Epilog

714 68 113
                                    

Ryan

Stałem za drzwiami do sali sądowej, tuż obok nieznajomej mi trójki ludzi, którzy przeżyli podobne piekło z Kendallem co ja. Wyłapałem, że jeden gość był młodszy ode mnie o rok, jedna z dziewczyn miała dziewiętnaście lat, a druga dwadzieścia. Ich relacje z Kendallem działy się dłuższy czas temu. Kilka lat temu.

Najmłodsza z dziewczyn miała do czynienia z Kendallem trzy lata temu, jak miała ledwo szesnaście lat.

Myślałem nisko o Kendallu, ale teraz to już przegięcie.

A skoro o wilku mowa. Policja wyprowadziła przez drzwi wyrywającego się blondyna, który krzyczał coś o byciu niewinnym, bronił swojego nazwiska, starał się pobić wyszkolonych policjantów.

Po chwili drzwi się otworzyły na oścież, lawina ludzi wypływała przez drzwi, a ja musiałem stanąć na palcach, aby szukać w tym chorym tłumie, rudej czupryny włosów.

Trzymałem się drewnianych drzwi, wyciągałem wysoki szyję, gdzie jest ten rudy motłoch nieogarniętych włosów?  Mam tyle pytań, chcę usłyszeć z jego ust, że tak, wygraliśmy, tak Kendall już nikomu nie grozi.

Moje oczy zostały zakryte przez czyjeś dłonie. Były spore, ale nie były męskie. Miały na sobie pełno niewygodnych pierścionków i pachniały truskawkową mambą przez użyty niedawno na nich krem.

- Robin? Gdzie Nick? - zapytałem, mając nadzieję, że kobieta mi odpowie. Usłyszałem tylko cichy, radosny chichot - Wygraliśmy, prawda?

- O stary i to jak wygraliśmy - odpowiedziała szczęśliwa Robin - Opijemy to, tak że się porzygamy i zaśniemy z głowami w kiblach.

- Plan godny Robin - skomentowałem, kładąc ręce na dłoniach dziewczyny - To wszystko jest cudowne, naprawdę nie mogę w to uwierzyć i podoba mi się ten plan, ale gdzie jest Nick?

- Bliżej niż myślisz - powiedział tak doskonale mi znany głos Nicka. Mężczyzna złapał za moją prawą dłoń, a Robin w tym czasie odsłoniła mi oczy. Musiałem zamrugać kilka razy, aby przyzwyczaić się do światła dziennego.

- Nick...? - wyszeptałem w szoku, patrząc na rudowłosego chłopaka stojącego tuż przede mną. W dłoni trzymał plastikowy, zielony pierścionek z uśmiechniętą, odstającą żabką.

- Ryanie Coccinele - Nick zacisnął usta, a po jego minie widziałem że sam siebie przeklina za to, że  już drugi raz pomylił moje nazwisko - 𝘍𝘳𝘰𝘴𝘤𝘩 - poprawił się, patrząc mi głęboko w oczy. Uśmiechnął się figlarnie w moją stronę, pokazując jakże piękny plastikowy, zielony pierścionek - Czy chciałbyś zostać moją żabką?

- Boże Nick - zaśmiałem się cicho, kładąc dłoń na policzku mężczyzny moich marzeń - Pytasz, jakbym już nie był "twoją żabką".

- Czyli chciałbyś?

- Zawsze, dziwaku jeden - uśmiechnąłem się szeroko, patrząc jak Nick nakładał na mój serdeczny palec plastikowy pierścionek. Przyglądał się mu chwilę dumnie, po czym spojrzał na mnie, wyszczerzając zęby.

- Szybki buziak i idziemy się najebać, znaczy świętować! - krzyknęła na nas Robin, kierując się już w stronę wyjścia. Nick zbliżył się do mnie, otulając ramieniem w talii

- "Szybki Buziak"? Z tobą? Brzmi niewykonalnie - skomentował Nick, na co ja założyłem ręce wokół jego szyi.

- Nikt nie powiedział, że mamy się jej słuchać - odpowiedziałem, łącząc nasze czoła ze sobą. Przez błękitne oczy przeszedł radosny błysk.

- Czy przez jedno zdanie da się kochać mocniej?

- W twoim przypadku najwyraźniej tak - wyszeptałem, zbliżając nasze usta do siebie - Kocham cię Nick.

Nienawidzę Twojego Sklepu (Ale Niekoniecznie Ciebie)~ biedronka x żabkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz