Rozdział 1

3.9K 223 504
                                    

Nicolas

Znowu on. Od kiedy tylko zacząłem pracować w tej cudownej sieciówce "Biedronka", codziennie wita mnie ten krzywy pysk pracownika "Żabki" z naprzeciwka. Codziennie puszcza mi ten uśmiech wprawiający mnie w odruchy wymiotne. Za każdym razem patrzy na mnie z wyzwaniem, otwierając sklep, będąc najczęściej pierwszym na zmianie. Zawsze on otwierał drzwi, zawsze patrzył się na mnie.

Codziennie rzuca mi wyzwanie, kto zdobędzie więcej klientów. A przynajmniej tak zacząłem to odbierać, bo po każdym dniu mówił na głos jakąś liczbę, tak abym na pewno usłyszał.

Szczerze miałbym to bardziej gdzieś, co mnie może obchodzić ilość klientów w sklepie w którym jedynie dorabiam, prawda? To tylko pieniądze, praca wzięta po to, aby wyjść z długów. Dlaczego miałbym się przejmować jakimś wyzwaniem rzuconym przez kretyna ze sklepu obok?

Może to przez ten jego głupi, wredny, wyzywający uśmiech? Jego spojrzenie? A może fakt, że pracuje w jeszcze gorszym sklepie niż biedronka i chcę mu pokazać gdzie powinien pracować? Nie, to jeszcze gorsza wymówka.

Po prostu gość mnie denerwuje.

Wszedłem na zaplecze sklepu, starając się w głowie wyliczyć o której powinienem wziąć przerwę, aby zyskać z niej najwięcej i ile przerw na łazienkę wliczyć w zmianę, aby nie było to za bardzo podejrzane. Nie może być ich za dużo, aby nie wyszło że uciekam od roboty, ale nie może ich być też za mało, aby nie wyszło z drugiej strony, że chcę tu pracować dłużej niż to konieczne. Do tego nie można dopuścić, prawda?

Nie może być też za dużo przerw, bo jednak mam to śmiechu warte wyzwanie do wykonania. Nawet jeśli owy pracownik żabki nie musi znać prawdy. Z jakiegoś powodu czuję, że powinienem go pokonać uczciwie i według nie omówionych zasad, a nie wmawiać mu że go pokonałem dla sztucznego uczucia zwycięstwa. Nawet jeśli mniej mnie ktoś taki jak on nie może obchodzić. Dlaczego miałby mnie obchodzić? Nie znam nawet jego imienia, zawsze był za daleko, aby zauważyć plakietkę z imieniem.

Nick, ogarnij dupę. Przerwy. Tym się przejmuj, a nie jakiś gość ze sklepu na przeciwko. To tylko kretyn, który pracuje w gorszym sklepie niż Ty.

Po jakże ciężkich godzinach pracy, aka aż rozłożeniu kasy, przyjęciu trzech klientów i oznajmieniu że idę na przerwę, wyszedłem przed sklep. Z kieszeni wyjąłem opakowanie papierosów, wyjąłem jednego wsadzając go do ust i zacząłem po kieszeniach szukać zapalniczki.

- Jesteś chyba jedynym pracownikiem jakiego znam, który tak szybko wychodzi na przerwy - rozbrzmiał gdzieś przede mną męski głos. Tonacja jego głosu była zupełnie pusta, tak jakby nie przejmował się samym faktem że gada do nieznajomego. A z drugiej strony, znałem już ten głos. Ten sam głos, który codziennie po pracy krzyczał jakiś numer, oznajmiający swoją wygraną. Głos, który z reguły słyszałem wypełniony dumą.

- Problem? - prychnąłem pod nosem, wyjmując zapalniczkę z kieszeni i zapalając nareszcie używkę.

- Tak, z tobą. Zasłaniasz mi swój dom - burknął mężczyzna, unosząc w dłoni worek śmieci. Ah. Chciał wyrzucić śmieci. No tak, bo przecież nie mają własnego śmietnika przy żabce, co za wstyd.

- Byłem przekonany, że twój sklep to miejsce na śmieci, skoro tam pracujesz - odpowiedziałem, unosząc w końcu wzrok na znajomego mi pracownika sklepu spożywczego. Jego zielony mundurek był delikatnie przyduży w niektórych miejscach, jak na przykład w ramionach, ale czego można się spodziewać po takim sklepie? Że będą mieć idealny rozmiar mundurków dla pracowników? Marzenia.

- Twoje niedoczekanie, tam przyjmują tylko śmieci z klasą - parsknął mężczyzna, kładąc dłoń na swoim biodrze. Jego czarne włosy, opadające na prawe oko uniosły się przy powiewie wiatru. Były potargane, ale mógłbym przysiąc że gdyby ich dotknąć okazałyby się mięciutkie. Tak przynajmniej wyglądały.

- Dlatego musiałeś wyjść?

- Pierdol się.

- Z chęcią - zaśmiałem się, zaciągając nikotyną i wydmuchując dym z ust prosto na twarz niższego ode mnie mężczyzny. Z tak bliska, mogłem nawet dumnie powiedzieć, że jestem wyższy o całą głowę od żabkownika.

- Jesteś niewiarygodny - syknął przez zęby, zaciskając dłoń mocniej na worku śmieci - Odsuń się albo twój pysk stanie się śmietnikiem.

- Nie przypominam sobie, abyś był w moich ustach, skoro już mam być śmietnikiem.

- Bo ja w odróżnieniu od ciebie mam jakiekolwiek standardy co do tego w czyich ustach będę - mężczyzna wpatrywał się we mnie ze znajomym mi wyzwaniem.

- Skoro pozwala Ci to spokojnie spać, to okłamuj się dalej - zaśmiałem się pod nosem, wypełniając płuca kolejną dawką rakotwórczego dymu.

- Cokolwiek, byleby nie zasypiać z myślą o twojej krzywej mordzie.

- O przepraszam cię bardzo, ale czy chcesz mi właśnie powiedzieć, że zasypiałeś z myślą o mnie? - zapytałem, jednak nie uniosłem wzroku znad wkurwiająco zielonego loga żabki na koszulce pracownika. Zabawne, że musieli zmienić logo z tak uroczej, zachęcającej żabki na to zwykły napis. Ciekawe, dlaczego to zrobili.

- Pierdol się "Nick" - syknął przez zęby mężczyzna, mierząc mnie uważnie wzrokiem. Powtórzył tę samą "groźbę" drugi raz. A to może znaczyć...

- Zaczynam się obawiać, że to wcale nie jest groźba, a coś więcej... - burknąłem cicho, zjeżdżając wzrokiem na plakietkę z imieniem czarnowłosego - ... Ryan - dodałem po chwili, starając się powstrzymać od śmiechu - Rodzice cię nie kochali? Ryan? Co to za imię?

- Ty skończyłeś w "Biedronce", bardziej bym się tego trzymał, skoro już liczysz podpunkty w kategorii "porażka życiowa" - pokręcił głową RYAN i poprawił chwyt na worku od śmieci.

- Kolejny podpunkt to ty i twoi pracodawcy, skoro śmieci musisz wynosić tutaj.

- Mamy swój śmietnik, lubię dodawać wam kosztów.

- Oh nie, uderzyłeś prosto w serduszko - parsknąłem, uderzając pięścią w swoją klatkę piersiową - Co ja teraz zrobię, żabkownik wyrzuca śmieci w nie swoim śmietniku. Ah, zdrada.

Ryan prychnął coś jedynie pod nosem, obszedł mnie na około i o losie, szokujące osiągnięcie, DOSIĘGNĄŁ SAM do kontenera na śmieci. Brawa, istne brawa. Aplauz na stojąco, przedszkolak sam sięgnął do kosza.

Zacząłem klaskać w stronę chłopaka, który zamykał klapę śmietnika. Czarnowłosy spojrzał na mnie z dezorientacją w oczach, a ja w tym czasie wyrzuciłem na ziemię niedopałek papierosa i zgasiłem go pod podeszwą buta.

- Gratuluję, nie dość że przewyższyłeś bachory z przedszkola autentycznym wzrostem to jeszcze intelektem. Jest czym się chwalić, brawo, brawo! - powiedziałem sarkastycznie, na nowo zaczynając klaskać. Ryan puścił mi pełne nienawiści spojrzenie i pokazał mi środkowy palec.

- Ja wiem, że mi zazdrościsz bycia lepszym w tym co robię, ale teraz to już przesadzasz. Śmietnikowo ci się przestało podobać i chciałbyś przyjść do mojego przedszkola?

- Prędzej wejdę przez bramy piekła niż przez drzwi do twojego "przedszkola żabki".

- Zobaczymy co zrobisz w niedzielę niehandlową i chleba ci w domu zabraknie.

- Już wolę głodować niż kupić wasz twardy i stary chleb - założyłem ramiona na piersi, przyglądając się niższemu mężczyźnie, którego granatowe oczy przeszywały mnie na wskroś w znajomym wyzwaniu rzucanym codziennie z rana.

- Przynajmniej jedno masz w takim razie wspólnego z chlebem.

- Co? Że jestem twardy?

- Że stary - zakończył rozmowę mężczyzna, oddalając się ode mnie i kierując w stronę sklepu na przeciwko. Wywróciłem oczami, uznając to za odpowiedni moment powrócenia do "ukochanej" roboty.

Dobra, przynajmniej mogę przyznać, że lepszej niż praca w żabce.

Nienawidzę Twojego Sklepu (Ale Niekoniecznie Ciebie)~ biedronka x żabkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz