XIII. Drugie Hawkins.

722 58 66
                                    

– Wszystko pamiętacie? – upewniła się Nancy, odwracając się w stronę pozostałych. Wszyscy zbliżali się do miejsca zbrodni, czyli tym samym do wejścia, które oddzielało Hawkins od Drugiej Strony. 

Steve szedł z tyłu, kulejąc, a Eddie podążał obok niego, paląc fajkę i pilnując, czy nikt się nie zbliża. 

– Możemy się trochę pośpieszyć? – westchnęła Robin, niosąc dwa karabiny. 

– Musimy być ostrożni. – odpowiedział Dustin, który wokół swojego brzucha miał torbę z granatami i innymi przyrządami. Kobieta przekręciła oczami, zanim ponownie się odezwała.

– Musieliśmy przejść przez całe miasteczko. 

– Taki był plan. Gdybyśmy wzięli więcej niż jedno auto, to szybciej by nas złapali. Najlepiej, gdyby go nie było, ale chyba nie chciałabyś nieść tego przez całe Hawkins. – dodała Nancy, spoglądając na Robin. 

– Jedno auto jest w sam raz. Gdyby nas znaleźli, będziemy mieli czym uciec. – powiedział Argyle, poprawiając w swoich rękach kilka strzelb.

Jonathan przytaknął, idąc koło Nancy, która świeciła latarką. Po kilku minutach dotarli do celu.

Wielka dziura na drzewie pulsowała i wyglądała, jakby żyła. Wokół niej były poustawiane zabezpieczenia, których łatwo można było się pozbyć. Eddie przełknął głośno ślinę, przypominając sobie, co działo się, gdy był tam ostatnio. 

Jonathan ominął szybko zabezpieczenia i podszedł do drzewa. Przyglądał mu się chwilę i po kilku sekundach dał znak, że można do niego dołączyć. Enzo podbiegł i z całej siły wbił w błonę miecz, rozcinając ją.

Okropny zapach uniósł się w powietrzu, skręcając wszystkich wokół. Nawet Yuri zatkał nos, kaszląc i odpędzając od siebie odór. Trwało to zaledwie kilka sekund.

Nancy podeszła do Jonathana, wyjmując ze swojej kieszeni mapę. Inni również ominęli zabezpieczenia, kładąc broń na ziemi.

– Dobrze. – zaczęła kobieta. – Mam nadzieję, że nie muszę mówić wam tego drugi raz. Rozstawienie też znacie.

– Co z opuszczeniem dawnych miejsc portali? – spytał Murray, podchodząc do Wheeler.

– Kiedy fajerwerki zostaną wystrzelone raz, kierujcie się do tego wyjścia. Żadnego podążania do domu Vecny, jeśli nie zostanie wezwana pomoc, zrozumiano? – powiedziała, odwracając się w stronę innych. Wszyscy przytaknęli. 

– Zaczynajmy więc. – westchnął Steve, biorąc karabin z ziemi. Po chwili każdy zrobił to samo.


Eddie szedł obok szatyna, co chwilę obijając się o niego. Droga do przyczepy wampira była nadzwyczaj długa, chociaż i tak przeszli już większość trasy.

– Eddie, zrobisz tak jeszcze raz, to ci przypierdolę. – szepnął Steve, świecąc latarką pod nogi. 

– Nudzi mi się. – mruknął mężczyzna, podskakując.

– Uważaj.

– Mówiłem, że nie ma, o co się martwić. Te pnącza tak jakby już nie żyją. Jak w sumie wszystko tutaj. Nie licząc Vecny. – odpowiedział, uśmiechając się. Harrington westchnął, przyśpieszając. 

Wampir podbiegł do szatyna, obejmując go w talii i całując w policzek. Steve uśmiechnął się lekko i pokręcił głową, zanim uwolnił się z uścisku bruneta.

– Po prostu chodźmy. – powiedział, łapiąc Eddiego za rękę i ponownie przyśpieszając. Mężczyzna wytrzeszczył kły, mocniej ściskając dłoń szatyna.

Uchylone okna ||Steddie||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz