni na powiekach; postawiła w tym przypadku na ciemny niebieski oraz srebrny z drobinkami brokatu. Narysowała w miarę proste i identyczne kreski czarnym eyelinerem, a także wytuszowała rzęsy. Nałożyła na twarz bronzer, róż i rozswietlacz, a na samym końcu podkreśliła usta szminką, która przypominała jej swoją czerwienią tą którą zawsze malował się Joker. Pokręciła niechętnie głową, wkładając na siebie strój i dodatki wybrane przez milionera. Musiała przyznać, facet miał gust.
Przejrzała się jeszcze w lustrze i wiedziała, że na pewno osiągną swój cel. Jedyne co musieli jeszcze zrobić to być naprawdę, ale to naprawdę wiarygodnymi aktorami. Blondynka uśmiechnęła się do siebie, po czym wyszła z pokoju kierując się schodami w dół. Nie wiedziała gdzie może spotkać swojego partnera, dlatego udała się do salonu i ukłoniła się z gracją, gdy mężczyźni przerwali swoją rozmowę i odwrócili się w jej stronę.
- Wygląda pani olśniewająco, panno Roberts. - podszedł do niej, a następnie chwycił jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek.
Emily zaczęła zastanawiać się, czy gdyby nie poddała się działaniu chemikaliów to czy teraz byłaby czerwona jak burak. Pokręciła delikatnie głową, by pozbyć się głupich myśli, które zaczęły gromadzić się w jej głowie.
CZYTASZ
My little Psycho || II część "Doctor Joker"
AksiEmily i Jerome opuścili Gotham. Zwiedzili przez rok prawie cały świat, lecz brakowało im miasta, w którym czuli się najlepiej... Wrócili, ale demony przeszłości znów dały o sobie znać. Mieli nadzieję, że już nigdy w życiu nie spotkają tego cholerneg...