Moja zmiana skończyła się dokładnie o godzinie 17, tak jak codziennie kiedy przychodzę na samo otwarcie sklepu. Taka mała rutyna, do której przywiązałem się pracując tutaj od kilku miesięcy.
Zebrałem wszystkie swoje rzeczy, które miałem zabrać do domu, przebrałem się z mundurku w swoje luźniejsze ciuchy i schowałem wszystko do torby razem z drożdżówką z dżemem i budyniem, którą miałem zamiar pochłonąć w trakcie drogi do domu.
Dżemowa część drożdżówki = miłość. Nikt nie przekona mnie inaczej.
O 17:30 wyszedłem ze sklepu. Moją zmianę przejęła od tej pory kobieta, której imieniem nigdy się wystarczająco nie przejąłem. Z wzajemnością. Najważniejsze, że nie robiła wielkich problemów.
Już miałem zamiar podejść pod Biedronkę i porozmawiać z Nickiem, wyjaśnić mu to wszystko, rzucić kawę na ławę, bo chciałem naprawdę chciałem go ostrzec, powiedzieć o wszystkim, ale...
Było już za późno.
Znowu.
Za późno.
Spóźniłem się.
Znowu.
Nick śmiał się radośnie, stojąc przed wysokim blondynem. W ramionach trzymał ten sam bukiet kwiatów, który otrzymał wcześniej tego samego dnia, patrzył się na mężczyznę niczym na ósmy cud świata. Uśmiechał się szeroko, pokazywał swoje zęby z krzywymi kłami, kiwał głową i rozmawiał z Kendallem.
Cały świat kręcił się wokół nich. Tak jakby liczyli się oni. Tylko oni. Nikt oprócz nich. Bo liczyli się tylko oni. Kto więcej miałby się liczyć?
Rudowłosy złapał Kendalla pod ramię i dał się prowadzić gdzieś w inną zupełnie stronę niż zawsze szedł po pracy. Nie szedł do domu. Kierowali się gdzieś w stronę sklepów, centrów handlowych, tam gdzie zabiera się ludzi na spotkania towarzyskie. Bo szli się poznać, zakochać w sobie. Szli przeżyć swój romans.
Torba opadła z mojego ramienia i uderzyła bezwładnie o ziemię, a mój wzrok pozostał skupiony na radośnie rozmawiającej parce, która wymieniała się uśmiechami. Nick wydawał się być tak szczęśliwy w tej chwili. Tak rozpromieniony, spełniony. Bo ktoś go zauważył, ktoś go widział w tłumie, ktoś dał mu kwiaty, pokazał, że chce być u jego boku.
Cieszy się, aż tak bardzo, bo to Kendall sprawia mu radość czy przez sam fakt, że został gdzieś zaproszony?
- Co ty najlepszego robisz, Nick? - zapytałem pustej przestrzeni przed sobą, kiedy obaj mężczyźni zniknęli za rogiem. Ostatnie co widziałem to pukiel rudych włosów roztrzepanych na wietrze, który zniknął za budynkiem.
Żałosne.
Jestem żałosny.
Wziąłem głębszy wdech i wypuściłem go ze świstem, łapiąc za swoją torbę i przekładając ją przez ramię. Nie ważne. Czemu się tym przejmuje? Nie mam czym się przejmować. Nick to tylko rywal ze sklepu na przeciwko, dlaczego miałbym się martwić że wyszedł z gościem który może go wykorzystać?
A niech korzystają oboje! Niech się bawią, niech się upiją nocą i znajdą w sobie nawzajem szczęście. Co mnie to może obchodzić? Co może mnie obchodzić jakiś biedrownik i lidlowca? (Boże, zaczynam już korzystać ze słownictwa Nicka)
Oboje to tylko rywale dla mojego sklepu w którym pracuje. Nikt więcej. Nie liczą się dla mnie. Kendall się dla mnie nie liczy.
Nicolas się dla mnie nie liczy...
Nie liczy.
Nie ma powodu, nawet jednego, aby się dla mnie liczył.
Kłamstwo.
CZYTASZ
Nienawidzę Twojego Sklepu (Ale Niekoniecznie Ciebie)~ biedronka x żabka
FanficFanfik o pracowniku żabki x pracowniku biedronki Naprawdę nie wiem czego się więcej spodziewasz, enemies to lovers, pracownicy sklepów spożywczych Tak, mówię na poważnie