Rozdział 12

1.1K 101 46
                                    

~Flashback Ryana~

Wrzuciłem czarny, przepełniony plecak pod łóżko, mając nadzieję, że Kendall nie znajdzie tego zanim nie będzie mi potrzebny. Trudno byłoby mi wyjaśnić co planowałem.

Nie żeby on się w ogóle interesował. Póki jestem u jego boku, to przecież wszystko gra.

Przechodząc przez drzwi od sypialni, mój wzrok padł na zdjęcie na komodzie. Zdjęcie sprzed tych siedmiu miesięcy. Zdjęcie, które zaczęło cały ten koszmar.

Wyglądam na nim tak szczęśliwie, tak szeroko się uśmiecham, wokoło mnie jest tylu uśmiechniętych ludzi. Tylu wtedy ważnych dla mnie ludzi, którzy znikali stopniowo z mojego życia, z każdym zdjęciem było ich mniej, aż pozostał sam Kendall. Sam Kendall i moja coraz bardziej smutna, zawiedziona twarz. Aż w końcu neutralny bitch face, którego wyuczyłem się uznając że skoro i tak nie podziela mojej radości, to po co miałem się dłużej starać.

Przez Kendalla przyjaciele się ode mnie odwrócili. Przez Kendalla straciłem duża część siebie, wielką radość, rozmowność... Siebie. Straciłem siebie.

Pokręciłem głową, wybudzając się z tych do niczego nie prowadzących myśli. Mam zadanie do wykonania.

W tym domu jest za dużo rzeczy, które mnie upokarzają, które niszczą moje życie.

Stanąłem przed wielkimi, dębowymi drzwiami do biura Kendalla. Miejsca gdzie miałem zabroniony wstęp. Miejsca gdzie można wyłączyć alarmy, otworzyć okna, otworzyć drzwi i gdzie znajdują się wszystkie dokumenty.

Położyłem dłoń na klamce i wziąłem głęboki wdech. Im szybciej to zrobię, tym szybciej się wydostanę, tym szybciej o nim zapomnę, tym szybciej zacznę nowe życie.

Otworzyłem drzwi do wielkiego gabinetu. Nie miałem jednak czasu się temu przyglądać, miałem misję. Znaleźć wszystkie możliwe papiery z moim nazwiskiem.

Przez następne dwie godziny zbierałem w jedno miejsce wszystkie papiery. Zebrała się ich ogromna kupa, która wylądowała w koszu. Tam gdzie ich miejsce.

Rozejrzałem się po suficie w poszukiwaniu alarmu przeciwpożarowego. Musiałem się doszczętnie pozbyć tych papierów, a jeśli przez to włączy się alarm, cały mój plan pójdzie się dosłownie jebać.

Po zlokalizowaniu białego czujnika, wszedłem na biurko, a z czujnika wyjąłem dwie baterie. Cudnie. Teraz mogę palić.

Zszedłem z biurka gabinetowego, a z jednej z szuflad wyjąłem zapalniczkę. Kendall w każdym pokoju miał przynajmniej jedną, więc nie zdziwiło mnie że była też jedna tutaj.

Kucnąłem przy śmietniku wypełnionym papierami, zapaliłem zapalniczkę i podpaliłem róg pierwszej kartki.

Podpaliłem ostatnie dowody na istnienie Ryana Versagen. Ostatnie dowody jakie mogłyby pomóc w osiągnięciu czegoś przez Kendalla.

Wpatrywałem się w ogień, litery, moje pismo, ich znaczenie i sam papier ginęły lizane przez gorący płomień, który się powiększał w śmietniku. Ogrzewało mnie to. Duchowo.

Wraz z płomieniami ginął Ryan Versagen. Ginęła osoba, którą już od miesięcy nie byłem. Było to jego ostatnie pożegnanie, ostatnie chwile oddechu, ostatni uśmiech.

- Żegnaj.. - wyszeptałem sam do siebie, a kiedy uznałem że po papierach nie ma już nic więcej niż proch, wylałem do śmietnika cały garnek wody.

Następny krok mojego planu musiał jednak poczekać do 4 rano. Owszem, mógłbym wyłączyć alarmy na drzwiach, ale wtedy Kendall mógłby być bardziej podejrzliwy i znaleźć mnie szybciej niż tego chcę.

Nienawidzę Twojego Sklepu (Ale Niekoniecznie Ciebie)~ biedronka x żabkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz