Mężczyzna nie odpowiedział, ale Steve nawet tego nie oczekiwał. Podbiegł do Eddiego, kucając przed nim i delikatnie odgarniając jego włosy.
– Bardzo cię boli? – szepnął, na co brunet złapał jego dłoń i przyłożył ją sobie do ust, lekko całując.
– Spokojnie, Steve. Nic mi nie będzie. – odpowiedział słabo. – Widziałem kątem oka Jonathana i Enzo. Oni też tu są.
– Nie jest tu bezpiecznie. – mruknął Harrington i wziął wampira pod ramię. Munson syknął z bólu, łapiąc się za bok. – Przepraszam.
Szepnął szatyn, prowadząc mężczyznę w stronę tyłu domu. Wątpił, aby Vecna miał głowę w ogóle tam zaglądać.
W tym samym czasie Jonathan chował się za krzakami wraz z Enzo, który potrzebował chwilę czasu, aby nastawić broń.
– Polskie wynalazki, kurwa mać. – mruknął Rosjanin.
– Po prostu wykręć same dziewiątki. – szepnął Byers, rozglądając się po podwórku. Próbował wyłapać swojego młodszego brata.
– Dobra, mam to. – odpowiedział po chwili i wyłonił się zza krzaka, rozglądając się po polu walki. – Znalazłeś swojego brata? Albo Amerykańca?
– Z tej odległości mam tylko widok na Vecnę. – oznajmił mężczyznę i ponownie się schował, grzebiąc w torbie. – I albo mam zwidy, albo widziałem gościa, który już dawno nie żyje.
– Zwidy w tym momencie? Właśnie walczymy z czymś, co ma bardziej pomarszczoną skórę niż papież. – szepnął Enzo, siadając koło chłopaka. – Nie że mam coś do papieża.
Jonathan już nic nie odpowiedział, gorączkowo grzebiąc w torbie. Mężczyzna obok niego co chwilę spoglądał w stronę podwórka, trzymając mocno broń.
Byers wyciągnął granat, który był naznaczony kolorem czerwonym. Chłopak odetchnął, podając go Enzo.
– Spróbuj nim wycelować w Vecnę, gdy El i ten facet będą w bezpiecznej odległości. – powiedział, biorąc do ręki jeden z karabinów.
– A co z tobą?
– Nie ma opcji, że będę tak tu czekać, gdy mój brat jest w niebezpieczeństwie. – mruknął i wziąwszy głęboki oddech, wstał.
– Chyba sobie ze mnie żarty robisz. – odrzekł Enzo. – Nie mam zamiaru siedzieć i patrzeć, jak giniesz, dzieciaku. Mam większe doświadczenie.
Po tych słowach również wstał, chowając granat to kieszeni spodni. W jednej ręce trzymał broń, a drugą zakładał torbę na swoje ramię. Jonathan milczał, przyglądając się mężczyźnie.
– Ty ratujesz swojego brata, a ja swojego przyjaciela. Amerykaniec ma zbyt wybujałe ego i myślał, że wszystko pójdzie dobrze. Zabawne. – prychnął, spoglądając w stronę Vecny.
– Potrzebuję granatów na wszelki wypadek. – powiedział chłopak, zaglądając do plecaka, który znajdował się na ramieniu Rosjanina. Byers chwilę szukał, zanim wyciągnął to, czego potrzebował. Nie patrząc już na Enzo, poklepał go po ramieniu. – Damy radę.
– Nie mamy innego wyjścia. – odrzekł mężczyzna. Oboje ruszyli, rozglądając się wokół.
Nancy wzięła głęboki wdech, gdy ujrzała swojego chłopaka, który biegł wprost w stronę Vecny. Robin podążyła jej wzrokiem i sama wytrzeszczyła oczy, widząc Jonathana i Enzo.
– Co oni tu robią? – szepnęła Buckley, zwracając się do tak samo zdziwionego Dustina.
– Prawdopodobnie przybyli, widząc znak na niebie. – odpowiedział za niego Murray, przyglądając się każdej broni po kolei.
CZYTASZ
Uchylone okna ||Steddie||
Fanfiction!ZAKOŃCZONE! Minęły dwa tygodnie, odkąd Eddie Munson zginął. Wielu ludzi nie przejęło się tym wydarzeniem, ale niektórzy z jego przyjaciół nie potrafią się jeszcze pozbierać. Steve Harrington nieprzerwanie od dwóch tygodni ma koszmary, gdzie widzi...