ONE SHOT

659 37 50
                                    

Historia jest stworzona poza kanonem historii
Rozdział w ramach nagrody dla Tophyx
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

Nick

Przed oczami przebłyskiwały mi wszystkie scenariusze przeszłości. Wszystko co działo się w przeszłości związane z blondynem, wszystkie wyobrażenia z jakimi na żywo miał do przeżycia Ryan. Wszystko przelatywało mi przed oczami, kiedy patrzyłem na dziedziniec więzienia przez okienko drzwi wejściowych.

Na dziedzińcu układano z uwagą kawałki drewna, deski, papier, rozpałkę, ustawiano wysoki pień, który ma utrzymać skazańca w miejscu za pomocą łańcuchów wbijających się w skórę boleśnie. Czułem jak w żołądku mi się przewraca na sam widok konstrukcji, a co dopiero będzie przy skazaniu Kendalla McDonelly.

- Nic nie widzę - warknął niezadowolony Ryan, nie siegając wzrokiem do okienka w drzwiach, które miało nas oddzielić od smrodu spalanego ciała.

- Była sobie Żabka mała~ - zacząłem nucić, spoglądając na niższego czarnowłosego mężczyznę obok mnie - Dawaj, znasz przecież tekst.

- Re re kum kum re re kum kum - odpowiedział, starając się zakryć swój śliczny uśmiech bliżej nieokreślona miną.

- Która mamy nie słuchała - śpiewałem dalej, łapiąc za biodra mojego chłopaka, aby podnieść go nad ziemię i zbliżyć do swojego ciała. Ryan otoczył swoimi kończynami moje ciało, trzymając się mnie mocno.

- Re re kum kum bęc - dokończył, starając się nie trzymać mnie w tak sztywny sposób. Skupiał całą swoją uwagę na mnie, z całych sił starając się za szeroko nie uśmiechać, aby tylko nie pokazać swojego aparatu. Nie rozumiem jaki był w tym problem, ma tak śliczny uśmiech przecież, na co go ukrywać? Dlaczego się tego aż tak wstydzi?

- Teraz widzisz? - zapytałem, poprawiając chłopaka w swoich ramionach. Ten wyjrzał przez okienko w drzwiach i pokiwał twierdząco głową.

- Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę - przyznał szczerze, skupiając ponownie wzrok na mnie - Że Kendall na poważnie więcej nam nie zagraża, że jesteś tutaj ze mną - zaczął mówić ciszej, kładąc dłoń na moim policzku - Że jesteśmy tutaj razem.

- Jeśli miałbym wymienić rzeczy w jakie nie wierzę to do jutra bym wymieniał - wyszeptałem, wtulając policzek w malutką dłoń żabkownika. Mężczyzna cicho pod nosem się zaśmiał.

- Kendalla przenoszą właśnie z celi - przerwała nam Robin, stając tuż obok nas w swoim bardziej prawniczym ubraniu - Żabonki porobicie później, kijanki raczej i tak się rodzą dopiero w wodzie.

Ryan pokazał przyjaciółce środkowy palec, na co ta puściła mu dumnie buziaka i wyjrzała przez okienko drzwi.

- Idą - powiedziała, zwracając naszą całą uwagę na tym co się dzieje na dziedzińcu.

Zrujnowany, zmęczony życiem blondyn z potarganymi włosami, zmęczonymi zielonymi oczami, ledwo stawiający kroki (a z pewnością nie będący w stanie usiąść po kilku latach w więzieniu) wszedł na plac w towarzystwie dwóch policjantów. Mundurowi trzymali przestępcę za ramiona, prowadząc go do stosu drewna na którym miał zostać spalony.

Ludzie, którzy byli na tyle odważni, aby być na dziedzińcu w trakcie egzekucji, krzyczeli w jego stronę wyzwiskami, rzucali w niego zgniłym jedzeniem, które zapewne dla ironii losu, było zakupione w Lidlu. Skazaniec nie zwracał na nich uwagi, wpatrywał się pusto w stos, a po jego policzkach spływały łzy.

Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Pierwszy też raz byłem absolutnie pewien, że zasłużył sobie na to. Zasłużył na wszystko.

Ryan zacisnął ramiona wokół mojej szyi, opierając wygodnie głowę o moje ramię. Patrzyliśmy na wszystko w ciszy.

Policjanci przyczepili Kenzjeba kajdankami do pnia, odeszli na bezpieczną odległość, a sędzina zaczął odczytywać wyrok. Blondyn spuszczał głowę, patrzył gdzieś pod siebie, nie ruszał się i możliwe że czekał na zbawienie.

Kiedy wyrok został wygłoszony, sędzia odszedł na bezpieczną odległość razem z tłumem ludzi, a przy stosie został tylko jeden policjant i skazaniec.

Policjant spojrzał na Kendalla, zapytał go o ostatnie słowa, jednak blondyn nic nie odpowiedział. Pokręcił delikatnie głową przecząco, a policjant zapalił pochodnię w swojej dłoni. Ogień został wznieciony na stosie, policjant uciekł od niego jak najdalej.

Płomienie zaczęły lizać pierwsze kawałki drewna, Kenzjeb jednak się nie poruszył nawet o milimetry. Ogień zbliżał się do niego w szybki sposób, a kiedy zbliżył się do nagich stóp skazańca, dopiero oczy blondyna rozszerzyły się w przerażeniu. Starał się uniknąć zetknięcia z ogniem, jednak kajdany na jego kończynach nie pomagały mu w tym zadaniu.

Zaczął krzyczeć.

Pierwsze liznięcia ognia dotykały skóry jego nóg i materiału ubrania, jego skóra była parzona, pochłaniał ją płomień osądzenia. Na skórze mężczyzny pojawiały się białe bąble, które pękały i roztapiały skórę niczym wosk. Kendall krzyczał z bólu.

- Cicha noc - zaczął cicho nucić Ryan, zaciskając dłoń na mojej koszulce - Święta noc.

- Pokój niesie ludziom wszem - kontynuowała Robin, a w jej oczach błyskały odcienie jasnego płomienia zza drzwi - A na stosie Kendick włóczęga.

- Skóra jego nadżółknięta - śpiewałem dalej, zmieniając tekst kolędy - Powstanie z tego mem.

- Powstanie z tego mem - powtórzyła Robin, kiwając głową w zamyśleniu.

- Cicha noc, święta noc - mruczał dalej Ryan, kiedy Kendall krzyczał jeszcze głośniej. Jego włosy paliły się w kwestii sekund, siegając do jego głowy, topiąc gałki oczne, wypalając mężczyznę od zewnątrz i wewnątrz - To już koniec Kenzjeba przygód.

- Wszyscy wielce zadziwieni - śpiewała Robin  - Przez Kendalla udupieni.

- Tu się spełnił cud - dokończyłem kolejną zwrotkę, słysząc ciche powtórzenie zdania przez Robin i Ryana - Cicha noc, święta noc.

- Umiera kurwi syn - mruknął dumnie Ryan, co zaakamponiował mu ostatni głośny krzyk Kendalla - Pan Lidlowego majestatu.

- Niesie dziś całemu światu - oparła się o moje ramię Robin - Powód kupna win, kupienie tanich win.

- Cicha noc, święta noc - zachichotał bardzo cicho Ryan, spoglądając na mnie. Spalone ciało zostało zabrane ze stosu, a całą egzekucja dobiegła końca - Jaki to cudowny czas.

- W Warszawie gejoza święta - wtrąciła się Robin - Między Nickiem i Ryanem zaczęta.

- Błogosławi nam - wyszeptałem, łącząc moje i Ryana czoła ze sobą - Błogosławi nam - zakończyłem ciszej naszą kolędę, zupełnie nie przejmując się tym w jakim miejscu akurat jesteśmy, nie przejmując się tym jak ręce mi drętwieją od noszenia Ryana, że niedawno umarł tutaj człowiek.

Bo liczyło się tylko to, że jesteśmy już wolni i razem.

Nienawidzę Twojego Sklepu (Ale Niekoniecznie Ciebie)~ biedronka x żabkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz