X. Eddie Munson jednak żyje.

732 64 56
                                    

Steve otworzył oczy, ciężko oddychając. Eddie wytarł krew z podbródka i usiadł na podłodze, opierając się plecami o kanapę.

– Eddie, wszystko w porządku? – szepnął Harrington, a brunet spojrzał na niego, unosząc brwi.

– To ja powinien się ciebie o to zapytać. – mruknął, przecierając ręką twarz. – Steve, do jasnej cholery, to nie jest normalne. Te koszmary... Od kiedy je masz?

Szatyn chwilę milczał, zanim zsunął się z kanapy i usiadł koło Eddiego. Oparł głowę o jego ramię i złapał go za rękę, splatając ich palce razem.

– Od kiedy zginąłeś. – odpowiedział cicho chłopak, czując, jak Eddie ściska mocniej jego dłoń. – Albo przynajmniej każdy myślał, że tak było. 

– O czym są te koszmary? – spytał brunet, a Steve westchnął.

– Moje krzyki nie mówią same za siebie? – zaśmiał się cicho, czując, jak Eddie ciężko wzdycha.

– Steve, ale skoro tu jestem, one powinny zniknąć. – powiedział, ale szatyn jedynie wzruszył ramionami.

– Jestem zmęczony, Eddie. – Steve wstał, nadal trzymając rękę wampira. – Chodźmy spać. Porozmawiamy, kiedy oboje będziemy na siłach.

– Teraz jest taki moment. – odparł Munson, nie ruszając się z miejsca. – Żebyś mi powiedział, co jest w tych snach.

– Jeśli chcesz usłyszeć, to proszę bardzo. – powiedział szatyn, wzdychając ciężko. – Ta scena, kiedy zostawiłem twoje ciało. To mnie nawiedza, Eddie. Świadomość, że to ja spowodowałem twoje cierpienie i tułaczkę, zanim dotarłeś do nas. To, że nie miałem nawet zamiaru odłożyć twojego ciała w bezpieczniejsze miejsce. Uciekłem, Eddie. Uciekłem jak zwykły tchórz. Nawet jak wróciłeś, to nic nie pomogło. Doszło do mnie, że musiałeś jeszcze przecierpieć z mojej winy. 

Mówił, a jego głos się łamał. Nadal trzymał dłoń Munsona.

– Myślałem, że nie przejąłeś się moją "śmiercią". – mruknął brunet, a Steve zaśmiał się, powstrzymując łzy.

– Jasne, że się przejąłem. – powiedział, kręcąc głową. – Próbowałem funkcjonować jak wcześniej, ale żyłem ze świadomością, że zostawiłem ciało niewinnego człowieka. Że zostawiłem twoje ciało, Eddie. Obiecałem Dustinowi, że ogłosimy każdemu o twoim bohaterskim czynie, ale nic z tego. Odciąłem się od tej sprawy od razu.

Eddie milczał, patrząc na szatyna. Po chwili stanął na przeciwko niego, nadal trzymając jego rękę.

– Steve, nigdy nie miałem ci nic za złe. Wiem, że zostawiłeś mnie, bo działo się niebezpieczeństwo. Po prostu ratowałeś innych, a to nie jest nic złego. Nie możesz się o to oskarżać. – powiedział, a szatyn niechętnie przytaknął. – Wiesz, kiedy byłem na ciebie zły? Kiedy umawiałeś się z kobietami. Wtedy to się we mnie gotowało.

Steve zaśmiał się, patrząc na wampira. Brunet uśmiechnął się do niego i poprawił mu włosy, które opadło na jego oczy.

– To nigdy nie było nic poważnego. – stwierdził, lekko przechylając głowę na bok. – Chociaż sam nie wierzę, że zostawiłem piękną blondynkę dla gościa, który wypija mi wszystkie piwa z lodówki.

– Ja mam przynajmniej zdrowe włosy. Końcówki mi się nie rozdwajają. – powiedział Eddie, wskazując na swoje loki. – Idziemy spać?

Spytał po chwili, a Steve przytaknął głową. Eddie już miał położył się na kanapie, ale szatyn zatrzymał go nogą, ponieważ w obu rękach miał kołdrę i poduszkę.

Uchylone okna ||Steddie||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz