Następnego dnia, w trakcie przerwy na papierosa, stało się coś co wcześniej się nie działo. Podszedł do mnie ktoś kto nie był Ryanem. Wiem szok. Ktokolwiek do mnie sam z siebie podchodzi.
Ale nie skończyło się na tym, że ktoś nie był Ryanem. Wręcz przeciwnie. Był to wysoki, opalony blondyn w granatowym garniaku z bukietem kwiatów w dłoniach. Na twarzy miał przyklejony sztuczny uśmiech, a z jego oczu można byłoby powiedzieć, że leciały iskry. Na jego widok, aż mnie ciarki przechodziły. Te negatywne.
Niesamowite jakim przeciwieństwem gość jest od Ryana i chyba wiem już nawet dlaczego i kto to.
- Dzień dobry Panu - przywitał się mężczyzna, skłaniając głowę w moją stronę. Nie zdziwiłbym się, gdyby miał melonik to by go przede mną zdjął. Poczułem się dziwnie. Jakbym był za mało ubrany co do sytuacji, patrząc na mężczyznę przede mną i jego frak.
- Dobry - odpowiedziałem, zapalając papierosa, którego w tym czasie wsadziłem do ust. Na moje cholerne nieszczęście, gaz w zapalniczce mi się kończył i zapalenie papierosa była czymś okropnie trudnym.
Wysoki blondyn przede mną wyjął z kieszeni zapalniczkę i podpalił mi papierosa. Wymamrotałem ciche podziękowanie i zaciągnąłem się wypragnioną używką.
- Wie Pan może gdzie znajdę kogoś o imieniu Ryan Frosch? - zapytał blondas i od razu domyśliłem się kto to może być. Wszystkie moje podejrzenia się spełniły co do tego kim może być nieznajomy mężczyzna.
Dokładnie zmierzyłem mężczyznę wzrokiem, starając się go porównać do tego co sobie mogłem wyobrazić słysząc imię "Kendall" i "właściciel sklepu". Na pewno nie tego typka. Wyobrażałem sobie kogoś chudego, niskiego, z poważną starą buzią, coś około 40. Ten ktoś był wysoki, dobrze zbudowany, przystojny i mniej więcej w moim wieku. Strzelam, że ma 29 lat, tak maksymalnie jeśli miałbym się uprzeć że ma być starszy.
- Może i wiem - odpowiedziałem mężczyźnie, wypuszczając z ust dym - Pan Kendall, jak mniemam?
- Kendall McDonelly - przedstawił się, jeszcze raz skłaniając mi się wpół. Autentycznie zacząłem współczuć Ryanowi. Wszystko nabrało zupełnie nowego światła.
- Ta, ta, jasne. Skoro już się schylasz to możesz mi laskę zrobić - rzuciłem sarkastycznie, zaciągając się ponownie papierosem. Gość z jakiegoś powodu już mnie denerwował, a jedyne co zrobił to się przedstawił i spytał o Ryana.
- Proszę?
- Nie musisz się tyle kłaniać. Mamy XXI wiek, nikt już tak nie robi, chyba że gra w filmie - wyjaśniłem zdezorientowanemu mężczyźnie - Nicolas Coccinele.
- Miło mi pana poznać - odpowiedział radośnie blondyn, wyciągając w moją stronę dłoń. Westchnąłem ciężko i uścisnąłem ją pewnie. Mężczyzna zdawał się być przez to wniebowzięty - Więc, znasz Ryana? Pracuje z tobą?
- Cóż... Czy ja go znam... - zastanowiłem się głęboko nad odpowiedzią, a kątem oka zauważyłem ruch zielonego mundurka daleko, po drugiej stronie ulicy, dokładnie za blondynem. Ryan stał w wejściu dla pracowników i machał do mnie rękami w przeczący sposób - Eee... Wie Pan co? Tak, znam go. Zaprowadzę pana do niego! - zaproponowałem, otrzymując od Ryana głośnego plaskacza w jego własne czoło. Ah. Tak, właśnie tej reakcji oczekiwałem.
- Byłoby cudownie - powiedział przeszczęśliwy blondyn, prostując się i poprawiając swój granatowy garniaczek. Śmiać mi się tym bardziej chciało na jego widok.
- Proszę za mną, panie McDonald - powiedziałem z jak najbardziej poważną miną byłem w stanie. Położyłem dłoń na ramieniu mężczyzny, który widocznie nie był zadowolony z mojego przekręcania nazwiska i zacząłem prowadzić go przez ulicę do żabki, gdzie w środku ukrywał się jeden z poszukiwanych pracowników. Skurczybyk się schował, kiedy tylko Kendall się obrócił w jego stronę.
CZYTASZ
Nienawidzę Twojego Sklepu (Ale Niekoniecznie Ciebie)~ biedronka x żabka
FanfictionFanfik o pracowniku żabki x pracowniku biedronki Naprawdę nie wiem czego się więcej spodziewasz, enemies to lovers, pracownicy sklepów spożywczych Tak, mówię na poważnie