Rozdział 8

1.2K 124 173
                                    

O godzinie 12:30 wyszedłem na przerwę. Trudno było mi się skupić na czymkolwiek, cały czas układałem sobie w głowie to co chciałem powiedzieć, co absolutnie musiałem powiedzieć i co mogłem pominąć mając naprawdę dość mało czasu na wyjaśnienie wszystkiego. W życiu szczerze się aż tak nie stresowałem przed jakąś rozmową jak dzisiaj.

A może to była po części ekscytacja?

Otworzyłem drzwi, wchodząc z zaplecza sklepu i szybko zacząłem iść w stronę Biedronki. Rozejrzałem się wokoło, upewniając się że pewien blond mężczyzna nie przeszkodzi mi w tym co absolutnie muszę zrobić.

Nicolas wyszedł właśnie przez wyjście dla pracowników, w ustach trzymając tym razem cygaretkę, której kuleczkę szybko rozgniótł zębami i zapalił ją z drugiej strony. Jego błękitne oczy skupiły się na mnie, wziął głęboki wdech zaciągając się cygaretką i wypuścił dym z ust.

- W takim razie mów.

- Kendall pokaże ci to czego Ci zawsze brakowało i czego potrzebowałeś - zacząłem mówić, uznając że zacznę od rzeczy najważniejszej - Pokaże ci świat idealny, gdzie spełnisz swoje marzenia związane z miłością i związkami.

- Co w tym złego?

- To, że pokaże ci ideał twojego świata, a potem odbierze wszystko i zostawi z niczym, karmiąc cię przysłowiowo kropelkami tego co miałeś, abyś robił to czego on potrzebuje czy chce - wyjaśniałem, chowając dłonie w kieszeniach, aby nie wyszło na jaw, jak bardzo spocone są albo jak bardzo się trzęsą - Na początku będzie mówić, że to tylko zły dzień że tak robi, ale to nie będzie dzień, ani tydzień, nawet nie miesiąc. To się będzie ciągnąć dopóki nie dojdzie do swojego celu albo się tobą nie znudzi albo dopóki nie uciekniesz.

Nicolas spojrzał na mnie zmieszany i zaciągnął się jeszcze raz cygaretką. Uznałem to za znak, aby kontynuować.

- Będzie próbować podpisywać kontrakty na początku, coś przy czym nawet nie będziesz musiał być oprócz pewnie biernego siedzenia, później zacznie uczyć cię marketingu uznając, że powinieneś być z nim właścicielem sklepu - patrzyłem bez przerwy w błękitne oczy mężczyzny, który palił dalej cygaretkę w swoim tempie - Potem zacznie uznawać, że jest o ciebie zazdrosny, każe ci odrzucić wszystkich przyjaciół, zamieszkać z nim, zacznie podpisywać wszystko tak, abyś na pewno był przy tym bardziej aktywnie, nagle na papierach będą się znajdywać twoje podpisy i nazwisko.

- Na razie nie brzmi to, aż tak źle.

- Daj mi dokończyć - odwróciłem wzrok od Nicolasa, gdzieś na ziemię - Nie będziesz nawet wiedział co podpisujesz - przez myśl przebiegł mi obraz ognia w plastikowym śmietniku wypełnionym papierami - Rzuci twoje nazwisko w błoto, może zaciągnie na ciebie długi, może tylko zniesławi albo kto wie co jeszcze - wziąłem głębszy wdech i wyjąłem dłoń z kieszeni, aby złapać nią ramię Nicolasa - Aż w pewnym momencie, i oby do tego nie doszło, będziesz musiał zmienić nazwisko, bo tamto jest już... Ma już za dużo na sobie.

- Trudno... Trudno mi w to wszystko uwierzyć Ryan - mruknął pod nosem Nicolas - Naprawdę nie wydaje się być takim człowiekiem. Zauważa to czego nikt we mnie nie zauważył wcześniej, może się zmienił? - zadał retoryczne pytanie i zgasił cygaretkę o kostkę chodnika - Nie chcę tak szybko z tego rezygnować, skoro sprawia że jestem aż tak szczęśliwy.

- Nick...

- Chcę dać mu szansę, Ryan - powiedział ciszej, a jego błękitne oczy skupiły się na mnie - Naprawdę chcę przynajmniej przez chwilę poczuć się kochany. Nie odbieraj mi tego.

Chciałem coś powiedzieć. Zaprzeczyć. Zabronić mu tego. Ale kim ja jestem, aby mu tego zabraniać? Zakochanym pracownikiem z Żabki? I to ma być powód dla którego mam mu zabronić?

Zacisnąłem usta ze sobą i schowałem z powrotem dłoń do swojej kieszeni.

- Jasne. Rozumiem - mruknąłem, czując jak moje serce bije w coraz bardziej bolesny sposób  - Ale w takim razie musisz obiecać mi jedno.

- Co takiego?

- Nie przestaniesz ze mną rozmawiać - spojrzałem na Nicka z delikatnie uniesionym kącikiem ust, na co rudowłosy puścił mi szarmancki uśmiech i spojrzenie w stylu "to nie jest oczywiste"?

- Przysięgam, że nie przestanę - zaśmiał się radośnie, a atmosfera pomiędzy nami stała się trochę lżejsza. Ciężka i niezręczna, ale delikatnie lżejsza niż przedtem. Mężczyzna dźgnął mnie delikatnie łokciem pomiędzy żebra - Żabkowiczu.

- Zabrzmiało jak obelga, a wcale tego tak nie przyjąłem - odpowiedziałem, czując po części... Ulgę. Ulgę, że wyrzuciłem chociaż to z siebie, że chociaż tyle mogłem powiedzieć, tyle zrobić i że dalej mogę z nim rozmawiać.

Tyle mi wystarczy. Chcę z nim rozmawiać bez końca. Nawet jeśli mamy być tylko... Czymkolwiek teraz jesteśmy.

- Ah, muszę się w takim razie bardziej postarać - rzucił Nick, wyjmując z kieszeni zapalniczkę - Albo nie mówić tego takim tonem.

- Czyżbyś się przekonywał do Żabki?

- Co? Weź mnie nie obrażaj, fu - spojrzenie Nicka przeszło od razu na wspomniany sklep, a moje myśli urwały się ze smyczy podsuwając mi niecodzienne rozkminy.

Czy gdybym był z Nickiem w związku to czy byłby on zakazany? Czy musielibyśmy się z nim ukrywać? Nasi szefowie na pewno, gdyby się dowiedzieli, to nie byliby zadowoleni, ale ile my byśmy mieli przy tym radochy, prawda?

Wyobrażałem sobie wszystkie śmiechy i chichoty gdybyśmy ukrywali się za sklepami, tam gdzie nie ma kamer, aby skradać sobie pocałunki. Widziałem jak oczy Nicka, tak pięknie błękitne, tak rozmarzone, wpatrują się we mnie, czułem jego ciepłe dłonie na swoich policzkach, jego usta na swoim nosie, czasem ustach.

Wyobrażałem sobie jak po pracy, nie mając na sobie mundurków, wracalibyśmy do domów. Szlibyśmy po jednym chodniku, po jednej stronie ulicy, zderzalibyśmy się ramionami, a gdybyśmy byli wystarczająco daleko, nasze dłonie w nieśmiały sposób zaczęłyby szukać siebie nawzajem. Najpierw złapałby mnie za mały palec, potem wślizgnął dłoń w moją i splótł je ze sobą. Uścisnąłby ją raz, może dwa, aby zapewnić mnie że jest obok.

Wtedy by na mnie spojrzał. Zaśmiałby się z czegoś głupiego. Powiedział coś, co nie miało większego sensu. A ja bym słuchał. Odpowiedział. Patrzył jak ostatnie promienie słońca odbijają się w jego okularach, jak wpasowują się w ognisty kolor jego włosów, jak oświetlają jego bladą skórę.

"Ryan Coccinelle" powiedziałby kiedyś, tak zupełnie bez kontekstu. A moje serce by się tym bardziej zatrzymało na tę piękna chwilę. Nie wierząc w to co słyszy. Zapytałbym co ma na myśli, a on zbliżyłby się do mnie, otarł swoim nosem o mój i uśmiechnął się szczerze mówiąc, że na pewno wiem o co mu chodzi. Bo wiedziałbym. Ale bym nie wierzył.

- Ryan? - wyrwał mnie z myśli tym razem realny głos Nicolasa, a nie ten w wyobraźni - O czym tak myślisz?

- Ja? Co? Myśleć? - spytałem, zyskując twarde lądowanie do rzeczywistości.

- Wiem, szokujące - parsknął śmiechem mężczyzna, przyglądając mi się z wielką uwagą - Ale najwyraźniej możliwe, że Ty o czymś myślałeś.

- Pierdol się Nick.

- Skoro nalegasz - powiedział, siegając dłonią do paska spodni. Otworzyłem szerzej oczy i szybko złapałem go za nadgarstek, zanim naprawdę zacząłby się rozbierać. Nawet jeśli było to w żartach.

Nick wybuchł śmiechem. Głośnym, radosnym śmiechem, tym podobnym do silnika, tym przez który świat stawał w miejscu.

- Nie wierzę, że się na to nabrałeś!

- Nie wierzę, że możesz być na tyle dziwny, aby to zrobić - parsknąłem pod nosem, starając się utrzymać fasadę bycia zdenerwowanym na Nicka za chęć rozebrania się publicznie.

- Lubisz moją dziwność - mężczyzna puścił mi oczko, a ja nigdy bardziej się z nim nie mogłem zgodzić niż w tej chwili. Bo lubiłem. Kochałem jego dziwność.

Nie musiałem nawet na głos tego mówić, aby było to oczywiste.

Nienawidzę Twojego Sklepu (Ale Niekoniecznie Ciebie)~ biedronka x żabkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz