Nicolas
Stałem przed za dobrze znanymi mi drzwiami. Zaciskałem dłonie tak mocno, że prawie bolało. Ale nie było to ważne. Skoro policja nie ma zamiaru z tym czegoś zrobić, to sam coś z tym zrobię.
Wziąłem głęboki wdech i wypuściłem go ze świstem. Rozprostowałem palce, starałem się przybrać najbardziej naturalną pozę jaką byłem w stanie przyjąć w tej chwili i zapukałem do drzwi domu Kendalla.
Nie minęło pięć sekund, a drzwi otworzyły się na oścież. Szeroko uśmiechnięty blondyn z przylizanymi włosami, przyglądał się mi swoimi chorobliwie spokojnymi zielonymi oczami.
- Nicolas! - powiedział przeszczęśliwy na mój widok - Wiedziałem, że w końcu przyjdziesz. Ryan powiedział ci nareszcie prawdę?
- Ta, wszystko jest już jasne. Mogę wejść? - zapytałem, czując jak krew się we mnie gotuje.
- Zapraszam - powiedział przeszczęśliwy, przepuszczając mnie w drzwiach. Kiedy tylko przeszedłem przez próg, zatrzasnął je za mną i zamknął na trzy zamki - Przy mnie będziesz bezpieczny Nicolasie, przecież wiesz, że mogę ci załatwić wszystko i-
Obróciłem się przodem do niego na pięcie i wymierzyłem pierwszy cios w jego nos. Mężczyzna przede mną, uderzył o drzwi nie spodziewając się ataku znienacka.
- Naprawdę myślałeś, że przyszedłem tutaj, bo chciałem do ciebie wrócić? - zapytałem, ściągając ze sobą brwi, a kolejny cios mierząc w jego brzuch. Kolejny w jego policzek jednak tym razem blondyn złapał za oba moje nadgarstki, blokując moje możliwości walki - Skrzywdziłeś Ryana, zniszczyłeś mu dom!
- A myślałem, że będziesz inny niż reszta. Pokładałem w tobie naprawdę wielkie nadzieję Nicolas. Ty w odróżnieniu do Ryana masz wielkie, waleczne serce, myślałem że zauważysz jak bardzo to JA byłem tam ofiarą! - mówił do mnie, jednak wszystkie jego słowa wchodziły jednym uchem, a wychodziły drugiem i w odróżnieniu od kilofa, nie zostawały w głowie.
- Gówno prawda! - krzyknąłem na niego, kolanem uderzając w jego krocze. Mężczyzna skulił się, popuszczając uścisk na moich nadgarstkach. Wyrwałem dłonie z jego chwytu, a łokciem uderzyłem w skulony kręgosłup mężczyzny. Kendall syknął z bólu, chwiejąc się na swoich nogach - Jak niby to ty miałeś być tam ofiarą? WYKORZYSTAŁEŚ RYANA!
- Skoro jego wykorzystałem, to co tobie zrobiłem? Dlaczego w takim razie nie przejmujesz się sobą? - zapytał mężczyzna, wypluwając z ust krew. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się w krwistym uśmiechu, ze złamanym nosem - Dlaczego on się nie przejmuje tobą?
- Nie zmieniaj tematu.
Kendall uderzył mnie pięścią w prawy bok i korzystając z okazji, popchnął mnie z całej siły na ścianę w salonie.
- Czy Ryan się kiedykolwiek tobą przejmował? Zastanów się. Kiedykolwiek, cokolwiek dla ciebie zrobił? - pytał Kendall, podchodząc do mnie z trudnością. Tysiąc myśli przechodziło przez moją głowę - Czy kiedykolwiek-
- ZAMKNIJ PYSK KENDALL - krzyknąłem na mężczyznę, uderzając go jeszcze raz w twarz, tym razem trafiając w lewe oko - Nie znasz Ryana. Nigdy nie znałeś. Był dla ciebie tylko zabawką, nie wiesz do czego jest zdolny, nie wiesz o nim NICZEGO.
- Co ty niby o nim wiesz? - zaśmiał się Kendall, mierząc kolejny cios w moje ramię - Nie wiesz nawet czy ma rodzinę, skąd pochodzi! Wiesz, że zmienił nazwisko? Mówił ci to? A może pominął ten fakt? Wiesz jak w ogóle zaczął dla mnie pracować?
- Wiem więcej niż ci się kurwa wydaje - syknąłem, łapiąc się za ramię w bólu. Zacisnąłem zęby, a kolejny cios zmierzyłem w jego obojczyk. Trudno było rozmawiać w trakcie bijatyki. Trudno było brać na poważnie cokolwiek to co mówił. Owszem, zagrał dobrą kartę, zagrał moją słabość, ale z każdym pytaniem szedł w coraz gorszą stronę i czułem, że jestem na coraz bardziej wygranej pozycji.
CZYTASZ
Nienawidzę Twojego Sklepu (Ale Niekoniecznie Ciebie)~ biedronka x żabka
FanfictionFanfik o pracowniku żabki x pracowniku biedronki Naprawdę nie wiem czego się więcej spodziewasz, enemies to lovers, pracownicy sklepów spożywczych Tak, mówię na poważnie